- Obrzydliwą, nienawistną, podburzającą do przemocy propagandę prawicy trzeba kontrować. Ale ludzie mają prawo do gniewu - ocenił Zandberg w rozmowie z portalem oko.press. - Odpowiedzialnością polityków jest także to, żeby z tego gniewu wyrosło coś konstruktywnego. Inaczej zagospodarują go ci, którzy mają w ofercie szczucie na Żydów - dodał.

Zdaniem polityka Razem nie można przy tym mylić antysemityzmu z obroną własnej godności. - Jak kogoś wkurza to, co wyprawiał podczas wizyty w Warszawie Beniamin Netanjahu, to nie znaczy, że jest antysemitą - zauważył. - Nie będę klaskać Netanjahu i wpychać ludzi oburzonych jego słowami w ramiona Konfederacji. Premier Izraela, obciążając cały naród polski odpowiedzialnością za Zagładę, powiedział nieprawdę i splunął polskiemu rządowi w twarz. Tak, byli polscy szmalcownicy, ale nie czyni to z Polaków narodu pomocników Hitlera. Nie mam problemu, żeby to powiedzieć i nie sądzę, żeby to czyniło ze mnie antysemitę - tłumaczył.

Zandberg stwierdził, że skrajnej prawicy w Polsce należy "podciąć korzenie". - Czyli na przykład uczciwie rozmawiać o realnych problemach, z którymi wieś się boryka. Ci, którzy trwają przy rolnictwie, czują się zagrożeni przez wielkich producentów z zewnątrz. I to jest realny problem - wyjaśniał.

- Przecież jak o tym spokojnie pomyśleć, to jest postawione na głowie - zamiast w sklepie kupić ziemniaki wyhodowane 30 kilometrów obok, ktoś ładuje je do kontenerowca i wiezie do nas przez pół globu, pchając emisję CO2 w górę. I uznajemy to za normalne - zwrócił uwagę Adrian Zandberg.