Zaledwie 55 osób w rekrutacji zewnętrznej przyjęto do Służby Ochrony Państwa od jej powstania, a więc w ciągu dziewięciu miesięcy tego roku. Powodem są – jak mówią nam osoby, które chciały służyć w tej formacji, ale nie zdały testów sprawnościowych – wymogi „jak do Legii Cudzoziemskiej". Z drugiej strony do SOP, którym kieruje były policjant, masowo przenoszą się policjanci – w tym samym czasie przyjęto ich aż 88.
Odchodzą z policji
Przejście mundurowych z innych służb do nowej formacji umożliwiła ustawa o SOP. – Okazało się, że policjanci zdominowali służbę. Dlatego złośliwie nazywamy ją Paluchem (Na Paluchu to warszawskie schronisko dla psów – red.) – opowiada nam były funkcjonariusz. Jak twierdzi, wszystko zmierza do tego, by ochronę rządową wcielić do policji – SOP byłby biurem w KGP.
Z policji wywodzą się obecny szef SOP Tomasz Miłkowski i jeden z jego zastępców – Robert Nowakowski. A w październiku tego roku podinsp. Jolanta Buczyńska-Koc, po zaledwie roku pracy na stanowisku wicekomendanta policyjnej szkoły w Słupsku, zrzuciła mundur i weszła do SOP z zachowaniem „ciągłości służby". Została mianowana zastępcą dyrektora zarządu (zarząd to nazwa wydziału). Jakiego? To zdaniem rzeczniczki SOP tajemnica.
„Struktura etatowa Służby Ochrony Państwa jest niejawna, zakres realizowanych zadań funkcjonariuszy nie może stanowić informacji publicznej" – odpowiada nam Anna Gdula-Bomba.
W marcu stanowisko komendanta powiatowego policji rzucił Andrzej Sidorowicz-Radzikowski (został dyrektorem zarządu). Według naszych rozmówców to właśnie on jeździ po Polsce, głównie po szkołach średnich, i zachęca do pracy w SOP. Z kolei Buczyńska-Koc ma odpowiadać za szkolenia funkcjonariuszy.