Zapowiedzi Ministerstwa Sprawiedliwości, że przygotuje projekt ustawy do zwalczania fake newsów, można by potraktować z uśmiechem, gdyby nie chodziło o bardzo poważne kwestie.
Od lat mamy problem pojawiających się w mediach elektronicznych nieprawdziwych wiadomości, niczym na prima aprilis. Trzeba też jednak pamiętać o fundamentalnej wolności wyrażania poglądów, czemu przecież internet służy.
Sprostowanie prasowe, mimo niedawnej reformy, wciąż jest niedrożne. Po pierwsze dopuszcza szeroką replikę na publikację, choć nawet w internecie nie ma na nią miejsca na czołowych stronach. Spory sądowe ciągną się latami. Kilka lat zajęło np. Sądowi Najwyższemu rozstrzyganie, czy pozwanym w sprawie o sprostowanie ma być redaktor naczelny z czasu publikacji czy aktualny.
Czytaj także: Fake news będzie zwalczany przez ślepy pozew
Dodajmy, że sprostowanie nie wyłącza prowadzenia równolegle lub w drugim rzucie procesu o odszkodowanie czy nawet karnego przeciwko autorom publikacji, co nieraz jest wykorzystywane do nękania dziennikarzy, a nie prostowania informacji.
W ministerialnym planie, bo trudno to nazwać nowym pomysłem, warte odnotowania są dwa elementy: elektronizacja procedury i sąd specjalistyczny. Tu jednak zaczynają się schody. Po pierwsze, jacy to będą specjaliści i czy będą się cieszyć zaufaniem. W takich sprawach fakty czasem trudno odróżnić od ocen, nieraz niesprawiedliwych, z mocnym elementem politycznym. I nie da się uciec od ważenia różnych wartości: czy np. potrzebujemy jako społeczeństwo niepełnej informacji o przekręcie polityka, czy mamy czekać miesiącami na w pełni sprawdzoną?
Orzeczenia sądowe, zakładając sprawność tego sądu, miałyby wpływ na debatę publiczną. Tu dochodzimy do sedna, czy nie byłaby to np. kolejna „Izba Dyscyplinarna" dla mediów oraz internautów, ciesząca się zaufaniem ministra sprawiedliwości, ale już nie stowarzyszeń sędziowskich, w wielu kwestiach także upolitycznionych.Oba warianty byłyby fatalne.
Musiałby to być natomiast sąd nie tylko bezstronny (co wymagałoby łatwego wyłączania sędziów przez strony sporu), ale i rozumiejący dzisiejsze media oraz demokrację.