Gowin: Czas na nowe centralne okręgi przemysłowe

- Naszym kapitałem są przedsiębiorcze talenty i dorobek uczonych – mówi minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin

Aktualizacja: 20.01.2016 08:05 Publikacja: 19.01.2016 17:51

Gowin: Czas na nowe centralne okręgi przemysłowe

Foto: PAP, Andrzej Grygiel

- Zacznijmy od sprawy relatywnie najświeższej. Poproszę o pański komentarz  do decyzji Komisji Europejskiej o wdrożeniu mechanizmu ochrony państwa prawa.

- Uważam tę decyzję za nieprzemyślaną. Sądzę, że wynika ona z braku znajomości polskich realiów. Skoro ktoś twierdzi, że dziś wolność mediów w Polsce jest ograniczona, dlaczego nie reagował, gdy pod rządami poprzedniej koalicji policja bezprawnie inwigilowała dziennikarzy?

- Tylko że ta ostatnie sprawa  wypływa dopiero teraz…

-Nie, ta sprawa wypłynęła już wiele tygodni temu i nie spotkała się z żadnym zainteresowaniem ani instytucji unijnych, ani międzynarodowych organizacji stojących na straży praw człowieka czy wolności mediów. Dlatego krytycznie oceniam stanowisko Komisji. Uważam jednak, że polski rząd powinien prowadzić z Komisją spokojny dialog i krok po kroku wyjaśniać poszczególne zastrzeżenia. Przypominam też - i myślę, że będzie to istotnym elementem stanowiska rządu - że rozwiązania dotyczące zarówno mediów, jak i Trybunału Konstytucyjnego mają charakter tymczasowy.  Ich celem było usunięcie patologii, za które nie my ponosimy odpowiedzialność. Wiosną będzie gotów nowy projekt ustawy medialnej, który rozwieje wszelkie wątpliwości i potwierdzi, że Polska spełnia europejskie standardy niezależności mediów. Proszę też pamiętać, że wpływ na wybór władz mediów publicznych mają rządy większości krajów Unii Europejskiej

Natomiast jeśli chodzi o sprawę Trybunału, trzeba mieć na względzie, że w Europie funkcjonują różne modele sądownictwa konstytucyjnego. Istotą modelu polskiego wcale nie jest apolityczność sędziów. Mówienie, że sędziowie są apolityczni, trąci hipokryzją, bo wiadomo, że wyłaniani są w drodze negocjacji międzypartyjnych, a czasami wewnątrzpartyjnych. Istotą niezależności Trybunału miał być jego wewnętrzny pluralizm gwarantowany kadencyjnością. Twórcom tego modelu chodziło o to, by poszczególne grupy sędziów były wybierane przez posłów różnych kadencji Sejmu; by kolejnych sędziów wyłaniała odpowiednio następna większość parlamentarna. Zamachu na ten mechanizm dokonała koalicja PO-PSL wspierana przez SLD, co dziś nawet Leszek Miller uważa za błąd. My staramy się wybrnąć z impasu.

- Czyli uważa Pan, że ta nowelizacja ustawy o TK rzeczywiście ułatwi procedowanie w Trybunale, a nie odwrotnie, utrudni?

- Zaznaczyłem już, że zmiany mają charakter prowizoryczny, a rozwiązanie nie jest optymalne. Myślę że potrzebujemy nowej formuły sądownictwa konstytucyjnego. Za konieczne uważam powołanie Komisji Konstytucyjnej, która wypracuje przede wszystkim nową koncepcję Trybunału albo zaproponuje nową formę sądowej kontroli przestrzegania konstytucji przez władzę.

- Czy Pańscy partnerzy z PiS też dostrzegają taką potrzebę?

-  Wiele o tym rozmawiamy, bo sprawa ma znaczenie fundamentalne. Opinie wewnątrz koalicji są zróżnicowane. Jesteśmy obozem pluralistycznym i ten pluralizm jest naszą siłą. Ale propozycja przedstawiona na łamach „Rzeczpospolitej“ przez prezesa Kaczyńskiego to wspólne stanowisko.

- Także pan prezydent złożył obietnicę, że powstanie grupa ekspertów, zespół który zajmie się przygotowaniem reformy trybunału.

- Prezydent jest szczególnie predestynowany do tego, by w tej sprawie odegrać rolę arbitra. Przestrzegałbym jednak przed zrzucaniem na jego barki całej odpowiedzialności za wyjście z tego kryzysu. Prezydent stanął na wysokości zadania niwelując straty wynikające ze sporu wokół TK. Mam nadzieję że kolejne działania Pana Prezydenta spotkają się z otwartością ze strony opozycji, elit opiniotwórczych, a zwłaszcza ze strony środowiska sędziowskiego.

- Jest pan członkiem Rady ds. innowacyjności. To nowy projekt rządowy. Banałem jest stwierdzenie, że nasze korporacje nie są zbyt innowacyjne, przynajmniej technologicznie. Co  Państwo chcecie zrobić żeby to się zmieniło?

-Innowacyjność to kluczowy problem polskiej gospodarki. Wciąż mamy gospodarkę imitacyjną, a nie innowacyjną. Nie chcę deprecjonować rozsądnego naśladownictwa. Mądre imitacje też mogą przyspieszać rozwój gospodarczy, ale nie zapewnią Polsce wyrwania się z pułapki średniego rozwoju i zdobycia trwałych przewag konkurencyjnych. Wszyscy politycy w Polsce mają świadomość, że potrzebny jest wzrost innowacyjności, ale w ślad za tą świadomością nie szły dotąd przemyślane działania. Próbą wsparcia proinnowacyjnego rozwoju był projekt ustawy o innowacyjności przygotowany w kancelarii poprzedniego prezydenta, ale w trakcie prac nad tym projektem rządząca koalicja PO i PSL pozbawiła go prawie wszystkich atutów. Zrezygnowano na przykład z istotnych bodźców podatkowych, a brak zmian w ustawie o rachunkowości spowodował, że wprowadzone rozwiazania stają się dla przedsiębiorców ryzykowne. Dlatego Rada ds. Innowacyjności i zespół międzyresortowy już pracują nad nowymi przepisami - również podatkowymi - które będą impulsem zachęcającym przedsiębiorców do inwestowania w innowacje, a naukowców do współpracy z biznesem. Przede wszystkim musimy usunąć ograniczenia i bariery w prowadzeniu działalności innowacyjnej i inwestycyjnej, na które od lat skarżą się przedsiębiorcy. Za przygotowanie tej ustawy odpowiada MNiSW. Jej projekt przedstawimy na 100 dni rządu. Równolegle prowadzimy kompleksowy przegląd wszystkich przepisów i regulacji. Wyniki tej analizy zaprezentujemy w Białej Księdze, która posłuży nam jako podstawa już nie do kolejnych nowelizacji, tylko do napisania nowej ustawy. Jej powstanie to wyraz dążenia do uporządkowania i uproszczenia systemu prawa. Przykładem rozwiązań, które zamierzamy wprowadzić jest dołączenie do oceny skutków regulacji kryterium oddziaływania na innowacje. Chodzi o to, by tworząc nowe prawo od razu oceniać, jak wpłynie ono na gospodarczy rozwój Polski.

Ale nowa ustawa o innowacyjności to także warunek sukcesu sztandarowego projektu naszego rządu, czyli opracowywanej przez premiera Morawieckiego strategii neoindustrializacji Polski. Zakłada on stworzenie mapy potencjału gospodarczego Polski i wybranie tych obszarów, w których możemy osiągnąć konkurencyjność na poziomie światowym. Trzeba też oczywiście przyglądać się tym dziedzinom gospodarki, które mają największy potencjał rozwojowy w skali globalnej, takim jak nowe technologie energetyczne, samochody o napędzie elektrycznym, zaawansowane technologie cyfrowe czy medyczne.

