Polski pawilon w katowickim Spodku. Pierwszy dzień obrad szczytu klimatycznego. Mówił już prezydent Duda, a Arnold Schwarzenegger pozwolił już sobie zrobić mnóstwo selfie i zagroził, że „w razie czego wróci na kolejny szczyt". Polska prezydencja też zapracowała na pamiątkowe fotki. Ulubionym miejscem uczestników są metalowe „instalacje" – siatki w kształcie prostopadłych koszy, całe wypełnione węglem. Między węglowymi kolumnami podświetlone zdjęcie pary rozłożonej na leżakach, radośnie uśmiechniętej z powodu słońca, czystego powietrza i latającego w górze dużego ptaka. Tu przychodzą wszyscy, niektórzy kolorowo ubrani, z kwiatami we włosach albo w ludowych strojach, dla nas bardzo egzotycznych. Co najmniej tak, jak dla nich promowanie węgla podczas światowego wydarzenia, mającego doprowadzić do radykalnego ograniczenia jego użycia w światowej gospodarce.
Na każdym kroku widać kompletne niezrozumienie, które wykazuje Polska wobec oczekiwań uczestników szczytu, ich wrażliwości na problem zmian klimatycznych, języka dokumentów międzynarodowych, jakiego używają, i symboli, którymi się posługują. Może dlatego np. nie znalazł się żaden wysoki urzędnik ani nawet ekspert, który z ramienia rządu wziąłby udział w panelu dotyczącym aspektu gender w dokonywaniu sprawiedliwych przemian na rynku pracy. No bo jak rząd – świętujący w pląsach urodziny rozgłośni ojca Rydzyka – miałby się wypowiadać na temat, którego kompletnie nie rozumie i którego istnienia nie akceptuje? Jak ministrowi Adamowi Lipińskiemu, który ma odpowiadać za równe traktowanie, miałoby słowo „gender" w ogóle przejść przez usta?
I jak mógłby prezydent Duda, który w poniedziałek mówił na szczycie, że troska o klimat jest chrześcijańskim obowiązkiem, powiedzieć następnego dnia górnikom na Barbórkę coś innego niż: „Nie pozwolę zamordować polskiego górnictwa tak długo, jak długo będę prezydentem"? I że domaganie się zmniejszenia poziomu zużycia węgla to działanie „wbrew interesom Polski"?
Polska prezydencja rozdawała także gadżety pamiątkowe. Większość z nich przygotowały Lasy Państwowe. Te same, które rozpętały awanturę z wycinką Puszczy Białowieskiej, zakończoną wyrokiem za łamanie prawa UE. Lasy, które promują polowania i handlują dziczyzną. To zresztą jest częścią całej strategii przyjętej przez nasz kraj na czas szczytu. Bardziej przypomina ona oprawę Barbórki, połączonej ze świętowaniem przez myśliwych Hubertusa. Nawet bezpłatne przekąski były z dziczyzny, co budziło popłoch większości uczestników, kiedy tylko orientowali się, że w celu uświetnienia imprezy życie musiał oddać jakiś niewinny jeleń.
Wbrew humorystycznym akcentom i pełnym niedowierzania uśmiechom gości sprawa jest poważna. Polska coraz bardziej odstaje od światowych standardów troski o środowisko i konkretnych przepisów Unii Europejskiej. A nawet od języka, którym posługują się urzędnicy i aktywiści, języka dokumentów ONZ, rezolucji i dyrektyw.