Jarosław Kaczyński być może wyciągnął wnioski z cyklu kolejnych porażek wyborczych i nauczył się panować nad partią w czasie kampanii. Osiągnął historyczne zwycięstwo i jako pierwszy polityk po 1989 r. może samodzielnie sprawować władzę w Polsce, nie będąc skazanym na żadne koalicje. Pierwsze dni po zaprzysiężeniu nowego rządu zdają się jednak sugerować, że nie wyciągnął wniosków z porażki, którą poniósł w efekcie swoich rządów w latach 2005–2007. Choć może wnioski wyciągnął, ale niewłaściwe. Tym bowiem, co wówczas przesądziło o problemach PiS, była wojna, którą ta partia zaczęła toczyć na wszystkich frontach.
Gdzie te korzyści
Wydawać by się mogło, że partia, która w kampanii wyborczej skupiała się na gospodarce, zachętach dla biznesu czy polityce prorodzinnej, pierwsze decyzje będzie właśnie podejmowała w tej dziedzinie. Owszem, premier Beata Szydło zapowiedziała w exposé, że obietnice socjalne zrealizuje w ciągu pierwszych 100 dni rządu. Widać jednak, że PiS ma dziś zupełnie inne priorytety, niż deklarował w kampanii wyborczej, w dodatku realizując je, otwiera kolejne fronty.
Pośpiech w pracach nad budzącą kontrowersje ustawą o Trybunale Konstytucyjnym sprawił, że PiS na dzień dobry skonfliktował się z dużą częścią środowisk prawniczych. Zmiany nie dają partii od razu władzy nad orzeczeniami Trybunału, choć przyspieszają „przejęcie" tej instytucji. Realny zysk wynikający z tej decyzji jest więc relatywnie mniejszy niż wizerunkowe koszty rozpętanej właśnie wojny.
To samo dotyczy ułaskawienia przez prezydenta Andrzeja Dudę Mariusza Kamińskiego. Nieprawomocny wyrok byłego szefa CBA nie przeszkadzał PiS w powołaniu go na stanowisko konstytucyjnego ministra, koordynatora służb specjalnych. Prezydent podjął jednak decyzję o ułaskawieniu, którą część sędziów uznała za ingerencję we władzę sądowniczą. Mało tego, uzasadniając swoją decyzję, Andrzej Duda mówił o „wyręczaniu" wymiaru sprawiedliwości, co dało środowiskom sędziowskim argument o łamaniu niezawisłości sądów.
Znów – korzyści polityczne znacznie mniejsze niż wizerunkowe koszty. Sondaż IPSOS pokazujący, że ponad połowa ankietowanych źle ocenia tę decyzję, a popiera ją tylko 22 proc., pokazuje, że nawet spora grupa wyborców PiS ma z ułaskawieniem Kamińskiego problem.