Moim zadaniem będzie nałożenie na mapę potencjału gospodarczego drugiej mapy – potencjału polskiej nauki. Bo na dłuższą metę nasza gospodarka będzie konkurencyjna tylko wtedy, gdy opierać się będzie na dorobku polskich uczonych. Jako Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego dysponuję na ten cel w roku 2016 kwotą 8 mld złotych. Odpowiadam więc za największy na świecie program bezzwrotnej pomocy publicznej w dziedzinie innowacji. Na razie są to głównie pieniądze unijne. Mam jednak świadomość, że trzeba systematycznie zwiększać krajowe nakłady na badania i rozwój. Proszę docenić, że już w tym roku  rząd dokonał sporego wysiłku przeznaczając na naukę dodatkowe pół mld złotych. Niestety, zaniedbania poprzednich wielu lat powodują, że nakłady na badania i rozwój w Polsce (niespełna 1 procent PKB) są jeszcze zdecydowanie poniżej średniej unijnej. Poprzedni rząd zobowiązał się, że do roku 2020 osiągniemy poziom 1,7 %, ale nie zrobił nic w tym kierunku. Znajdujemy się więc teraz w położeniu bardzo trudnym - wywiązanie się z tych zobowiązań wymagałoby zwiększania nakładów na badania i rozwój o ponad 2 mld rocznie. Dlatego stworzymy zachęty podatkowe i prawne oraz będziemy usuwać bariery, by prywatny kapitał chętniej inwestował w B+R. Istotne jest wypracowanie systemu, który będzie wspierał innowacje na różnych etapach, a nie dokonywał tylko fragmentarycznych korekt. Musimy zrozumieć, że ważny jest ten cały złożony proces, który zaczyna się od badań podstawowych, a kończy na miliardowych inwestycjach w budowę fabryk i sprzedaż nowych produktów.

Badania prowadzone są na uczelniach, przeważnie publicznych, inwestycje to domena prywatnych funduszy. Połączenie tych dwóch obszarów to klucz do sukcesu. Są już pierwsze bardzo pozytywne przykłady. Znam firmę, która uruchomiła własny ośrodek badawczy, zainwestowała w B+R pół miliarda złotych i już po 5 latach wdrożyła do produkcji technologie, które budują jej globalną przewagę.

Do inwestycji w B+R zachęcimy też duże spółki skarbu państwa, by w coraz większym zakresie wykorzystywały osiągnięcia polskiej nauki.

- Co zrobić żeby wyższe uczelnie angażowały się w projekty biznesowe w większym stopniu niż dotąd? Jest niewielka liczba uczelni w Polsce np. AGH, czy WAT które naprawdę to potrafią. Natomiast większość uczelni jest bardzo mało elastyczna w tej kwestii. Jakie instrumenty należałoby uruchomić, by to realnie się zmieniło?

- Charakterystyczne jest to, że wymienili Panowie tylko uczelnie techniczne. Tymczasem na wzrost innowacyjności mają wpływ również inne dziedziny nauki. Sądzę, że błędem byłoby niedocenianie dalekosiężnego potencjału innowacyjnego nauk podstawowych – nie zbudujemy nowoczesnych technologii cyfrowych bez wysokiego poziomu matematyki czy fizyki. Nie powinniśmy się ograniczać do rozwijania nauk stosowanych kosztem pozostałych. Ale oczywiście z punktu widzenia gospodarki najważniejsze są nauki stosowane. Dlatego wzmocnimy wdrożeniową ścieżkę kariery akademickiej. Doktoraty i habilitacje będzie można uzyskać w oparciu o konkretne badania i wdrożenia. Głębokiej reformy nie unikną też instytuty badawcze, czyli dawne JBR-y. Wprawdzie część z nich funkcjonuje na bardzo wysokim poziomie, ale część ledwo wegetuje, utrzymując się na przykład z wynajmu pomieszczeń.

- Czy te najsłabsze zdecydujecie się zlikwidować?

