I wprowadził słuchaczy w błąd.
Zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych marszałek Sejmu, przed wyborem na stanowisko prezesa NIK, kieruje do szefa ABW wnioski o informacje na temat kandydatów, w tzw procedurze uproszczonej. Jak potwierdził nam w odpowiedzi udzielonej już 26 września Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych, „Kancelaria Sejmu nie skierowała wniosków o informacje na temat żadnego z kandydatów na Prezesa NIK, ani Mariana Banasia ani Borysa Budki”.
Marszałek Sejmu miał na to czas od 26 lipca, kiedy to Marian Banaś został formalnie zgłoszony przez klub parlamentarny PiS. To był jednak gorący czas dla ówczesnego marszałka - Marka Kuchcińskiego - z powodu afery z jego lotami do domu rządowymi samolotami. Czy dlatego takiego wniosku nie skierował? A może PiS był przekonany, że wieloletni wiceminister i minister finansów jest prześwietlony przez służby na wylot?
Języka w służbach na temat Banasia mogła i powinna zasięgnąć następca Kuchcińskiego, Elżbieta Witek. Miała na to blisko 3 tygodnie - Banaś został wybrany na stanowisko 30 sierpnia. Nie zrobiła tego jednak, co dziś partii rządzącej odbija się czkawką.
Wbrew temu co twierdzi dziś wicepremier Jacek Sasin, istnieje odpowiedzialność ABW za Mariana Banasia. Jak pisała „Rzeczpospolita” Marian Banaś, z racji piastowanych funkcji w państwie, posiada dostęp do tajemnic najwyższej kategorii – tajne i ściśle tajne - nieprzerwanie od 2001 r. Aby otrzymać certyfikat poświadczenia bezpieczeństwa, osoba taka przechodzi przez sito służb. Kandydat musi wypełnić szczegółową, liczącą kilkadziesiąt stron ankietę. Są w niej pytania o wszystko – poczynając od tego czy osoba pije alkohol, bierze narkotyki, miała romans, czym zajmują się członkowie jej rodziny, aż po pytania o to, czy utrzymuje kontakty z osobami ze środowisk przestępczych. Trzeba wskazać cały majątek, nawet zbywany w ostatnim czasie.