Przydatność tabel i formuł matematycznych w sprawowaniu urzędu sędziego

Istnieje przekonanie, że aby oddać komuś sprawiedliwość, trzeba jego sprawę rozpatrzyć indywidualnie, bo tylko dopasowanie sankcji do osoby sprawcy i czynu spełni oczekiwania wymiaru sprawiedliwości i społeczeństwa. Zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o czyn szczególnie dotkliwy dla społeczeństwa.

Publikacja: 24.12.2017 14:00

Sądy w każdej z kilku tysięcy spraw rocznie dokonują wykładni, czym jest krzywda po śmierci członka

Sądy w każdej z kilku tysięcy spraw rocznie dokonują wykładni, czym jest krzywda po śmierci członka najbliższej rodziny, oraz określają wymiar tej krzywdy w przeliczeniu na pieniądze

Foto: Rzeczpospolita

Uznaje się wówczas, że potrzebne jest indywidualne osądzenie zarówno czynu, jak i osoby. Takie podejście wyznacza sądom większy nakład pracy, co przekłada się na „zatkanie" sądów. Pytanie brzmi więc: czy zawsze jest to rzeczywiście konieczne i niezbędne, a kiedy można postępować inaczej oraz jak?

Różne niepożądane i złe zachowania ludzkie się powtarzają, dawno już więc uznano, że można je skatalogować i do każdego przyporządkować odpowiednią karę. Tak powstawały w szczególności kodeksy karne. Stąd też bierze się zasada stanowiąca podstawę praworządności: „nullum crimen sine lege", czyli nie ma kary bez czynu uprzednio zabronionego. Przydatne sądom i wymiarowi sprawiedliwości uproszczenie ma się odwoływać do aktu wymiaru sprawiedliwości. Akt ten ma polegać na tym, że sprawiedliwość powinna zostać „dopasowana" do sprawcy i tak na niego oddziaływać, aby skutecznie naprawić skutki jego czynu, przynajmniej w odczuciu społecznym, dając satysfakcję odpłaty i napiętnowania zła. Ponadto pełen akt sprawiedliwości oprócz osądzenia czynu domaga się naprawienia wyrządzonego zła. Inaczej wymiar sprawiedliwości stanie się tylko odpłatą czy nawet zemstą.

Czy jest jednak możliwe jakieś uproszczenie stosowania prawa przez odejście od indywidualnych ocen bez szkody dla wszystkich funkcji i zadań, jakie stawiamy przed prawem?

Nie ma jak przeliczyć krzywdy

Warto się posłużyć studium konkretnego przypadku, w dodatku związanego z rozwojem prawa i osadzonego również w nowej rzeczywistości społeczno-ekonomicznej. Takie cechy ma przypadek zadośćuczynienia, jakie wypłacają ubezpieczyciele rodzinom osób zmarłych skutkiem wypadków drogowych (podstawa prawna to art. 446 § 4 kodeksu cywilnego). Gwałtowny rozwój motoryzacji oprócz poprawy warunków życia przyniósł także wypadki drogowe. Ich ofiary doznają szkód materialnych, a także zdrowotnych, które są rekompensowane odszkodowaniami z obowiązujących we wszystkich cywilizowanych państwach obowiązkowych ubezpieczeń. Istnieje jednak szczególny rodzaj krzywdy wywołanej wypadkami drogowymi – to cierpienia psychiczne rodzin osieroconych.

Ustawa z 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych określa, jak zakłady ubezpieczeń, wstępując w miejsce sprawców, pokrywają szkody powstałe wskutek wypadków drogowych. Kodeks cywilny natomiast określa i reguluje odpowiedzialność za czyny zabronione, a takimi z winy nieumyślnej są szkody z wypadków drogowych. Ustawodawca uznał jednak taką regulację za niekompletną, dlatego od 3 sierpnia 2008 r. obowiązuje istotne uzupełnienie w postaci art. 446 § 4 k.c. Przepis ten domyka sferę odpowiedzialności sprawcy i równocześnie ją uzupełnia. Albowiem oprócz odpowiedzialności za skutki materialne czyni sprawcę odpowiedzialnym materialnie za niematerialną krzywdę, jakiej doznają osoby z najbliższej rodziny zmarłego (z powodu jego śmierci spowodowanej przez tego sprawcę). Dyspozycja artykułu jest niestety pozbawiona jakichkolwiek przesłanek pozwalających na przeliczenie znamion wyrządzonej krzywdy na kwotę zadośćuczynienia. Warto dodać, że zastosowanie tego przepisu, choć ma charakter uniwersalny, w praktyce ogranicza się do szkód komunikacyjnych (co z całą pewnością daje się wytłumaczyć wypłacalnością ubezpieczycieli w przeciwieństwie do znikomej wypłacalności sprawców pozbawionych ochrony ubezpieczeniowej). W efekcie sądy w każdej z kilku tysięcy spraw rocznie dokonują wykładni, czym jest krzywda po śmierci członka najbliższej rodziny, oraz określają wymiar tej krzywdy w przeliczeniu na pieniądze. Takie ustalenia mają być dokonywane zawsze od początku, samodzielnie i od nowa w każdej sprawie – co przekłada się w równie zrozumiały, jak i niekorzystny sposób na szybkość postępowania.

Ujednolicać w górę

Czy ktoś wierzy w zupełną niezawisłość sądów przy ferowaniu wyroków o wysokości zadośćuczynienia? Jak najbardziej i oczywiście tak, ponieważ dowodem jest rozbieżność wyroków w takich samych sprawach w zależności od tego, który sąd, gdzie i kiedy orzekał w danej sprawie. Tak pojmowanej niezawisłości nie doceniają jednak ci, którym mniej zasądzono. Przeciwnie, domagają się w apelacjach, aby sąd odwoławczy „ujednolicił" orzecznictwo, zasądzając tak samo jak w innych sprawach, i zupełnie przypadkiem wchodzą w grę najwyższe kwoty, a nie te najmniejsze, które też zasądzono w jak najbardziej podobnych sprawach. W tej sytuacji nie do pozazdroszczenia jest los pełnomocnika, który przez klienta postrzegany będzie jako niestaranny lub gorszy – skoro przed innym sądem w identycznej sprawie inny pełnomocnik uzyskał większą kwotę.

Dalszym efektem wymaganej od sądów uznaniowości będzie niepewność warunków ugody, którą ubezpieczyciel chciałby zaproponować. Bo osoby uprawnione zawsze mogą uznać, że więcej im się należy, i dalej się procesować. Taka logika naraża ubezpieczyciela na dodatkowe koszty procesu i odsetki za zwłokę. W tym miejscu większość społeczeństwa odpowiada, że to nie szkodzi, bo ubezpieczyciel ma dużo pieniędzy i może zapłacić. Szkoda, że przedstawiciele tego poglądu nie wiedzą, że pieniądze na wypłatę odszkodowań zawsze pochodzą od ubezpieczających, a wzrost kwot i wypłat odszkodowań podnosi ceny polis. Co właśnie obserwujemy, a gdy ubezpieczenie jest obowiązkowe, mamy do czynienia ze wzrostem składek płaconych przez wszystkich (koszty transportu bezpośrednio i pośrednio obciążają całą gospodarkę i społeczeństwo). Może więc ubezpieczyciele żądają zbyt wiele i trzeba ich dochody ograniczyć? Niestety, jest zupełnie odwrotnie – od kilku co najmniej lat odnotowują straty na obowiązkowych OC dla kierowców, a Komisja Nadzoru Finansowego poleca przywrócić rentowność, czyli składki podwyższyć.

Pozostaje więc drugie możliwe rozwiązanie: ograniczenie wypłat dla poszkodowanych. To wydaje się nie do przyjęcia jako ograniczenie praw należnych osobom poszkodowanym. I tu jednak można się dopatrzyć paradoksu, bo wypłaty od zakładu ubezpieczeń obejmują zadośćuczynienie (jako postać odszkodowania za szkodę niematerialną) powiększone o koszty i odsetki. Gdyby kosztów i odsetek nie było, to przy spadku ciężaru finansowego zakładu ubezpieczeń pozostać może ten sam wolumen wypłat dla poszkodowanych. Otwiera się droga do powstrzymania wzrostu składek OC przy zachowaniu wysokości świadczeń.

Jakie warunki muszą być spełnione, aby ten cel osiągnąć? Są tożsame z eliminacją dodatkowych kosztów związanych z ustaleniem wysokości zadośćuczynienia. A są nimi najpierw koszty sądowe, potem odsetki za zwłokę i ewentualne prowizje za obsługę kancelarii odszkodowawczych, które w znacznej części takie sprawy prowadzą. Gdyby w art. 446 § 4 k.c. nie użyto zwrotu „sąd może", wypłacenie zadośćuczynienia przypominałoby likwidację szkody z terminem wypłaty świadczenia w terminie 30 dni, jak każdego innego świadczenia wypłacanego na warunkach ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych z 2003 r. Załóżmy więc, że tak właśnie jest, a wówczas napotkamy kolejną przeszkodę w postaci braku określenia kwoty, jaką należy wypłacić poszkodowanym, albo przesłanek jej wyliczenia.

Według uznania ustawy

W odniesieniu do szkód materialnych tzw. postępowanie likwidacyjne przeprowadza zakład ubezpieczeń poprzez zliczenie wszystkich kosztów restytucji szkody. Za krzywdę wyrządzoną wskutek śmierci osoby bliskiej żadnych rachunków być nie może, bo ma charakter niematerialny. Dlatego ustawodawca powierzył sądom ustalenie „odpowiedniej sumy pieniężnej" jako zadośćuczynienia. Kwotę zadośćuczynienia trzeba oszacować według uznania, choć obiektywnie nie da się jej wyliczyć. Wnioski nasuwają się już same. Ustawodawca powinien zastąpić uznanie, jakiego dokonuje sąd, uznaniem płynącym z ustawy i w ten sposób wyeliminować proces sądowy jako źródło, z którego na zasadzie wyłączności można czerpać kwoty słusznego zadośćuczynienia. Odetchnąć powinni wszyscy, – od poszkodowanych, którym przysługiwać będzie wypłata świadczeń zrównana w terminie z wypłatą odszkodowań, czyli 30 dni, przez ubezpieczycieli zwolnionych od kosztów sądowych i odsetek, po sądy mające mniej spraw. Nie można z tego wnioskować, że zostałyby całkowicie uwolnione od sądzenia spraw o słuszną kwotę zadośćuczynienia. W świetle art. 45 konstytucji i art. 6 europejskiej konwencji praw człowieka prawo do sądu w postaci konieczności zasądzenia należnego z ustawy roszczenia zamienia się w prawo dochodzenia tylko dopłaty, jeżeli osoba poszkodowana będzie się czuła pokrzywdzona.

Wszystko wskazuje na to, że potrzeba odpowiedniej tabeli, na podstawie której według wskazówek ustawodawcy będzie można ustalić właściwą kwotę. Zręby takiej tabeli już istnieją w postaci opracowania przygotowanego przez zespół działający pod auspicjami KNF. Do ustawodawcy należałoby tę tabelę zaakceptować lub skorygować oraz uczynić ją obowiązującą. Można też wskazać na jakąś formułę matematyczną – wybór i tu należy do ustawodawcy. W każdym jednak wypadku usprawni się proces ustalenia odpowiedniej kwoty i znacznie przyspieszy jej wypłata. Zmaleją też koszty.

Gdyby jednak priorytety były inne, np. szczegółowe wyjaśnienie było ważniejsze od kosztów i szybkości postępowania, to tabele i formuły matematyczne nie powinny mieć zastosowania. Prawo do sądu z art. 45 konstytucji zawsze pozostanie zachowane przynajmniej przez odwołanie do sądu od decyzji ubezpieczyciela. ?

Autor jest sędzią Sądu Gospodarczego w Krakowie. Główny specjalista w Ministerstwie Sprawiedliwości – Departamencie Nadzoru Administracyjnego. Wykładowca akademicki, autor oraz współautor publikacji fachowych i książkowych.

Uznaje się wówczas, że potrzebne jest indywidualne osądzenie zarówno czynu, jak i osoby. Takie podejście wyznacza sądom większy nakład pracy, co przekłada się na „zatkanie" sądów. Pytanie brzmi więc: czy zawsze jest to rzeczywiście konieczne i niezbędne, a kiedy można postępować inaczej oraz jak?

Różne niepożądane i złe zachowania ludzkie się powtarzają, dawno już więc uznano, że można je skatalogować i do każdego przyporządkować odpowiednią karę. Tak powstawały w szczególności kodeksy karne. Stąd też bierze się zasada stanowiąca podstawę praworządności: „nullum crimen sine lege", czyli nie ma kary bez czynu uprzednio zabronionego. Przydatne sądom i wymiarowi sprawiedliwości uproszczenie ma się odwoływać do aktu wymiaru sprawiedliwości. Akt ten ma polegać na tym, że sprawiedliwość powinna zostać „dopasowana" do sprawcy i tak na niego oddziaływać, aby skutecznie naprawić skutki jego czynu, przynajmniej w odczuciu społecznym, dając satysfakcję odpłaty i napiętnowania zła. Ponadto pełen akt sprawiedliwości oprócz osądzenia czynu domaga się naprawienia wyrządzonego zła. Inaczej wymiar sprawiedliwości stanie się tylko odpłatą czy nawet zemstą.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Prawo w Firmie
Trudny państwowy egzamin zakończony. Zdało tylko 6 osób
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Reforma TK w Sejmie. Możliwe zmiany w planie Bodnara