- Na pewno poszczególni ministrowie będą musieli dokonać ich przeglądu. Dopiero wtedy będzie można odpowiedzialnie ocenić, które należy wspierać, bo mają potencjał, a które ewentualnie zlikwidować. Ostateczna decyzja zawsze będzie jednak należała do szefa danego resortu. Być może dobrym rozwiązaniem byłaby ich konsolidacja na wzór systemu niemieckiego. Dyskutujemy te kwestie z odpowiednimi ministrami.

- Czyli po stronie naukowej będziemy mieli przegląd instytucji i podnoszenie stopni naukowych. Jak jeszcze zmotywować naukę do aktywnej współpracy ?

- Zachęcać także finansowo. Dziś uczelnie i badacze mają minimalny udział w finansowych korzyściach z wdrożeń, do których się przyczynili. Trzeba usprawnić dotychczasowe rozwiązania dotyczące uwłaszczenia naukowców i komercjalizacji badań. Musimy też aktywniej rozwijać koncepcję brokerów innowacji. Taką rolą mogłyby pełnić działające przy uczelniach centra transferu technologii. Konieczna jest do tego profesjonalizacja tych działań i wzmocnienie w uczelnianej hierarchii. Twierdzę też, że umiejętność transferu wiedzy do gospodarki powinna być w większym stopniu uwzględniana w parametryzacji jednostek naukowych.

- Czy planujecie również aktywizacje młodzieży studiującej i młodych pracowników naukowych, czy na to macie pomysł?

- Tak, służy temu projekt budowy sieci start-upów, które mają być powiązane z dużymi spółkami skarbu państwa. Wielu młodych polskich wynalazców tworzy innowacyjne rozwiązania w małych hubach, co nas bardzo cieszy. Niestety swoje projekty często wdrażają już za granicą, co obserwujemy z goryczą. Dlatego trzeba zrobić wszystko, by zatrzymać ich w Polsce. To wielkie zadanie polskiego państwa, środowisk naukowych oraz biznesu. Jednym ze sposobów mogłoby być znalezienie im na samym początku partnera gotowego wdrażać tworzony wynalazek. Stąd powstał pomysł na wykorzystanie do tego spółek skarbu państwa.

- Mam wrażenie, że w tym systemie powinien być jeszcze jeden partner czyli dystrybutor. Bo wynalazca i producent nie poradzą sobie bez realnej możliwość skomercjalizowania, czyli najczęściej sprzedania innowacyjnego produktu. Czy myślicie o tym, żeby do projektu włączyć sieci sprzedażowe, które wdrożone i zrealizowane projekty będzie w stanie komercyjnie sprzedać?

- Bardzo trafna uwaga, dlatego że innowacje powinny służyć ludziom. To funkcjonalność innowacji decyduje o ich sukcesie. Tworzenie wynalazków czy nowatorskich rozwiązań bez praktycznego zastosowania nie prowadzi do wzrostu innowacyjności. Pomysł, by od początku wciągać w ten proces sieci dystrybutorów jest wart przemyślenia.

- Powstała Rada do spraw innowacyjności. Nie ma chyba w Polsce ciała z tak dużą ilością ministrów czy wicepremierów. Czy to w jakiś sposób nie rozmyje odpowiedzialności za ten projekt?

- Przeciwnie. Rada, w której skład weszło 3 wicepremierów, dowodzi, że przestawienie polskiej gospodarki na tory innowacyjności to priorytet naszego rządu. Uzupełnieniem Rady jest międzyresortowy zespół, który ma charakter operacyjny: spotyka się regularnie w każdym tygodniu. Już wkrótce przedstawimy konkretne efekty pracy, zarówno Rady, jak i zespołu. Tak więc nie chodzi tu o rozmycie odpowiedzialności, ale o skoordynowanie i przyspieszenie działań. Im więcej uda się uzgodnić w pracach międzyresortowego zespołu, tym mniej sporów na poziomie Rady Ministrów. Zyskujemy nie tylko czas, ale też większe zaangażowanie w realizację wspólnie opracowanych celów.

- W tej części pańskiej czy finansowej również?

- W części finansowej również. W tym miejscu chciałbym podziękować za bardzo dobrą współpracę resortowi finansów z ministrem Szałamachą na czele.

- Ma powstać biała księga barier, czy nad tym pracujecie ?

- Niedługo rozpoczniemy pogłębione konsultacje ze wszystkimi zainteresowanymi: z uczonymi, ludźmi biznesu i organizacjami biznesowymi, również organizacjami pozarządowymi. Będziemy omawiać, co najbardziej przeszkadza w rozwoju innowacji. Wspólnie postawiona diagnoza uchroni nas przed zaproponowaniem ułomnych rozwiązań.

- Macie już jakieś pierwsze wnioski?

- Wstępne wnioski już są, ale jeszcze za wcześnie, by o nich mówić. To efekt wielu spotkań, które odbyliśmy dotąd, przez te dwa pierwsze, intensywne miesiące. Niektóre kwestie pojawiały się podczas większości spotkań. Zwłaszcza te najbardziej oczywiste, czyli brak odpowiednich instrumentów podatkowych oraz popytu na innowacje.

- Innowacje powinno się robić dlatego że są potrzebne , to znaczy że to się opłaca, a mimo to w tym kraju w wydatkach na innowacje jest bardzo duży procent obcych technologii. To nie są innowacje, to są inwestycje. Tak naprawdę jest dużo mniej tych naszych wydatków innowacyjnych, niż to się pokazuje. Podstawową jednak sprawą jest to, że zmiana musi nastąpić w ludzkich głowach.

- Faktycznie, nie wystarczy zmiana procedur. Potrzebna jest także zmiana mentalności. W świecie biznesu, u polityków, urzędników i naukowców. Innowacja zawsze kojarzy się z ryzykiem. Dlatego trzeba się odważyć i zbudować państwo ofensywne, gotowe podejmować takie ryzyko oraz wspierać tych, którzy to robią. Jednym z elementów misji  Rady do spraw Innowacji będzie promocja postaw innowacyjnych i kultury proinnowacyjności. Najwyższy czas postawić sobie ambitne cele, takie jak wejście Polski do pierwszej dziesiątki najbardziej konkurencyjnych państw świata. Wymaga to, prócz innowacyjności, głębokiego poszerzenia wolności gospodarczej, czyli powrotu do idei deregulacji. W podobny sposób myśli wielu ministrów. Wiem, że  takie idee pojawiają się w Narodowej Radzie Rozwoju, którą powołał prezydent Duda. Mówiąc o zmianie mentalnej, trzeba uwzględnić też zasadę wydawania środków publicznych. Korzystanie ze środków publicznych, w tym także funduszy strukturalnych powinno być inwestycją, a nie chaotyczną absorpcją, jak to się działo w ostatnich latach.

- W jakich dziedzinach, branżach uważa Pan że powinniśmy kłaść największy nacisk na innowacyjność z uwagi na możliwie szybkie efekty?

- Wspomniałem już, które obszary gospodarki rozwijają się najszybciej na świecie: np. cyfrowa rewolucja i technologie energetyczne. Musimy też jednak przyjrzeć się, gdzie mamy w Polsce duży potencjał gospodarczy. Jednym z przykładów jest przemysł lotniczy. Myślę, że warto wrócić do koncepcji czegoś w rodzaju centralnych okręgów przemysłowych, ale na miarę XXI wieku. Na Lubelszczyźnie i na Podkarpaciu w samorzutny sposób powstało coś w rodzaju doliny lotniczej. Teraz trzeba dobudowywać do tego naukowe zaplecze innowacyjne. Mamy ogromny problem z nowoczesnymi centrami badawczymi, które pobudowaliśmy w ostatnich latach. Pod względem infrastruktury badawczej są one obiektem zazdrości naukowców nawet najlepiej rozwiniętych państw europejskich. Ale nie zapewniono tym ośrodkom funduszy na funkcjonowanie, a często tworzono je w oderwaniu od lokalnego potencjału naukowego. Zapewnienie ciągłości funkcjonowania tych ośrodków i doprowadzenie do ich komercjalizacji jest ogromnym wyzwaniem dla mnie i dla nowego rządu. Niektóre z nich to pomniki regionalnej megalomanii.

-Mówimy o środkach skarbu państwa. Czy odbiorcą tych innowacji nie mogłaby być również administracja państwowa. Mam wrażenie, że wciąż rozbudowuje się państwo urzędnicze. Aparat biurokratyczny w nikłym stopniu absorbuje nowoczesne technologie…

-To bardzo trafna uwaga. Wspomniałem już o tym, że nowoczesne technologie cyfrowe to jeden z najważniejszych obszarów innowacyjnej gospodarki. Misję unowocześnienia polskiej administracji wzięła na siebie minister Strężyńska. Przyglądam się jej działaniom i jestem pewien, że za 4 lata będziemy mieli prawdziwe e-państwo. Ma to zresztą związek z konieczną przebudową modelu państwa. Dzisiaj mamy wszechwładne państwo opiekuńcze, a powinniśmy dążyć do silnego państwa ograniczonego. Silnego, czyli zdolnego do zapewnienia bezpieczeństwa obywateli i podmiotowej polityki zagranicznej, ale ograniczonego, to znaczy pozostawiającego jak najwięcej wolności jednostkom, rodzinom, stowarzyszeniom czy samorządom. Myślę, że to, co realizuje min. Strężyńska, przyniesie przełom w relacjach państwo-obywatel.

- A czy w takim państwie nie powinna jednak istnieć w sposób konsekwentny służba cywilna, która właśnie jest rozmontowywana?

- Jestem zdecydowanym zwolennikiem zmian, które wprowadzamy w służbie cywilnej. W Polsce i  w większości krajów Europy nie udało się stworzyć korpusu apolitycznej i jednocześnie sprawnej służby cywilnej. Przez ponad dwadzieścia lat funkcjonowałem w biznesie i chciałbym, żeby w administracji państwowej obowiązywały reguły podobne do reguł biznesowych. Nowy szef powinien mieć prawo dobierania sobie najbliższych współpracowników, a nie być skazanym na urzędników odziedziczonych po poprzednich ekipach, którzy niekoniecznie akceptują priorytety polityczne nowego rządu. Poza tym służba cywilna w Polsce niezwykle się zasklepiła. Wprowadzono cały szereg rozwiązań, które utrudniają wejście do administracji państwowej ludziom z rynku, z uczelni czy organizacji pozarządowych.

- W poprzednim rządzie był pan ministrem sprawiedliwości. Miał pan wizję szerokich zmian w wymiarze sprawiedliwości. Co więcej konsekwentnie Pan pewne rzeczy realizował. Finał tego jest taki że np. 1 stycznia tego roku ostatecznie zakończyło się odwracanie reformy sądów. Na mapę wrócił ostatni ze zlikwidowanych sądów. Czy patrząc na to z perspektywy czasowej reforma ta nie była wdrożona zbyt pochopnie, czy dziś odważyłby się Pan na podobny krok?

-Sprostowanie: nie zlikwidowałem żadnego sądu, tylko likwidowałem posady prezesów. Sądy reorganizowałem po to, by ograniczyć biurokrację i administrację. To zostało zdewastowane, ale mogę powiedzieć, że wymiar sprawiedliwości wymaga dużo głębszych reform. Opowiadam się za tym, żeby przejść w polskim sądownictwie na model dwuszczeblowy, tzn. żeby zlikwidować poziom sądów rejonowych, podnieść rangę tych sądów do szczebla okręgowego. To z jednej strony uprości model, a z drugiej strony ułatwi zarządzanie.

-Czyli dotychczasowe rejonowe byłyby delegaturami okręgowych?

-To jest moja opinia i zaznaczam, że to nie jest jeszcze żaden projekt rządowy . Proponowałem takie rozwiązanie Donaldowi Tuskowi, ale on obawiał się wszelkich śmielszych reform.

-Jak Pan ocenia funkcjonowanie prokuratury generalnej w modelu niezależnym wraz  z rolą i osobą Andrzeja Seremeta. Czy powrót do połączonej roli ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego nie jest pewnym ryzykiem politycznym?

- Obecne funkcjonowanie prokuratury oceniam fatalnie, dlatego że reforma była połowiczna. Dano prokuraturze niezależność, ale jednocześnie drastycznie ograniczono kompetencje prokuratora generalnego. Nawet w prostych sprawach personalnych nie może podejmować decyzji samodzielnie, musi wszystko uzgadniać z krajową radą prokuratorów, którą zbudowano niejako w kontrze do urzędu prokuratora generalnego. Efektem jest paraliż prokuratury. Trzeba z tym skończyć jak najszybciej, pytanie tylko jaki obrać kierunek zmian. Ja jestem zwolennikiem podejścia anglosaskiego, dlatego w programie Polski Razem figuruje postulat utrzymania niezależności prokuratora generalnego, wyłonionego jednak w wyborach powszechnych przeprowadzanych wraz z wyborami prezydenckimi.

- To co jest dziś w propozycji zmian prawa w prokuraturze idzie w zupełnie innym kierunku.

-Propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości wynika z programu PiS i rzeczywiście idzie w innym kierunku. A ponieważ PiS to główna partia obozu rządowego, realizację jej programu w tym, fundamentalnie dla niej ważnym, obszarze uważam za naturalną. Choć sam optowałbym za jeszcze innym modelem, to uważam, że rozwiązania proponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości znacznie poprawią sytuację w prokuraturze.

- Czy tu jest jeszcze jakieś pole do dyskusji? Do wycofania się z najbardziej kontrowersyjnych zapisów?

- W poprzedniej kadencji wraz z ministrem Królikowskim przygotowaliśmy nową ustawę o prokuraturze. Nota bene zrobiliśmy to na polecenie premiera Tuska, który krytycznie oceniał skutki modelu wprowadzony przez ministra Ćwiąkalskiego. Niestety, Donald Tusk, jak często się to działo, ostatecznie cofnął zielone światło dla projektu. Wylądował więc on gdzieś w szufladzie biurka ministra sprawiedliwości. Przeanalizowałem wstępnie dokument przygotowany przez ministra Ziobro i z satysfakcją mogę powiedzieć, że w wielu kwestiach czerpie on z projektu, który przygotowaliśmy z ministrem Królikowskim. Nie wykluczam, że będę w ramach konsultacji międzyresortowych proponować jakieś poprawki, ale nie zgłaszam zasadniczych zastrzeżeń.

- Reforma procedury karnej również była przygotowywana przez ministra Królikowskiego w pańskim resorcie. Czy nie nazbyt pochopnie, bo raptem pięć miesięcy po wejściu w życie przepisów mówi się o konieczności odejścia od tego modelu kontradyktoryjnego na rzecz powrotu do starych rozwiązań? Co Pan o tym sądzi?

- Moje wątpliwości sformułowałem w ramach konsultacji międzyresortowej. Minister sprawiedliwości nie przychylił się do nich. Najwidoczniej opowiadamy się za dwiema różnymi wizjami. Model kontradyktoryjny obowiązuje w krajach anglosaskich, a PiS przywiązane jest do modelu kontynentalnego. Nie jest to dla mnie żadnym zaskoczeniem. PiS umieścił odwrót od reformy kodeksu postępowania karnego na sztandarach w kampanii wyborczej. W tym sensie przyjmuję te działania ze spokojem. Trzymam kciuki, by przy odwracaniu poprzedniej reformy nie doszło do chaosu. Gotów też jestem wspierać ministra Ziobrę w przygotowaniu rozwiązań szczegółowych.

- Reforma szkolnictwa wyższego. Jak na razie nie znane są nawet zarysy tej planowanej nowelizacji. Co już dziś można powiedzieć o jej założeniach i czy rzeczywiście będzie się wiązała z likwidacją systemu bolońskiego?

- Na pewno nie zlikwidujemy systemu bolońskiego. Z prostego powodu: nawet jeśli ocenia się ten system krytycznie (a ja mam wiele zastrzeżeń), to wycofanie się z niego skazywałoby Polskę na marginalizację. Spowodowałoby to wiele utrudnień, przede wszystkim dla samych studentów.

Szkolnictwo wyższe nie potrzebuje rewolucji. Potrzebuje stabilizacji i systematycznych korekt. Część z nich będzie błyskawiczna, zacznie obowiązywać od nowego roku akademickiego. Mam na myśli zdjęcie z uczelni kajdan biurokracji. Dokona się to przede wszystkim przez nowelizację dwóch rozporządzeń, które są źródłem gigantycznej biurokracji: o Polskiej Komisji Akredytacyjnej oraz o Krajowych ramach kwalifikacji. Ten plan cieszy się szerokim poparciem środowiska akademickiego.

Podobnie jest z zapowiedzią przygotowania nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Obecna, po licznych nowelizacjach, stała się nieczytelna, a przede wszystkim zbyt głęboko ingeruje w działalność uczelni, ograniczając ich autonomię. Nie zamierzam jednak pisać nowej ustawy na kolanie. Dajemy sobie na to trzy lata, a prace nad nią poprzedzimy szeroką debatą wewnątrz środowiska naukowego. Stąd wziął się nowatorski pomysł na tryb prac nad ustawą. Punktem wyjścia będzie konkurs, który wkrótce ogłosi MNiSW. Chcemy wyłonić trzy zespoły ekspertów, które na podstawie ramowych wytycznych opracowanych przez ministerstwo przygotują konkurencyjne projekty ustaw. Zostaną one poddane szerokim konsultacjom ze środowiskiem akademickim i dopiero po tych konsultacjach powstanie finalny projekt. Zależy mi, by w pracach nad nim uczestniczyli też reprezentanci partii opozycyjnych, tak aby nowe rozwiązania systemowe były kontynuowane przez kolejne rządy.

- Czy te zmiany obejmą również zasady przyznawania doktoratów?

- W środowisku akademickim powszechne jest przekonanie, że rozwiązania wprowadzone kilka lat temu doprowadziły do obniżenia poziomu doktoratów i habilitacji. Skoro wszyscy tak mówią, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Ale jest też druga strona medalu: polski system akademicki jest mocno sfeudalizowany. Warto więc gruntownie przeanalizować drogę kariery akademickiej, by nie wpaść z deszczu pod rynnę. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której, owszem, podniesiemy poziom doktoratów i habilitacji, ale zniechęcimy młodych ludzi do kariery akademickiej. Jeśli chcemy, by Polska była innowacyjna, kariera naukowa nie może być obwarowana zbyt wieloma korporacyjnymi ograniczeniami ani tak długa, że najbardziej innowacyjne umysły, zrażone spiętrzeniem barier, przejdą do biznesu albo wyjadą za granicę. Jeśli chcemy, by Polska była innowacyjna, musimy zrozumieć nie tylko, jak wiele trzeba zainwestować w technologie, ale również w umysły. Trzeba zrozumieć, jak wielkim kapitałem Polski są przedsiębiorcze talenty i dorobek uczonych.

Zobacz także:

Opozycyjne przebudzenie PO

>

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

- Zacznijmy od sprawy relatywnie najświeższej. Poproszę o pański komentarz  do decyzji Komisji Europejskiej o wdrożeniu mechanizmu ochrony państwa prawa.

- Uważam tę decyzję za nieprzemyślaną. Sądzę, że wynika ona z braku znajomości polskich realiów. Skoro ktoś twierdzi, że dziś wolność mediów w Polsce jest ograniczona, dlaczego nie reagował, gdy pod rządami poprzedniej koalicji policja bezprawnie inwigilowała dziennikarzy?

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej