Eufemistyczne wyrażenia, takie jak „uporządkowanie zagadnień ustrojowych" czy „usprawnienie procedury nominacyjnej", ukrywają rzeczywiste cele wprowadzonych zmian, które bez większego trudu można wskazać na podstawie treści poszczególnych regulacji zawartych w projekcie.

W istocie chodzi bowiem głównie o wymuszenie na sędziach niestosowania prawa Unii Europejskiej w zakresie, w jakim m.in. wynika to z wyroku TSUE z 19 listopada 2019 r. Ewidentnym celem projektu jest także doprowadzenie do obsadzenia urzędu pierwszego prezesa Sądu Najwyższego przez urzędującego prezydenta Rzeczypospolitej, na wypadek gdyby przegrał on wybory prezydenckie w 2020 r.

Czytaj także: Pietryga: Spór o sądy wraca do Polski

Obsadzenie odpowiednią osobą funkcji pierwszego prezesa pozwoliłoby na przejęcie przynajmniej wizerunkowej kontroli nad Sądem Najwyższym oraz, co ważniejsze, realnej kontroli nad Trybunałem Stanu. Pierwszy prezes Sądu Najwyższego jest bowiem przewodniczącym tego Trybunału z mocy prawa i ma realny wpływ na kształtowanie składów orzekających. To z kolei może uniemożliwić skuteczne pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej przed tym organem.

Nie bez znaczenia jest również marginalizacja roli samorządu zawodowego sędziów, który powinien zostać pozbawiony dotychczasowych funkcji opiniodawczych i kontrolnych wobec nominowanych przez ministra sprawiedliwości prezesów sądów powszechnych.