Ardeny, wywiadowcza katastrofa

Alianckie tajne służby zdobyły wiele informacji wskazujących na to, że Niemcy przeprowadzą w grudniu 1944 r. wielką desperacką ofensywę na froncie zachodnim. A mimo to Amerykanie dali się zaskoczyć.

Aktualizacja: 14.01.2021 17:13 Publikacja: 14.01.2021 16:26

Panzergrenadier-SS Kampfgruppe Hansen podczas walk w Poteau, 18 grudnia 1944 r. W tle: porzucony prz

Panzergrenadier-SS Kampfgruppe Hansen podczas walk w Poteau, 18 grudnia 1944 r. W tle: porzucony przez Amerykanów sprzęt wojskowy

Foto: AKG IMAGES Gmbh/BE&W

Oficerowie amerykańskiego wywiadu wojskowego żartowali, że baron Hiroshi Oshima, od 1939 r. japoński ambasador w Berlinie, powinien dostać wysokie odznaczenie za swój wkład w pokonanie III Rzeszy. Oshima, wielki germanofil, syn byłego japońskiego ministra wojny, był osobą bardzo chętnie przyjmowaną przez Hitlera i innych niemieckich prominentów. Wódz III Rzeszy często mu się zwierzał ze swoich najtajniejszych sekretów. Oshima cytował później Hitlera słowo w słowo w depeszach wysyłanych do MSZ w Tokio. Depesze te były przechwytywane przez amerykańską stację nasłuchową w Asmarze. Odczytywanie tych dokumentów nie stanowiło żadnego problemu, bo Amerykanie złamali kilka lat wcześniej japoński szyfr dyplomatyczny. 4 września 1944 r. Oshima relacjonował w swojej depeszy spotkanie z Hitlerem, który był tego dnia w zaskakująco dobrym nastroju. Przekonywał, że wkrótce uda mu się ustabilizować front zachodni i zebrać siły na „ofensywę na wielką skalę na Zachodzie".

Führer zwierzył się, że jego sztabowcy pracują nad planem tej ofensywy. Nadano jej kryptonim „Wach am Rhein" („Straż na Renie") i wstępnie ustalono, że ruszy ona w listopadzie (później przesunięto jej datę na 16 grudnia). Amerykański radiowywiad zrobił z tą depeszą Oshimy to samo co z poprzednimi – zamieścił w raporcie rozesłanym do kilkunastu wojskowych i cywilnych oficjeli, w tym do sztabu gen. Dwighta Eisenhowera, naczelnego dowódcy alianckich sił ekspedycyjnych w Europie (SHAEF). Mimo to, gdy 16 grudnia 1944 r. niemiecka ofensywa przerwała front w Ardenach, wszystkie alianckie sztaby sprawiały wrażenie totalnie zaskoczonych.

Widmowy front

12 grudnia 1944 r. niemieccy marszałkowie i generałowie przybywali do zamku Ziegenberg pod Frankfurtem. Rozkaz Führera nakazywał stawić się tam bez adiutantów. Nie wyjaśniał celu tej narady, więc wielu zaproszonych dowódców mogło się obawiać, że po stawieniu się na miejscu zostaną aresztowani i posądzeni o udział w zamachu z 20 lipca. Po przybyciu na miejsce musieli zdawać esesmanom broń osobistą i teczki. Potem oddać w szatni płaszcze i czapki. Wyprowadzano ich następnie na dwór, gdzie szli w marznącym deszczu i błocie, pomiędzy szpalerami esesmanów i gestapowców, do autobusów. Autobusy woziły ich przez pół godziny po okolicy, przejeżdżając po kilka razy wokół jednego miejsca. W końcu dotarły do celu: do Orlego Gniazda, kwatery dowodzenia, z której Hitler kierował inwazją na Francję w 1940 r. Generałów i marszałków usadzono w sali konferencyjnej w bunkrze. W pewnym momencie do sali wszedł Führer. Przez godzinę mówił w chaotyczny sposób (zapewne pod wpływem mieszaniny narkotyków i leków, które przyjmował w hurtowych ilościach), aż w końcu w teatralny sposób oświadczył: „Podjąłem wielką decyzję. Rozpocznę ofensywę na Zachodzie! Uderzymy tutaj – w Ardenach! (...) Ta bitwa zdecyduje, czy Niemcy przeżyją, czy umrą!". Ta bitwa miała się rozpocząć za mniej niż 80 godzin, a zapewne znaczna większość obecnych na sali dowódców była do niej sceptycznie nastawiona. Żaden z nich nie zgłosił jednak swoich obiekcji.

