Kopernik też był jeden, czyli o wielogodzinnym czytaniu wyroku ws. Amber Gold

Nie dochodziłoby do absurdów, gdyby prawnicy mieli odwagę się sprzeciwiać.

Aktualizacja: 10.08.2019 08:01 Publikacja: 10.08.2019 00:01

Kopernik też był jeden, czyli o wielogodzinnym czytaniu wyroku ws. Amber Gold

Foto: Fotorzepa/Radek Pasterski

Przez media przetacza się dyskusja w sprawie publicznego ogłaszania wyroku na oskarżonych w aferze Amber Gold. Przedstawiając problem w pigułce, debata sprowadza się do tego, jak ocenić decyzję przewodniczącej składu, która od maja tego roku odczytuje – w zasadzie do pustej sali – pisemny wyrok obejmujący 60 tomów akt (każdy tom po 200 kart). Wyrok będzie odczytywany do września, trzy–cztery razy w tygodniu przez około siedem–osiem godzin.

Czytaj też: Sędzia od dwóch miesięcy czyta wyrok. Skończy we wrześniu

W mediach społecznościowych internauci szeroko komentują ten fakt. Przeważa opinia, że czytanie ponad 19 tysięcy nazwisk pokrzywdzonych i popełnionych na ich szkodę jednostkowych czynów to kompletny nonsens.

Już blisko sto lat

Osoby z tzw. branży (prawnicy) oburzają się jednak jakoś mniej, a jeśli już, to jako winowajcę tego koszmarnego absurdu wskazują obowiązujące przepisy lub rządzących, którzy są odpowiedzialni za istniejące regulacje prawne.

Trzeba powiedzieć, że przepis przewidujący obowiązek publicznego ogłoszenia wyroku (art. 418 § 1 kodeksu postępowania karnego z 1997 r.) jest identyczny w swojej treści z art. 366 § 1 kodeksu z 1969 r. i w zasadzie tożsamy z przepisem art. 373 kodeksu postępowania karnego z 1928 r. Zrzucanie winy za istniejące status quo na obecnego ustawodawcę jest albo wynikiem braku dostatecznej wiedzy, albo argumentacyjnym nadużyciem i wyrazem złej woli tych, którym jest znany fakt obowiązywania omawianego przepisu niezmiennie od blisko stu lat.

W czym jednak tkwi przyczyna, że sędzia, zamiast zająć się pisaniem uzasadnienia tego obszernego orzeczenia lub po prostu orzekaniem w innych sprawach, w których ludzie oczekują na wyrok, przez kilkaset godzin trawi swój zawodowy potencjał na czytanie tego, czego i tak nikt nie jest w stanie wysłuchać, a co jest przecież sporządzone na piśmie i przez niego własnoręcznie podpisane? Końcowa teza, którą postawię, jest odważna i podejrzewam, że dla części środowiska, która reprezentuje postawę źle rozumianego legalizmu, będzie nieakceptowalna. Zanim jednak przedstawię końcowe wnioski, kilka słów wyjaśnienia dla czytelnika nieobeznanego w zawiłościach prawnych.

Sąd to nie notariusz

Kwestię publicznej publikacji wyroków reguluje art. 418 § 1 kodeksu postępowania karnego: "Po podpisaniu wyroku przewodniczący ogłasza go publicznie; w czasie ogłaszania wyroku wszyscy obecni, z wyjątkiem sądu, stoją".

Zapytuję: gdzie w tym przepisie jest mowa o odczytywaniu wyroku? Z dodanego nowelą z 2013 r. art. 418 § 1a kodeksu, zgodnie z którym ,,ogłaszając wyrok, można pominąć treść zarzutów aktu oskarżenia", również nie wynika żadna taka powinność. Czy w procedurze karnej znajdziemy odpowiednik art. 94 § 1 prawa o notariacie, gdzie jest zapisany wymóg odczytania aktu notarialnego? Czy ustawowy zwrot ,,ogłoszenie" może być zatem uznany za synonim czynności, jaką jest ,,odczytywanie?".

Odpowiedź na to pytanie wydaje się dosyć oczywista, a nieprzekonanych odsyłam do „Słownika języka polskiego".

Pomiędzy ogłoszeniem, czyli podaniem czegoś do publicznej wiadomości, a odczytaniem (czytaniem czegoś głośno) nie ma logicznego związku wykluczania, ale też czynności te nie muszą być znaczeniowo równoważne. Można ogłosić wyrok, czytając go tak jak notariusz odczytuje sporządzony przez siebie akt notarialny – i taka forma jest powszechnie przyjęta w sądownictwie.

Co jednak zrobić, jeśli wyrok, tak jak w sprawie niniejszej, liczy 60 tomów? Czy taki sposób jego ogłoszenia ma jakikolwiek sens? Przeciwnie: forma ta, moim zdaniem, jest wynikiem obstrukcyjnej dla stron i wszystkich zainteresowanych quasi wykładni art. 418 § 1 kodeksu postępowania karnego, sprowadzającym interpretację kodeksowych regulacji do zwykłego absurdu.

Jaki jest ponadto sens odczytywania czegoś, czego nikt nie słucha? Dlaczego prawniczy legaliści optujący za bezwzględnym i bezwarunkowym czytaniem orzeczeń niezależnie od tego, czy zainteresowani się na ogłoszenie stawią czy nie, bagatelizują ustawowe określenie, że ogłoszenie to następuje publicznie? Wszak prawnicy odróżniają pojęcie działania publicznego od działania w miejscu publicznym i to drugie wcale nie musi oznaczać pierwszego. Czemu zatem służy kilkusetgodzinne czytanie wyroku do pustej sali? Czy nie można ogłosić wyroku, odczytując wprost tylko najbardziej istotne jego części, odwołując się do pozostałych opisanych w nim zagadnień w sposób sumaryczny? Ileż to razy, będąc prokuratorem, a potem sędzią sądów powszechnych różnych szczebli, słyszałem, jak przewodniczący, zamiast czytać nazwiska członków składu, skracał je do sformułowania („Sąd Okręgowy w... w składzie tu obecnym"). Czy takie ogłoszenie bez odczytania personaliów zamieszczonych na wokandzie drzwi sali sądowej też jest naruszeniem przepisów? Wszak wyrok jest sporządzony na piśmie i podpisany, strona może niezwłocznie po ustnym ogłoszeniu odebrać jego odpis w sekretariacie sądu.

Winna mentalność interpretatorów

Dopóki sędziowie, prokuratorzy, adwokaci i wszyscy wykonujący prawnicze zawody nie zmienią swojego podejścia do roli i znaczenia instytucji prawnych w kontekście służebnej roli, jaką powinny pełnić te instytucje wobec ich adresatów, dopóty będziemy mieli dysonans między rzeczywistą sprawiedliwością a jej faktycznym wymierzaniem.

Koleżanko i Kolego, miej czasami odwagę sprzeciwić się „utrwalonej linii orzeczniczej" i argumentowi, że ,„zawsze tak było", jeśli Twoja prawnicza interpretacja poprowadzi Cię do wniosków przeciwnych, ale jawnie rozsądnych, pozwalających na uniknięcie jurydycznych absurdów i wtórnego pokrzywdzenia stron. Nie bój się określenia, że w swoich poglądach „jesteś tylko jeden". Kopernik też był jeden. No i co? Czy ten argument jego przeciwników miał charakter merytoryczny?

Autor jest sędzią Sądu Najwyższego, pierwszym p.o. prezesa kierującego Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Skarg Publicznych SN, byłym sędzią i przewodniczącym Wydziału Karnego Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, wykładowcą w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury

Przez media przetacza się dyskusja w sprawie publicznego ogłaszania wyroku na oskarżonych w aferze Amber Gold. Przedstawiając problem w pigułce, debata sprowadza się do tego, jak ocenić decyzję przewodniczącej składu, która od maja tego roku odczytuje – w zasadzie do pustej sali – pisemny wyrok obejmujący 60 tomów akt (każdy tom po 200 kart). Wyrok będzie odczytywany do września, trzy–cztery razy w tygodniu przez około siedem–osiem godzin.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Kajetan Bartosiak: O badaniu trzeźwości nie tylko w Dniu Strażaka
Opinie Prawne
Zubik, Kaczmarczyk: Równi i równiejsi w wyborach sejmowych
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Znasz Tomasza Szmydta, a powiem ci kim jesteś
Opinie Prawne
Szewdowicz-Bronś, Małecki: Zbudujmy przejrzysty nadzór nad służbami specjalnymi
Opinie Prawne
Jerzy Kowalski: Szambo… szambu nierówne