Bielecki: Serce Unii pozostanie liberalne

Fala populizmu zatrzymała się u granic Hiszpanii, Francji i Niemiec.

Aktualizacja: 22.11.2016 19:01 Publikacja: 22.11.2016 17:23

Bielecki: Serce Unii pozostanie liberalne

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Mało kto poza Hiszpanią zauważył, że 29 października Kortezy udzieliły wotum zaufania rządowi Mariana Rajoya. Świat żył wtedy wznowieniem przez szefa FBI Jamesa Comeya śledztwa w sprawie e-maili Hillary Clinton, co miało otworzyć drogę do Białego Domu dla Donalda Trumpa.

A jednak w Madrycie zdarzyła się rzecz niezwykła. Po czterech latach bolesnych reform socjalnych, które pozbawiły pracy co czwartego Hiszpana i radykalnie ograniczyły dochody pozostałych, naród nie dał się uwieść łatwym obietnicom populistycznej Podemos, jak przyznanie wszystkim minimalnego uposażenia czy umorzenie większości długów. W Madrycie nadal będzie rządziła Partia Ludowa, dzięki której Hiszpania stała się najszybciej rozwijającym krajem strefy euro. Po serii spektakularnych zwycięstw narodowo-populistycznych ugrupowań w Wielkiej Brytanii, Polsce, na Węgrzech, w Grecji i teraz USA – po raz pierwszy na Zachodzie wygrała liberalna demokracja.

Reconquista

Hiszpanie mają doświadczenie z odwracaniem, zdawałoby niepowstrzymanego, biegu wydarzeń. W VIII wieku to Don Pelayo, król Asturii, rozpoczął „reconquistę", odbicie niemal w całości przejętego przez muzułmanów kraju. Trwała pięć wieków, do 1492 r., gdy padła Granada.

Tym razem walka z narodowym populizmem może jednak trwać o wiele krócej. Przykład, który dali Hiszpanie, już okazał się zaraźliwy za Pirenejami. W minioną niedzielę pierwsza tura prawyborów w partii Republikanie przyciągnęła aż cztery miliony Francuzów, którzy chcieli wskazać, kto ma reprezentować umiarkowaną prawicę w wyborach prezydenckich 2017 r. i zadać klęskę liderce populistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen. Co jeszcze ważniejsze, aż 44 proc. postawiło na François Fillona, którego dystyngowany styl prowadzenia polityki jest zaprzeczeniem tego, co się wydarzyło w USA i Wielkiej Brytanii. Były premier Nicolasa Sarkozy'ego od miesięcy objeżdżał Francję, otwarcie obiecując „pot i łzy": ograniczenie wydatków państwa o 110 mld euro rocznie, zwolnienie pół miliona urzędników, wydłużenie czasu pracy z 35 do 39 godzin dla urzędników i 48 godzin dla sektora prywatnego, zniesienie przywilejów emerytalnych. Odwrotność tego, czym rok temu PiS podbił serca Polaków.

– Francuzi wiedzą, że ich kraj jest chory. Są gotowi postawić na reformy, jeśli ktoś wytłumaczy im ich sens. Prezydentura dla Fillona jest jeśli nie przesądzona, to bardzo prawdopodobna – mówi „Rz" politolog Gerard Grunber.

Ogłoszona w tę samą niedzielę co sukces Fillona decyzja Angeli Merkel o podjęciu walki o czwarty mandat na czele rządu nie była zaskoczeniem. Ale jak powiedział „Rz" Timothy Garton Ash, po zwycięstwie Trumpa i Brexitu nabiera nowego znaczenia, bo to teraz Merkel, nie prezydent USA, będzie przywódcą obozu zachodniej, liberalnej demokracji.

Francja wraca do gry

Kanclerz przyznaje, że będzie to najtrudniejsza kampania w jej życiu z powodu rosnącego znaczenia populistycznej AfD i kryzysu uchodźców. Mimo to, tak jak Fillon, ma ona wszelkie szanse wygrać wrześniowe wybory do Bundestagu: cieszy się poparciem 55 proc. Niemców, a SPD ma trudności ze znalezieniem lidera na jej miarę.

Jesienią 2017 r. obraz polityczny zjednoczonej Europy zapewne będzie wyglądał zupełnie inaczej. Niemcy, Francja i Hiszpania mogą wtedy tworzyć trójkąt wielkich liberalnych demokracji, które będą starały się odbudować siłę Unii po Brexicie. Na peryferie zostaną natomiast zepchnięte kraje, w których do władzy doszli eurosceptyczni, często populistyczni przywódcy, w tym Wielka Brytania, Polska, Węgry, Grecja, być może Austria. To grupa, która nie narzuci własnej wizji Unii, bo jej nie ma: Brytyjczycy chcą z Unii wyjść, Grecy robią wszystko, aby pozostać w strefie euro, Polacy starają się ograniczyć kompetencje Brukseli, Węgrzy chętnie kręciliby lody z Moskwą. Ta grupa nie jest też spójna geograficznie, co dodatkowo utrudnia uzgodnienie wspólnego programu.

Czy następnym krokiem może być podział Unii?

Wiele zależy od tego, czy w najbliższych miesiącach tak ważne kraje, jak Włochy i Holandia, pójdą śladami Hiszpanów, czy raczej wybiorą drogę Polski i Wielkiej Brytanii. Jeśli zwycięży ta pierwsza opcja, powstanie masa krytyczna sześciu krajów założycielskich Unii, a także Hiszpanii i może innych państw gotowych budować liberalną i demokratyczną Wspólnotę.

Na razie na żaden podział Unii nie zgadzają się Niemcy. Od przejęcia władzy przez PiS w październiku zeszłego roku Berlin robił wszystko, aby nie izolować Polski. Nad Szprewą nie chciano niweczyć ogromnego sukcesu, jakim z perspektywy Niemiec było poszerzenie Unii o Europę Środkową w latach 2004 i 2007. Niemcy nie miały też wówczas partnera, z którym mogłyby budować taką mniejszą Unię. Nawet Francja do tego się nie nadawała, bo François Hollande nie był w stanie wyrwać kraju z gospodarczego marazmu, a jego wizja integracji strefy euro zasadniczo polegała na przejęciu przez Niemcy francuskiego długu. A pogrążona w kryzysie Hiszpania nie interesowała się Europą.

Ale to się zmienia. Nowym szefem hiszpańskiego MSZ będzie wieloletni ambasador tego kraju przy UE Alfonso Dastis Quecedo. To sygnał, że Madryt znów wraca na dyplomatyczne salony. Na razie Hiszpanie chcą mieć decydujący wpływ na warunki Brexitu: to na Półwyspie Iberyjskim mieszka najwięcej brytyjskich emerytów, zaś na Wyspy wyjechało za chlebem wielu młodych Hiszpanów. No i pozostaje kwestia Gibraltaru. Ale stopniowo Madryt może znów stać się kluczowym graczem w innych obszarach Unii: nie zapominajmy, że to socjalista Felipe González wymusił powstanie funduszy strukturalnych, bez których plan Morawieckiego nie miałby żadnych szans powodzenia.

Ale także Francja pod rządami François Fillona może znów stać się poważnym partnerem dla Niemiec. – Była pani Thatcher w Wielkiej Brytanii, był pan Schroeder w Niemczech. Francja teraz też musi się odważyć na przełom – mówił dwa lata temu „Rz" Fillon. Już wkrótce może się więc okazać, że Paryż i Berlin znów łączy ta sama wizja zjednoczonej Europy. A w każdym razie łączy o wiele więcej niż Berlin i Warszawę.

Ostrzeżeniem dla polskich władz był już kryzys po zerwaniu kontraktu na zakup helikopterów Caracal. Niemcy stanęli wówczas solidarnie po stronie Francji i odwołali szczyt Trójkąta Weimarskiego. A kilkanaście dni później Merkel nie zaprosiła Andrzeja Dudy na pożegnalne spotkanie przywódców największych krajów Unii z Barackiem Obamą w Berlinie.

Kolejnym testem dla utrzymania dużej Unii będą obchody 60 lat zjednoczonej Europy w Rzymie wiosną 2017, kiedy Niemcy chcą przedstawić spójny plan rozwoju integracji w trzech dziedzinach: liberalnych reform gospodarczych, obrony i imigracji. W żadnym z tych obszarów Polska nie gra teraz na tych samych falach co Berlin. Jeśli to się nie zmieni, pokusa budowy małej Unii może okazać się nawet dla Merkel bardzo duża.

Nie tylko Ameryka

W ostatnim roku polski rząd nie zdołał ani zbudować spójnej Grupy Wyszehradzkiej, ani uprzywilejowanego partnerstwa z Wielką Brytanią. Po zwycięstwie Trumpa stawianie tylko na sojusz z Ameryką jest zaś ryzykowne. W tym układzie przystąpienie Polski do hiszpańsko-francusko-niemieckiego trójkąta będzie miało egzystencjalne znaczenie. W wyborach parlamentarnych za dwa i pół roku Polacy pokażą, na ile to rozumieją.

Mało kto poza Hiszpanią zauważył, że 29 października Kortezy udzieliły wotum zaufania rządowi Mariana Rajoya. Świat żył wtedy wznowieniem przez szefa FBI Jamesa Comeya śledztwa w sprawie e-maili Hillary Clinton, co miało otworzyć drogę do Białego Domu dla Donalda Trumpa.

A jednak w Madrycie zdarzyła się rzecz niezwykła. Po czterech latach bolesnych reform socjalnych, które pozbawiły pracy co czwartego Hiszpana i radykalnie ograniczyły dochody pozostałych, naród nie dał się uwieść łatwym obietnicom populistycznej Podemos, jak przyznanie wszystkim minimalnego uposażenia czy umorzenie większości długów. W Madrycie nadal będzie rządziła Partia Ludowa, dzięki której Hiszpania stała się najszybciej rozwijającym krajem strefy euro. Po serii spektakularnych zwycięstw narodowo-populistycznych ugrupowań w Wielkiej Brytanii, Polsce, na Węgrzech, w Grecji i teraz USA – po raz pierwszy na Zachodzie wygrała liberalna demokracja.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej