Prezydent nie pozostawia wątpliwości: podpisze ustawę przygotowaną przez PiS w sprawie uczynienia 12 listopada dniem wolnym od pracy. Poinformował o tym w poniedziałek rzecznik prezydenta Błażej Spychalski. Jak ocenił, parlament podjął „słuszną i oczekiwaną przez Polaków inicjatywę". Było to niespodziewane oświadczenie, szczególnie że jeszcze dwie godziny wcześniej rzecznik tłumaczył, że decyzji być nie może, „bo nie jest znana treść ustawy".
Dom wariatów?
Skąd się brał sceptycyzm prezydenta? W piątek Senat poparł ustawę o święcie narodowym z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości, ale z poprawkami. To oznacza, że ustawa musi wrócić do Sejmu. Najbliższe posiedzenie odbędzie się dopiero 7–9 listopada. Dokładna data debaty i głosowania nad wolnym dniem 12 listopada nie została jeszcze ustalona. Wiadomo jednak, że ten kalendarz daje prezydentowi wyjątkowo mało czasu na złożenie podpisu.
Czy PiS może liczyć na wdzięczność elektoratu za ten nieoczekiwany prezent? Zgodnie z badaniem IBRIS przeprowadzonym na zlecenie „Rzeczpospolitej", 50 procent badanych negatywnie ocenia decyzję o wprowadzeniu dnia wolnego. Pozytywnie – nieco ponad 40 procent. A prawie 10 procent respondentów nie ma zdania w tej sprawie.