To, że Hitler mógł w ogóle myśleć o „rozstrzygającej ofensywie" na froncie zachodnim, było wynikiem „serii niefortunnych wypadków" z lata 1944 r. Najpierw Stalin zatrzymał tuż przed Warszawą centralny odcinek frontu wschodniego i pozwolił feldmarszałkowi Walterowi Modelowi na załatanie gigantycznej dziury wybitej w nim w wyniku operacji „Bagration". Model jednocześnie zebrał na Linii Zygfryda pobite niemieckie jednostki uciekające z Francji, uzupełnił je marynarzami z okrętów bezczynnie stojących w portach i obsługą techniczną z lotnisk. We wrześniu impet alianckiej ofensywy mocno wyhamował, bo zaczęły się ujawniać ich poważne problemy logistyczne. Czołgi generała Pattona stały w Lotaryngii, bo paliwo przekierowano na potrzeby idiotycznie zaplanowanej przez marszałka Montgomery'ego operacji „Market Garden" w Holandii. Niekompetencja Montgomery'ego opóźniła też oczyszczenie z Niemców ujścia Skaldy, czyli szlaku wodnego do Antwerpii – wielkiego i niezniszczonego portu, który mógł ożywić aliancki łańcuch logistyczny. Niemiecka obrona na froncie zachodnim zyskała więc bezcenny czas, który pozwolił jej okrzepnąć, o czym szybko przekonali się amerykańscy żołnierze zaangażowani w krwawe walki o Akwizgran i Las Huertgen.

Niemiecki żołnierz mijający płonącą amerykańską półgąsienicę. Ardeny, 17 grudnia 1944 r.

Niemiecki żołnierz mijający płonącą amerykańską półgąsienicę. Ardeny, 17 grudnia 1944 r.

Fotosearch/Getty Images

Niemieccy dowódcy liczyli na to, że strategia defensywna będzie kontynuowana. Hitler jednak niespodziewanie postanowił rzucić swoje najlepsze siły do desperackiej ofensywy na Zachodzie. Koncepcja wodza III Rzeszy opierała się na głupim założeniu, że „Amerykanie nie potrafią walczyć" i że jeden silny cios wymierzony w ich armię sprawi, że będą błagać go o pokój (podobny błąd popełnił admirał Yamamoto, planując atak na Pearl Harbor i bitwę o Midway). Celem ofensywy miało być rozdzielenie wojsk amerykańskich i brytyjskich, odcięcie kilkuset tysięcy żołnierzy w wielkim kotle w Belgii i w Holandii oraz zdobycie portu w Antwerpii. Niemieccy planiści zbytnio nie przejmowali się 3. Armią gen. Pattona oraz innymi alianckimi siłami, które mogły przyjść z odsieczą i zadać Niemcom silny cios z flanki. Amerykańskie i brytyjskie lotnictwo właściwie też pominięto w tych planach, bo spodziewano się, że będzie uziemione przez złą pogodę (feldmarszałek Model uważał, że cele ofensywy są zbyt ambitne. Przedstawił Hitlerowi plan o wiele mniejszego, „defensywnego" natarcia. Podobnie zrobił też feldmarszałek Gerd von Rundstedt. Oczywiście, nie posłuchano ich). Liczono na to, że po zawarciu rozejmu na Zachodzie siły wykorzystane w natarciu na Antwerpię szybko zostaną przerzucone nad Wisłę i będą tam bronić frontu.

Siły rzucone przez Niemców do ofensywy w Ardenach były – przynajmniej na papierze – potężne. W północnym sektorze frontu miała atakować 6. Armia Pancerna SS SS-Oberstgrupenfuehrera Josefa „Seepa" Dietricha. To ona miała zdobywać Antwerpię. W jej skład wchodziły takie elitarne jednostki jak: 1. Dywizja Pancerna SS „LSSAH" (Leibstandarte SS Adolf Hitler, czyli „przyboczna straż Hitlera"), 12. Dywizja Pancerna SS „Hitlerjugend" czy 3. Dywizja Spadochronowa. Do tej armii została dołączona też 150. Brygada Pancerna, czyli jednostka specjalna dowodzona przez Otto Skorzenego, „ulubionego komandosa Hitlera". Jej żołnierze byli przebrani w amerykańskie mundury, jeździli zdobycznymi jeepami oraz na czołgach upodobnionych do amerykańskich maszyn. Mieli za zadanie siać chaos na tyłach US Army. W sektorze centralnym miała nacierać na Brukselę 5. Armia Pancerna generała Hasso von Manteuffla, w skład której wchodziły m.in. 2. Dywizja Pancerna, 116. Dywizja Pancerna i Dywizja Panzer Lehr. W południowym sektorze frontu miała atakować 7. Armia gen. Ericha Brandenbergera, w skład której wchodziła m.in. 5. Dywizja Spadochronowa. Od północy zabezpieczać niemieckie natarcie miała 15. Armia gen. Gustava-Adolfa von Zangena. Niemcy dysponowali w dniu rozpoczęcia ofensywy łącznie w tym rejonie 406 tys. żołnierzy, 557 czołgami i 667 działami samobieżnymi. Sprzyjała im pogoda mocno utrudniająca działania alianckiemu lotnictwu. Niemcy mieli jednak też poważne problemy logistyczne. Brakowało im przede wszystkim paliwa, które często musieli dostarczać na front w zbiornikach i kanistrach na furmankach. Sporą część niemieckich sił stanowiły niedoświadczone dywizje grenadierów ludowych, a i w „elitarnych" formacjach było mnóstwo świeżych rekrutów ze słabym przeszkoleniem. Spora część dywersantów Skorzenego mających udawać amerykańskich żołnierzy znała język angielski jedynie w stopniu podstawowym.

Niemcy mieli przeciwko sobie w Ardenach dosyć słabe amerykańskie siły. Były to głównie jednostki ze 116. Dywizji Piechoty, 28. Dywizji Piechoty, 4. Dywizji Piechoty, 9. Dywizji Zmechanizowanej, 102. Grupy Kawalerii Zmechanizowanej i 14. Grupy Kawalerii Zmechanizowanej. Były one częścią 12. Grupy Armii gen. Omara Bradleya. W rejon Ardenów kierowano na odpoczynek oddziały, które zostały już mocno wykrwawione lub pozbawione doświadczenia oddziały ze świeżych rekrutów. Choć Ardeny były miejscem, przez który przeszły niemieckie ofensywy w 1870, 1914 i 1940 r., to w wyniku jakiegoś gigantycznego przeoczenia alianccy sztabowcy uważali te belgijskie góry za miejsce, w którym można absolutnie wykluczyć, że Niemcy będą nacierali. Ardeny miały opinię widmowego frontu, a pomiędzy oddziałami amerykańskimi i niemieckimi panowała niepisana umowa, że „nie strzelamy do was, jeśli wy nie strzelacie do nas". Amerykanie puszczali Niemcom z okopów przez głośniki muzykę Glena Millera, a Niemcy odwdzięczali się „Lili Marlene". Belgowie, których przymusowo wcielono do Wehrmachtu, przechodzili przez front, by odwiedzić swoje żony, dzieci i dziewczyny. W linii frontu były wielokilometrowe nieobsadzone luki. Raz zdarzyło się nawet, że niemiecki patrol przedostał się przez jedną z nich i ukradł Amerykanom czołg Sherman, którego załoga raczyła się wówczas mocnym belgijskim piwem w gospodzie. Ardeny były bez wątpienia najsłabiej przygotowanym do walki fragmentem alianckiego frontu.

Amerykańscy żołnierze ostrzeliwujący pozycje niemieckie w czasie walk w Ardenach

Amerykańscy żołnierze ostrzeliwujący pozycje niemieckie w czasie walk w Ardenach

AKG IMAGES Gmbh/BE&W

Zaginione raporty

Czy alianci mogli się jednak lepiej przygotować na ofensywę w Ardenach? Jak najbardziej mogli. Cały czas dochodziły do nich bowiem sygnały, że Niemcy szykują potężne uderzenie. Pisał o tym m.in. amerykański historyk William Breuer. Przytaczane przez niego relacje wskazują, że alianckie tajne służby nie miały prawa nie wiedzieć o zbliżającym się natarciu w Ardenach.

Niemcy bardzo dbali o zachowanie tajemnicy. Przed ofensywą przestali więc korzystać z komunikacji szyfrowanej przez Enigmę, podejrzewając, że alianci złamali jej kod. Tajne informacje dotyczące przygotowań do ataku mimo to jednak wyciekały. Pod koniec listopada 1944 r. generał SS Josef „Seep" Dietrich chciał zaimponować ładnej trzydziestokilkuletniej Irlandce (żonie węgierskiego dyplomaty) i podczas przyjęcia w berlińskim hotelu opowiedział jej, że jego 6. Armia Pancerna SS koncentruje się przed atakiem na granicy z Belgią. Irlandka była brytyjską agentką i szybko przesłała do Londynu meldunek. Ktoś w sztabie Eisenhowera w Paryżu odłożył jednak jej raport na półkę.

Żołnierze 55. Dywizji Piechoty chronieni przez czołg z 22. Amerykańskiej Dywizji

Żołnierze 55. Dywizji Piechoty chronieni przez czołg z 22. Amerykańskiej Dywizji

AKG IMAGES Gmbh/BE&W

Na kilka tygodni przed niemiecką ofensywą w ręce alianckich służb wpadły kopie niemieckich rozkazów mówiących, że Skorzeny tworzy anglojęzyczną jednostkę dywersyjną, która zostanie użyta na froncie. 1 grudnia wzięty do niewoli niemiecki żołnierz doniósł o tym, że na front w Ardenach ściągnięto elitarną dywizję pancerną. 4 grudnia przez linię frontu przeszła Niemka, która opowiedziała Amerykanom o wielkiej koncentracji niemieckich sił pancernych i o tym, że Niemcy ściągnęli też ze sobą sprzęt do budowy mostów. 10 grudnia niemiecki jeniec zeznał, że w oddziałach stojących na froncie w Ardenach cofnięto przepustki i szykuje się wielka ofensywa. Gdzieś na wyższym szczeblu służbowym w alianckich służbach ktoś jednak przerobił jego zeznanie, by wyszło na to, że to Niemcy oczekują amerykańskiego ataku. Amerykanie wzięli też do niewoli kuriera z dywizji SS, który zmylił drogę. Znaleziono przy nim rozkazy mówiące o przygotowaniach do ofensywy. Na innym odcinku ardeńskiego frontu wzięto do niewoli mały niemiecki oddział, u którego dowódcy znaleziono rozkaz mówiący, że ofensywa rozpocznie się 16 grudnia. Co alianckie służby zrobiły z tymi wszystkimi meldunkami?

25 lat po wojnie brytyjski generał Kenneth Strong, szef służb wywiadowczych w kwaterze Eisenhowera, odkrył, że kopie raportów wywiadowczych SHAEF z okresu dwóch tygodni przed bitwą o Ardeny zaginęły. Hugh Cole, oficjalny historyk armii USA, zauważył zaś, że amerykańskie raporty wywiadowcze z tamtego okresu były później przez kogoś modyfikowane. Zmieniano w nich całe zdania, aby coś ukryć.

Łabędzi śpiew Waffen SS

Niemieckie natarcie ruszyło 16 grudnia o 5.30. Największe sukcesy odniosło na środkowym i południowym odcinku, gdzie przetoczyło się po niedoświadczonej 106. Dywizji Piechoty. Na północy jednak ugrzęzło, a niemieckie elitarne dywizje pancerne straciły wiele czołgów, szturmując pozycje twardo się broniących Amerykanów. Eisenhower szybko zareagował na ofensywę, zaczynając natychmiast ściągać posiłki. W ciągu tygodnia przerzuci w rejon Ardenów ponad 200 tys. żołnierzy, w tym elitarną 101. Dywizję Powietrznodesantową, która wsławi się obroną miasta Bastogne. Pomimo początkowego chaosu Amerykanie w wielu miejscach bronili się bohatersko. Dla Niemców było to bardzo frustrujące. Choć np. mieli już 17 grudnia opanować miasteczko Sankt Vith, będące kluczowym węzłem drogowym, to zajęli je dopiero 20 grudnia, a wyparli Amerykanów z jego okolic 23 grudnia. Najszybciej spośród niemieckich jednostek nacierała Kampfgruppe Peiper, wyposażona m.in. w ciężkie czołgi Tygrys Królewski. Prawie udało się jej dotrzeć do rzeki Mozy, ale nie mogła jej przekroczyć, bo Amerykanie wysadzili dwa mosty. Grupa Peipera poszła w rozsypkę, a Tygrysy Królewskie zostały porzucone na drodze, bo zabrakło dla nich paliwa. Niemcy nie zdawali sobie sprawy, że kilka kilometrów dalej znajdowały się wielkie amerykańskie składy paliwowe. Blamażem zakończył się też niemiecki desant spadochronowy w okolicach miasteczka Malmedy. Był on rozproszony na zbyt dużym obszarze, a jego dowódca po zebraniu około 300 spadochroniarzy uznał, że nie ma sensu atakować. Rozwiązał więc oddział i po wielu godzinach brnięcia przez śnieg, nabawieniu się odmrożeń i zapalenia płuc został uratowany przez Amerykanów. Tymczasem dywersanci Skorzenego siali chaos na tyłach wojsk amerykańskich, przestawiając drogowskazy i atakując małe oddziałki. Plotki wyolbrzymiły akcję Skorzennego do niebotycznych rozmiarów i uruchomiły amerykańską paranoję. Dywersanci zaczęli być wyłapywani i rozstrzeliwani. Gubiła ich zwykle słaba znajomość angielskiego i to, że nie potrafili odpowiadać na posterunkach kontrolnych na pytania żandarmów o drużyny baseballowe i hollywoodzkie aktorki.

19 grudnia, na konferencji alianckich dowódców w Verdun, Eisenhower tryskał optymizmem. Zdawał sobie sprawę, że niemiecki atak to doskonała okazja do wykorzystania. Okazję tę zauważył też gen. Patton, który stwierdził wówczas: „Szkopy włożyły swoją głowę do maszynki do mięsa, a tym razem ja trzymam rączkę!". Miał już gotowy plan ataku od południa na niemiecką flankę. 23 grudnia pogoda się poprawiła na tyle, że umożliwiła alianckiemu lotnictwu masakrowanie niemieckich wojsk. 26 grudnia wojska Pattona dotarły do Bastogne, łącząc się z oblężoną 101. Dywizją Powietrznodesantową (weterani 101. Dywizji podkreślali jednak, że nie trzeba było ich ratować, bo sami daliby sobie z Niemcami radę). Bitwa była już dla Niemców przegrana, ale nadal stawiali silny opór. 1 stycznia przeprowadzili ofensywę lotniczą Bodenplatte (masowe uderzenia na alianckie lotniska), a także rozpoczęli ofensywę w Alzacji. Bitwa o wyrównanie „wybrzuszenia" w Ardenach trwała do 15 stycznia. Amerykanie stracili przez miesiąc walk (licząc łącznie z walkami w Alzacji) 19 tys. zabitych, 46 tys. rannych i 26 tys. jeńców i zaginionych. Straty brytyjskie to 1,4 tys. żołnierzy, w tym około 200 zabitych. Straty niemieckie szacowane są na od 63 tys. do 125 tys. zabitych, rannych, zaginionych i jeńców. Niemcy stracili też ponad 500 czołgów i 5 tys. różnego rodzaju pojazdów. Co prawda straty alianckie w czołgach były większe (ponad 700 maszyn), jednak Amerykanie w odróżnieniu od Niemców mogli na nie sobie pozwolić. Niemcy wykrwawili swoje najlepsze dywizje pancerne. Niemieckie rachuby mówiące, że zadanie dużych strat Amerykanom doprowadzi do załamania ich morale, spaliły na panewce. Straty tylko wzmagały zaciekłość Jankesów. W trakcie walk w Ardenach amerykańscy żołnierze o wiele częściej niż wcześniej rozstrzeliwali branych do niewoli esesmanów. Była to ich reakcja na masakrę w Malemedy, gdzie Niemcy rozstrzelali 84 amerykańskich jeńców, oraz na inne niemieckie zbrodnie.

Skutkiem ofensywy w Ardenach było jednak przedłużenie wojny w Europie o kilka tygodni. Ten czas był wystarczająco cenny dla niemieckich elit przygotowujących się do ucieczki z Rzeszy do Ameryki Płd., by poświęcić dla niego życie tysięcy swoich żołnierzy w ofensywie pozbawionej szans na zwycięstwo.

Oficerowie amerykańskiego wywiadu wojskowego żartowali, że baron Hiroshi Oshima, od 1939 r. japoński ambasador w Berlinie, powinien dostać wysokie odznaczenie za swój wkład w pokonanie III Rzeszy. Oshima, wielki germanofil, syn byłego japońskiego ministra wojny, był osobą bardzo chętnie przyjmowaną przez Hitlera i innych niemieckich prominentów. Wódz III Rzeszy często mu się zwierzał ze swoich najtajniejszych sekretów. Oshima cytował później Hitlera słowo w słowo w depeszach wysyłanych do MSZ w Tokio. Depesze te były przechwytywane przez amerykańską stację nasłuchową w Asmarze. Odczytywanie tych dokumentów nie stanowiło żadnego problemu, bo Amerykanie złamali kilka lat wcześniej japoński szyfr dyplomatyczny. 4 września 1944 r. Oshima relacjonował w swojej depeszy spotkanie z Hitlerem, który był tego dnia w zaskakująco dobrym nastroju. Przekonywał, że wkrótce uda mu się ustabilizować front zachodni i zebrać siły na „ofensywę na wielką skalę na Zachodzie".

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL