Tomasz Pietryga polemizuje nt. Prokuratora Generalnego

Niedoinwestowanie prokuratury już dziś jest faktem, który niestety przekłada się na obywateli. Na przykład w Łodzi, gdzie prokurator wypuścił na wolność podejrzanego o gwałt 15-latki, gdyż nie ma pieniędzy na wykonanie badania DNA – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 19.06.2011 18:36

Tomasz Pietryga polemizuje nt. Prokuratora Generalnego

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Pani prokurator Beata Mik w swojej polemice z moim tekstem „Mit prokuratorskiej niezależności" („Rz", 9 czerwca 2011 r.) zarzuca, że artykuł i przyjęta w nim argumentacja wynikają z nieukrywanych sympatii politycznych. Zarzuca mi też nieznajomość spraw, o których piszę.

Realne zagrożenia

Pierwszy z zarzutów pominę milczeniem. Bo jest to zużyta i mało elegancka metoda dyskredytowania autora. Czy stawianie takich zarzutów dziennikarzowi bez poparcia dowodami przystoi prokuratorowi? Pozostawiam to sumieniu pani prokurator. Z chęcią odniosę się jednak do dalszej części jej polemiki. W swoim tekście starałem się pokazać kilka mechanizmów w ustawie o prokuraturze osłabiających niezależność prokuratora generalnego, które w sytuacji konfliktu czy złej woli politycznej mogą być wykorzystane wbrew intencjom ustawodawcy.

Pani prokurator zdaje się nie widzieć tych zagrożeń, uznając, że po oddzieleniu tego urzędu od ministra sprawiedliwości i obwarowaniu licznymi gwarancjami niestraszne już są polityczne naciski. Trudno się z wywodami pełnymi odwołań do konstytucji nie zgodzić. Życie tymczasem sobie...

Jednym ze wspomnianych mechanizmów jest sprawozdanie, które corocznie musi składać prokurator generalny, i tryb jego oceny. Ustawa przyznaje w tym wypadku premierowi uprawnienie do odrzucenia sprawozdania i wystąpienia do Sejmu z wnioskiem o odwołanie prokuratora generalnego (co wymaga większości 2/3 głosów przy obecności co najmniej połowy posłów).

Niestety, tego rodzaju mechanizm kontrolny rodzi także zagrożenia. Może być bowiem wykorzystywany wbrew intencjom ustawodawcy jako narzędzie do zdyscyplinowania prokuratora generalnego, gdy ten nie spełnia oczekiwań sejmowej większości lub wyłonionego przez nią rządu. Daje wręcz możliwość usunięcia go z urzędu, gdy swoim postępowaniem narazi się aktualnie rządzącym. Co ze względu na charakter pracy prokuratury wcale nie musi być takie nierealne.

Dwa miesiące

Dodatkowo w przypadku konfliktu pole do postępowania wbrew intencjom ustawodawcy daje również brak precyzyjnego terminu na ocenę sprawozdania przez premiera. Zgodnie ze zdroworozsądkową zasadą premier powinien podjąć decyzję bez zbędnej zwłoki. W praktyce może być jednak inaczej. W ten sposób prokurator generalny może działać pod presją przez wiele miesięcy. Warto przypomnieć, że w tej chwili, mimo ponad dwóch miesięcy od złożenia sprawozdania, premier wciąż nie dokonał takiej oceny.

Innym mechanizmem osłabiającym niezależność prokuratora generalnego – który wskazywałem – jest uprawnienie ministra sprawiedliwości do wydawania aktów wykonawczych w zakresie działania prokuratury.

Pani prokurator odnosi się do tego: „Niekwestionowaną zdobyczą kontestowanej reformy prokuratury jest rozwiązanie zawarte w art. 18 ust. 1 u.p., według którego minister sprawiedliwości ustala, w drodze rozporządzenia, regulamin (...). po zasięgnięciu opinii prokuratora generalnego. Zmiana regulaminu wymaga zachowania takiego samego trybu. Jak zatem mogłaby się skończyć żonglerka regulaminem z pominięciem prokuratora generalnego?" – pyta.

Pani prokurator zapomina jednak dodać (zapewne przez przeoczenie), że opinia prokuratora generalnego nie jest dla ministra sprawiedliwości wiążąca. Zapomina też o historiach z niedalekiej przeszłości, kiedy to właśnie żonglerka regulaminem prowadziła do przerzucania pewnej kategorii spraw między prokuraturami, niekoniecznie z powodów merytorycznych.

Nawiasem mówiąc, w tym wypadku pani prokurator Mik wykazuje się niekonsekwencją, bo dalej jednak pisze: „może i dobrze by się stało, gdyby – po rekonstytucjonalizacji prokuratury – wyposażono prokuratora generalnego w prawo do wydawania rozporządzeń". Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, czy pani prokurator jest za czy przeciw takiemu rozwiązaniu.

Skąd wziąć pieniądze

Innym wskazanym przeze mnie zagrożeniem dla niezależności prokuratora generalnego jest niesamodzielność budżetowa prokuratury. Brak budżetu w wysokości właściwej dla rangi organu państwa, jakim jest prokuratura, deprecjonuje ten urząd.

Pani prokurator nie dostrzega tutaj żadnego niebezpieczeństwa. I pisze: „Czystym nonsensem wydaje się samo założenie możliwości »modyfikacji jej planów« przez rządzących na następny rok za pomocą budżetu. Prokuratorskie działania zależą od tego, co przyniesie świat faktu, w związku z czym po prostu nie da się ich zaplanować. Co więcej, działania te muszą być podejmowane, choćby kiesa świeciła pustkami. Przestępca nie zaczeka na hossę; zbiegnie, zatrze ślady i wypierze korzyści. [...] Tak więc celowe niedoinwestowanie prokuratury ze strony rządzących równałoby się autoagresji".

To świat idei. Niedoinwestowanie prokuratury już dziś jest faktem, który niestety przekłada się na obywateli. To niedoinwestowanie wcale zresztą nie musi wynikać z konfliktu czy, jak pisze pani prokurator, „chęci wzięcia głodem prokuratury", ale ze zwykłej pragmatyki, wymiar sprawiedliwości rzadko kiedy jest bowiem priorytetem dla rządzących.

Beata Mik pewnie nie zna ostatniego przypadku z Łodzi, kiedy prokurator wypuścił na wolność podejrzanego o gwałt 15-latki. Potencjalny sprawca śmieje się w twarz, bo badanie DNA odbędzie się w najlepszym razie za trzy – cztery miesiące, gdyż brakuje pieniędzy. Sugeruję, aby pani prokurator te górnolotne zdania skierowała do rodziców dziewczyny, może wtedy zobaczy, że brzmią jak ponury żart.

Warto je też zadedykować jej kolegom z Bydgoszczy, którym ze względów budżetowych odcięto dostęp do bazy prawnej LEX, albo innym, którzy muszą prosić przełożonego o zgodę na kserowanie dokumentów. Całkiem niedawno pisali o tym w „Rzeczpospolitej" właśnie koledzy Beaty Mik. Warto zapytać ich o samopoczucie. Podobnie jak Andrzeja Seremeta, który już kilkakrotnie prosił ministrów sprawiedliwości i finansów o dodatkowe środki, bo te, które miał, już się kończą.

Czy to się nazywa niezależność? A co by było, gdyby prokurator generalny postawił któremuś z ministrów zarzuty? Jak wtedy przyjmowany byłby na politycznych salonach? Czy politycy byliby skłonni do ułatwiania mu życia? Takie pytania stawiał niedawno jeden z pani kolegów, Jacek Skała, na portalu rp.pl.

Kolejna sprawa to Krajowa Rada Prokuratorów. Pani prokurator pisze: „Z kolei wymyślając Krajowej Radzie Prokuratury od »rady polityków«, uderza się równocześnie w powagę konstytucyjnego organu państwa, jakim jest Krajowa Rada Sądownictwa". No właśnie: „konstytucyjnego organu", którym KRP nie jest, trudno więc uznać takie porównanie za trafne.

Pani prokurator Beata Mik w swojej polemice z moim tekstem „Mit prokuratorskiej niezależności" („Rz", 9 czerwca 2011 r.) zarzuca, że artykuł i przyjęta w nim argumentacja wynikają z nieukrywanych sympatii politycznych. Zarzuca mi też nieznajomość spraw, o których piszę.

Realne zagrożenia

Pozostało 96% artykułu
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe