Makowski: Platformo, coś się stało!

Zlekceważenie przez PO swojej porażki wyborczej byłoby błędem, który mógłby tę partię dużo kosztować – pisze publicysta.

Publikacja: 29.10.2015 21:02

Makowski: Platformo, coś się stało!

Foto: Fotorzepa

Powiedzmy to wprost: siłę partii poznaje się nie po tym, jak wszystko idzie dobrze i gładko, ale po tym, jak partia rodzi sobie z porażkami. To jest pierwszy sprawdzian pokazujący, na ile partia posiada wewnętrzną siłę i determinację do tego, by się odradzać. Co więc dziś może zrobić PO, by z tej gorzkiej lekcji, jaką dostała od wyborców, wyciągnąć trafne wnioski na przyszłość? Zgodnie z zasadą: co nie zabija, to wzmacnia.

Po pierwsze, po każdych przegranych wyborach na ostrzu noża staje kwestia przywództwa. Donald Tusk słusznie powiedział kiedyś, że władzy masz tyle, ile jej sobie wywalczysz. Że władzy dostajesz tyle, na ile potrafisz przekonać do siebie ludzi. To dlatego, pełniąca obowiązki przewodniczącej, premier Ewa Kopacz, już przed wyborami zapowiedziała, że bez względu na wynik wyborczy, Platforma wybierze w powszechnych wyborach wewnętrznych nowego przewodniczącego lub przewodnicząca. I tę decyzję potwierdził wtorkowy zarząd PO. W takiej formacji jak Platforma trudno sprawować przywództwo bez demokratycznej legitymizacji. Wybór szefa/szefowej to również pierwszy krok, by partia nie rozpamiętywała porażki, ale myślała o przyszłości. To impuls do wewnętrznej rywalizacji, która nie pozwoli popaść formacji w stagnację.

Po drugie, byłoby przejawem nieroztropności, gdyby po 8 latach rządów i po przegranych wyborach, źródeł porażki partia szukała na zewnątrz – że opozycja atakowała zbyt brutalnie, że media nieprzychylne, że Polacy nie docenili zapału modernizacyjnego rządów Tusk&Kopacz. Jeśli nie wiesz, gdzie leży źródło kryzysu, najlepiej spojrzeć w lustro. Rachunek sumienia, po mocnym uderzeniu się we własne piersi, to pierwszy krok do odnowy. Także w partii.

Po trzecie, Platforma może wyjść z tej porażki wzmocniona, jeśli pokaże, że jest autentyczną wspólnotą polityczną. Partia to coś więcej niż grupa osób zasiadająca wieczorem przy knajpianym stoliku. Grupę tworzą przypadkowe osoby albo ludzie dobrani do załatwienia pragmatycznych celów. "Przyjaźń polityczna" oznacza tu tyle, by znaleźć wroga, lub się przed nim bronić. Kiedy wróg zniknie, zniknie i „przyjaźń". Grupa osiąga cel, każdy idzie w swoją stronę. Autentyczną wspólnotę polityczną nie łączą tylko pragmatyczne cele, ale idee i wartości. Dziś Platforma stoi przed wyzwaniem, by pokazać, że zaufanie, wolność, równość, obywatelskość i tolerancja, to są te idee, o które chce się bić. I których potrafi skutecznie bronić.

Po czwarte, Platforma pogrąży się w chaosie, jeśli nie pokaże, że jest partią współpracy - wewnętrznej współpracy. Jasne, że każdy z członków partii jest autonomiczną jednostką, że ma prawo do własnych przekonań, które ujawnią się przy okazji wyboru szefa partii, ale wielogłos nie zawsze musi oznaczać kakofonii. Siła i skuteczność partii liczona jest poprzez wspólny trud. Wedle zasady: „jedność w różnorodności". Sukces polega więc na unikaniu głupich sporów, a nie na odrzucaniu mądrych różnic zdań. Zawsze powtarzam, że tam, gdzie ludzie ze sobą współdziałają, nawet, gdy się różnią, zyskują wszyscy. Tam zaś, gdzie ludzie w sposób niemądry ze sobą rywalizują, wszyscy na tym tracą.

Po piąte, Platforma musi odzyskać język debaty publicznej. Bo język, jak wiemy, to więcej niż krew. Granice naszego języka są granicami naszego poznania. Innymi słowy: tak postrzegamy świat, jak go – lub, dokładnie – za pomocą jakich pojęć i słów go opisujemy. To nasz prywatny słownik, który używamy, konstruuje świat, w którym żyjemy. A moment, w którym Platformiana metafora „Polska w budowie" została w świadomości i w mowie Polek i Polaków zastąpiona metaforą „Polska w ruinie", był chwilą, w której nastąpiła radykalna zmiana społecznych przekonań. I preferencji politycznych. Jeśli Platforma chce odzyskać kraj, jeśli chce odzyskać wspólnotę, której historii jesteś częścią, musi odzyskać dla niej język, którym zaczną mówić Polacy.

Po szóste, obecni liderzy Platforma muszą zrozumieć, że zmiana pokoleniowa w polityce jest tak samo naturalna, jak potrzeba oddychania. Jeśli zmiana pokoleniowa nie odbywa się w naturalny sposób, to może dość - a w zasadzie zawsze dochodzi - do „ojcobójstwa" (lub „matkobóstwa"). Tym bardziej, jeśli zmiana polityczna dokonuje się w innych ugrupowaniach - choćby na lewicy. Zejście ze sceny Leszka Millera i pojawienie się Barbary Nowackiej czy Adriana Zandberga z Partii Razem, to najlepszy przykład, jak bardzo polityka potrzebuje nowych twarzy. Albo, że - jeśli tej zmiany nie ma - to powstają, używając języka Jacka Kuronia - „własne komitety", zakładane przez młodych liderów obok lub na gruzach starych. Nowoczesna Ryszarda Petru wyrosła jako konkurencja dla Platformy także z tego prostego faktu, jakim jest pokoleniowy buntu.

Last but not least, liderzy Platformy, jeśli życzą jej dobrze, muszą też zrozumieć, że w partii winna obowiązywać jasna i przejrzysta dla młodych działaczy ścieżka kariery. Że przyjmowanie przed każdymi wyborami „uciekinierów" z innych ugrupowań, tylko dlatego, że źle mówią o PiS (przykład Romana Giertycha i Ludwika Dorna mówi sama za siebie), lub sprowadzanie całej kampanii parlamentarnej do retoryki anty-pisowskiej suflowanej przez byłego spin doktora PiS Michała Kamińskiego, zamiast przekonywania do siebie Polaków, było strzelaniem po stopach. Co więcej, demonizowanie IVRP w chwili, gdy twarzami PO stają się byli członkowie PiS było zabiegiem tak samo wiarygodnym, jak zapewnienia pijanego, że pił tylko wodę gazowaną. Mało tego: „nieudane transfery" polityczne odbywały się kosztem spychania w cień lojalnych i pracowitych ludzi Platformy. To demotywujące i demoralizujące. Stąd tak duże rozczarowanie wielu członków PO własną formacją.

I na koniec: żyjemy w czasach, gdzie ważne jest nie tylko wyciąganie trafne wniosków, jakie otrzymuje partii od wyborców, ale także szybkość tej odpowiedzi. Polityce i sympatycy Platformy Obywatelskiej, jeśli nie chcą zmarnować chwili, w której się dziś znaleźli, jeśli żywią nadzieję i mają dość odwagi, bez których to wartości przecież nie można mówić o robieniu polityki, winni wziąć sobie do serca słowa Abraham Lincoln, który mówił tak: „Dogmaty spokojnej przeszłości nie mają zastosowania w burzliwej teraźniejszości. Okazja do zmiany pojawia się rzadko, musimy dać się jej ponieść. Mamy nową sytuację, więc musimy myśleć na nowo. I działać na nowo. A w ten sposób uratujemy nasz kraj".

Platforma znalazła się w nowej sytuacji. Dlatego musi myśleć i działać niestandardowo. Udawanie, że można inaczej, to oczywiście nie zbrodnia. To po prostu błąd. Błąd, który może okazać się bardzo kosztowny.

Autor jest filozofem, teologiem i publicystą, obecnie radnym Sejmiku Śląskiego z ramienia PO. Pisze książkę o społecznym nauczaniu papieża Franciszka.

Powiedzmy to wprost: siłę partii poznaje się nie po tym, jak wszystko idzie dobrze i gładko, ale po tym, jak partia rodzi sobie z porażkami. To jest pierwszy sprawdzian pokazujący, na ile partia posiada wewnętrzną siłę i determinację do tego, by się odradzać. Co więc dziś może zrobić PO, by z tej gorzkiej lekcji, jaką dostała od wyborców, wyciągnąć trafne wnioski na przyszłość? Zgodnie z zasadą: co nie zabija, to wzmacnia.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Waga nieważnych wyborów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Gorzka pigułka wyborcza
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Czy szczyt klimatyczny w Warszawie coś zmieni? Popatrz w PESEL i się wesel!
felietony
Marek A. Cichocki: Unijna gra. Czy potrafimy być bezwzględni?