Marek Domagalski: Internetowy sąd pokoju

Narastający anonimowy hejt to problem nie tylko atakowanych, ale społeczeństwa i państwa, które nie może zostawić bez opieki tak ważnego obszaru życia publicznego.

Aktualizacja: 11.04.2021 07:48 Publikacja: 11.04.2021 00:01

Marek Domagalski: Internetowy sąd pokoju

Foto: Adobe Stock

Niezależnie od tego, jak długo będzie trwać burza wokół masowej dystrybucji hejtu nie tylko zresztą na serwisie „Sok z Buraka", jedno chyba dotarło do wszystkich: cywilizowany język w przestrzeni publicznej ponosi klęskę, wypierany w dużym stopniu przez anonimowych hejterów, a może też ich sponsorów.

Gdy obraża i pomawia czy choćby dorabia nam gębę znana z nazwiska osoba, to można zareagować lub nie, ale dotknięty wpisem zamaskowanego autora jest praktycznie bezbronny i pozbawiony elementarnych praw. To problem nie tylko polityków, dziennikarzy, ale społeczeństwa i państwa, które nie może zostawić bez opieki tak ważnego obszaru życia publicznego.

Kiedy przed trzema miesiącami Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało, że przygotuje projekt ustawy do zwalczania fake newsów, napisałem „Ziobro porywa się na fake newsy", bo to niełatwe zadanie, wymagające współpracy międzynarodowej i z korporacjami działającymi w internecie. W szczególności zaangażowanie polskich sądów do walki z hejtem nie rokuje istotnej poprawy standardów w internecie, gdyż najpierw należałoby zapewnić w miarę powszechne zaufanie do sędziów – chyba że byliby do tych spraw dodatkowo wybrani – i powszechne uznanie procedurze. Nie widzę bowiem w takim sądzie sędziów, którzy kolegom ze studiów i aplikacji pracującym na tym samym korytarzu jawnie odbierają przymiot sędziego nie tylko w znaczeniu prawnym, ale i ludzkim.

Mamy więc dwa problemy do rozwiązania: ustalania autora lub producenta hejtu oraz brak sprawnego sądu (arbitra).

Pierwszą kwestią powinna się chyba zająć jakaś wyposażona w informatyków służba (bo dotychczasowe działania policji to stanowczo za mało) wspierająca poszkodowanych w ustalaniu sprawców naruszeń.

Co się tyczy sądu, to może być jeden dla całej Polski, w pełni zinformatyzowany i szybki. Prawników w nim nie unikniemy, ale mogliby zasiadać w nim ławnicy ze wskazania mediów, środowisk twórczych, nauki. Ważne, aby to była szeroka reprezentacja i aby składy były wyznaczane losowo, a najważniejsze, aby wyrok stwierdzający nadużycie wolności słowa był przegłosowywany wyraźną większością, np. 3 do 1 lub 4 do 2. Nie może być bowiem wątpliwości, że chcemy żyć w demokratycznym kraju wolności wypowiedzi i tylko istotne naruszenia może dotykać sankcja. Taki internetowy sąd pokoju.

Niezależnie od tego, jak długo będzie trwać burza wokół masowej dystrybucji hejtu nie tylko zresztą na serwisie „Sok z Buraka", jedno chyba dotarło do wszystkich: cywilizowany język w przestrzeni publicznej ponosi klęskę, wypierany w dużym stopniu przez anonimowych hejterów, a może też ich sponsorów.

Gdy obraża i pomawia czy choćby dorabia nam gębę znana z nazwiska osoba, to można zareagować lub nie, ale dotknięty wpisem zamaskowanego autora jest praktycznie bezbronny i pozbawiony elementarnych praw. To problem nie tylko polityków, dziennikarzy, ale społeczeństwa i państwa, które nie może zostawić bez opieki tak ważnego obszaru życia publicznego.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb