Powiedzmy to wprost: siłę partii poznaje się nie po tym, jak wszystko idzie dobrze i gładko, ale po tym, jak partia rodzi sobie z porażkami. To jest pierwszy sprawdzian pokazujący, na ile partia posiada wewnętrzną siłę i determinację do tego, by się odradzać. Co więc dziś może zrobić PO, by z tej gorzkiej lekcji, jaką dostała od wyborców, wyciągnąć trafne wnioski na przyszłość? Zgodnie z zasadą: co nie zabija, to wzmacnia.
Po pierwsze, po każdych przegranych wyborach na ostrzu noża staje kwestia przywództwa. Donald Tusk słusznie powiedział kiedyś, że władzy masz tyle, ile jej sobie wywalczysz. Że władzy dostajesz tyle, na ile potrafisz przekonać do siebie ludzi. To dlatego, pełniąca obowiązki przewodniczącej, premier Ewa Kopacz, już przed wyborami zapowiedziała, że bez względu na wynik wyborczy, Platforma wybierze w powszechnych wyborach wewnętrznych nowego przewodniczącego lub przewodnicząca. I tę decyzję potwierdził wtorkowy zarząd PO. W takiej formacji jak Platforma trudno sprawować przywództwo bez demokratycznej legitymizacji. Wybór szefa/szefowej to również pierwszy krok, by partia nie rozpamiętywała porażki, ale myślała o przyszłości. To impuls do wewnętrznej rywalizacji, która nie pozwoli popaść formacji w stagnację.
Po drugie, byłoby przejawem nieroztropności, gdyby po 8 latach rządów i po przegranych wyborach, źródeł porażki partia szukała na zewnątrz – że opozycja atakowała zbyt brutalnie, że media nieprzychylne, że Polacy nie docenili zapału modernizacyjnego rządów Tusk&Kopacz. Jeśli nie wiesz, gdzie leży źródło kryzysu, najlepiej spojrzeć w lustro. Rachunek sumienia, po mocnym uderzeniu się we własne piersi, to pierwszy krok do odnowy. Także w partii.
Po trzecie, Platforma może wyjść z tej porażki wzmocniona, jeśli pokaże, że jest autentyczną wspólnotą polityczną. Partia to coś więcej niż grupa osób zasiadająca wieczorem przy knajpianym stoliku. Grupę tworzą przypadkowe osoby albo ludzie dobrani do załatwienia pragmatycznych celów. "Przyjaźń polityczna" oznacza tu tyle, by znaleźć wroga, lub się przed nim bronić. Kiedy wróg zniknie, zniknie i „przyjaźń". Grupa osiąga cel, każdy idzie w swoją stronę. Autentyczną wspólnotę polityczną nie łączą tylko pragmatyczne cele, ale idee i wartości. Dziś Platforma stoi przed wyzwaniem, by pokazać, że zaufanie, wolność, równość, obywatelskość i tolerancja, to są te idee, o które chce się bić. I których potrafi skutecznie bronić.
Po czwarte, Platforma pogrąży się w chaosie, jeśli nie pokaże, że jest partią współpracy - wewnętrznej współpracy. Jasne, że każdy z członków partii jest autonomiczną jednostką, że ma prawo do własnych przekonań, które ujawnią się przy okazji wyboru szefa partii, ale wielogłos nie zawsze musi oznaczać kakofonii. Siła i skuteczność partii liczona jest poprzez wspólny trud. Wedle zasady: „jedność w różnorodności". Sukces polega więc na unikaniu głupich sporów, a nie na odrzucaniu mądrych różnic zdań. Zawsze powtarzam, że tam, gdzie ludzie ze sobą współdziałają, nawet, gdy się różnią, zyskują wszyscy. Tam zaś, gdzie ludzie w sposób niemądry ze sobą rywalizują, wszyscy na tym tracą.