Maja Włoszczowska: Nauczyłam się cieszyć życiem

Srebrna medalistka Maja Włoszczowska tłumaczy, dlaczego Adam Małysz jest dla niej wzorem, i wyjaśnia, po co pomalowała paznokcie na złoto.

Aktualizacja: 21.08.2016 23:25 Publikacja: 21.08.2016 18:32

Maja Włoszczowska

Maja Włoszczowska

Foto: AFP

Rzeczpospolita: Było tak, jak pani chciała?

Miałam założenie, żeby po prostu pojechać perfekcyjny wyścig. Nie myśleć o wyniku, nie myśleć o medalu, żeby nie popełnić błędów. Udało się. Miałam bardzo dobry start. Potem nie spadłam poza piąte miejsce. Z Jenny Rissveds jechałyśmy na drugiej pozycji. Potem dołączyła do nas Jolanda Neff, dogoniłyśmy prowadzącą Lindę Indergand. Było trochę nerwowych sytuacji, ale starałam się zachować spokój. Pierwszy atak Szwajcarki nie miał znaczenia. Wiedziałyśmy, że ją dogonimy. Skupiłyśmy się na swoim tempie. Najważniejszy moment wyścigu to ten, gdy zaatakowała Jenny i Jolanda zaczęła odstawać. Do ostatniej rundy wierzyłam, że mogę walczyć o złoto, ale Szwedka było po prostu mocniejsza.

Typowała pani Neff do zwycięstwa...

Jenny od początku sezonu jest bardzo mocna. Miała trochę pecha, bo upadek podczas PŚ w Albstad spowodował, że skończyła wyścig druga. Wiedziałam, że trzeba się jej obawiać. Miała też taki program startów jak ja. Opuściła PŚ w Mont-Sainte-Anne na rzecz przygotowań wysokogórskich i widać, że to był dobry program.

Złote paznokcie miały przyciągnąć złoty medal?

Zdecydowanie tak. Plan był taki, żeby mieć je kolorowe, ale zobaczyłam wczoraj zdjęcie Mariany Pachon, Kolumbijki, która w BMX-ach zdobyła złoto i w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Także dlatego, że bardzo mile wspominam Kolumbię i Kolumbijczyków. Trenowałam w okolicy, gdzie Pachon mieszka, tam wszyscy trzymali za mnie kciuki. Dostałam mnóstwo esemesów od poznanych tam ludzi, więc jak zobaczyłam złote paznokcie ich złotej dziewczyny, nie mogłam zrobić inaczej.

To srebro nie jest jak złoto?

Medal olimpijski każdy sportowiec bierze w ciemno. Jasne, że marzyłam o złocie, tym bardziej że srebro już mam. Właściwie wiele sreber. Ale dziewczyn, które myślały, żeby tu wygrać, było dużo, policzyłam, że co najmniej sześć. A ja jestem druga – to jest wielki sukces.

Jest pani skazana na srebro?

Chyba pan próbuje wymusić odpowiedź na pytanie, czy pojadę do Tokio. Ale nie wiem, co przyszłość przyniesie. Jasne, że chciałabym mieć złoto, ale nie mam. Trzeba cieszyć się ze srebra. Mieliśmy przecież sporo pechowych sytuacji przez ostatnie lata. Tutaj wszystko zagrało. To jest najważniejsze. Cała moja drużyna też ma ten medal.

Czy te cztery lata po Londynie to była lekcja pokory i cierpliwości?

Nie powiedziałabym, że pokory. Bardziej lekcja życia. Nauczyłam się przede wszystkim nie myśleć o wynikach, o medalach, tylko starać się cieszyć życiem, cieszyć tym, co robię. To były też wspaniałe cztery lata, pełne przygód. Owszem, było dużo pecha, ale czasem pech daje wiele pozytywnych emocji, tak jak w tym roku na mistrzostwach świata. Kibice na mecie skandowali moje imię, bo dałam im fantastycznie emocje.

Ma pani na ręku opaskę z nazwiskiem nieżyjącego przyjaciela, trenera i świetnego kolarza Marka Galińskiego...

Tak, starałam się, by trzymała się na medalu, ale spada. Strasznie mi przykro, że nie ma go dziś z nami. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie on. Michał Krawczyk, który jest teraz moim trenerem, też współpracował z nim bardzo długo. Przygotowywałam się do tego wyścigu według szkoły Marka. Mogę mu dedykować ten medal.

Zdobyła pani medal osiem lat po srebrze w Pekinie. Czy kolarstwo górskie można uprawiać z sukcesami jeszcze dłużej?

To jest właśnie piękno tej odmiany kolarstwa, że nadaje się dla młodszych i starszych. Wygrała Szwedka, która nie ma 23 lat, ja będę miała wkrótce 33, Catharine Pendrel jest starsza ode mnie. Gdyby nie kontuzja, być może o medal walczyłaby Sabine Spitz, która ma 45 lat. Ale najważniejsze jest to, że trening wciąż sprawia mi przyjemność.

Da się porównać medale z Rio i Pekinu?

Na pewno praca przed Rio była trudniejsza, przygotowania dłuższe, wymagały więcej cierpliwości, dbania o zdrowie, o każdy detal. Sprawdziliśmy sprzęt, także każdy zakręt trasy.

Mówiła pani nieraz, że pani wzorem jest Adam Małysz. Dlaczego?

Adam wprowadził do sportu bardzo ważne stwierdzenie, by nie myśleć o medalach, tylko o tym, by oddać dwa dobre skoki. Dla mnie polega to na tym, żeby się świetnie przygotować oraz pojechać jak najlepiej. Adam pokazywał też zawsze sportową pokorę, do końca kariery. To wspaniały sportowiec i wzór dla wielu.

Rzeczpospolita: Było tak, jak pani chciała?

Miałam założenie, żeby po prostu pojechać perfekcyjny wyścig. Nie myśleć o wyniku, nie myśleć o medalu, żeby nie popełnić błędów. Udało się. Miałam bardzo dobry start. Potem nie spadłam poza piąte miejsce. Z Jenny Rissveds jechałyśmy na drugiej pozycji. Potem dołączyła do nas Jolanda Neff, dogoniłyśmy prowadzącą Lindę Indergand. Było trochę nerwowych sytuacji, ale starałam się zachować spokój. Pierwszy atak Szwajcarki nie miał znaczenia. Wiedziałyśmy, że ją dogonimy. Skupiłyśmy się na swoim tempie. Najważniejszy moment wyścigu to ten, gdy zaatakowała Jenny i Jolanda zaczęła odstawać. Do ostatniej rundy wierzyłam, że mogę walczyć o złoto, ale Szwedka było po prostu mocniejsza.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków