Mogą go wywołać ważne procesy społeczne czy polityczne, które wskazują, że coś się w państwie zacięło, źle działa i żeby to zmienić, trzeba dotknąć jego fundamentów. We Francji np. taki moment, a następnie zmiany ustrojowe wywołał w 1958 r. kryzys algierski i związane z nim dramatyczne wydarzenia.
W Polsce o zmianie ustawy zasadniczej zaczyna się mówić w kontekście destrukcyjnego sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego. To zdecydowanie za mało. Obecny kryzys nie powinien przy tym przykrywać debaty o istotnych dysfunkcjach państwa. I to powinno być punktem wyjścia w dyskusji, czy zmienić konstytucję.
Niedawno byłem na debacie poświęconej ustawie zasadniczej. Organizowali ją studenci Wydziału Prawa UW i przebiegała ona dość żywiołowo.
Jeden z uczestników dyskusji, znany konstytucjonalista, przekonywał, że co prawda mamy obecnie problem z TK, a ustawa zasadnicza ma swoje mankamenty, ale to za mało, by ją zmienić, że bezpieczniej zachować status quo. Padło też magiczne słowo „moment". To dość powszechna opinia.
Jednocześnie ów ekspert zwrócił uwagę na ciekawą kwestię, która zmusza do refleksji: że konstytucja ma chronić wolność i godność człowieka w sferze fundamentalnej. Kiedy człowiek żyje w biedzie, jego wolności stają się czysto teoretyczne. Nominalnie mądre głowy tłumaczą mu, że jest wolny i że gwarantuje mu to właśnie konstytucja, ale on tej wolności nie czuje.