Nie ma bardziej świętego miejsca dla judaizmu jak Ściana Płaczu. To fragment drugiej świątyni jerozolimskiej odbudowanej przez Heroda. W tym miejscu nie gościł jeszcze nigdy urzędujący prezydent USA. Uczynił to w poniedziałek Donald Trump w towarzystwie żony, zięcia oraz córki Ivanki, która przyjęła judaizm, wychodząc za mąż za ortodoksyjnego Żyda Jareda Kushnera. To jemu teść powierzył misję mediacyjną w konflikcie palestyńsko-izraelskim.
Prywatna wizyta przy Ścianie Płaczu ma jednak wielkie polityczne znaczenie, gdyż może zostać potraktowana jako deklaracja amerykańskiego prezydenta, iż miejsce to jest częścią niepodzielnej Jerozolimy, stolicy państwa żydowskiego. Tymczasem Ściana Płaczu, podobnie jak cała Wschodnia Jerozolima, została zaanektowana przez Izrael w wyniku wojny sześciodniowej w 1967 roku. Palestyńczycy nigdy się z tym nie pogodzili i to o ustalenie statusu Jerozolimy rozbijają się wszelkie dotychczasowe inicjatywy pokojowe.
Wspólny wróg – Iran
Trump przybył do Izraela z misją „ostatecznego pokoju", jak zapowiadał. Nigdy jeszcze amerykański prezydent nie odwiedził Izraela w czasie swej pierwszej zagranicznej podróży. Co więcej, prezydenci Bill Clinton i Barack Obama rozpoczynali desperackie ofensywy dyplomatyczne w sprawie konfliktu palestyńsko-izraelskiego pod koniec swych kadencji. Trump czyni to na początku, co jednak nie wywołuje przesadnego entuzjazmu po obu stronach konfliktu.
– Pragnienie doprowadzenia do pokoju jest swego rodzaju chorobą amerykańskich prezydentów, która kończy się śmiercią całego projektu. Trump ma naturę narcystyczną i co być może przyniesie mu w tej sprawie sukces. Ale naiwnością byłoby sądzić, że jest w zasięgu ręki – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Efraim Inbar, politolog z Uniwersytetu Bar Ilan pod Tel Awiwem. W jego opinii zasługą Trumpa jest to, że Palestyńczycy wydają się obecnie bardziej skłonni do negocjacji niż do tej pory.
Donald Trump przybył do Izraela z Arabii Saudyjskiej. Taka sekwencja wizyt w regionie także jest precedensem. Tym bardziej że w Rijadzie prezydent Trump manifestował przychylność wobec krytyki pod adresem Iranu, głównego wroga saudyjskiego królestwa na Bliskim Wschodzie, jak i Izraela. O Iranie mówił też najwięcej na krótkim spotkaniu z prasą w Tel Awiwie.