Wynika z tego, że pierwsze (kwietniowe - przyp.red) przesłuchanie - jakie podczas czynności wstępnych zarządził i przeprowadził sędzia Michał Lasota - polegało na tym, że skrzywdzonej dziewczynki słuchał on oraz psycholog. Strony postępowania były nieobecne. Niemal pewne więc było, że tę czynność trzeba będzie powtórzyć. - Tego w ogóle nie da się nazwać przesłuchaniem - mówi Onetowi prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
- Takie działanie sędziego to jest podstawa do postępowania dyscyplinarnego. To jest błąd wręcz zasadniczy, bo to na sądzie spoczywa obowiązek zawiadomienia stron. I one muszą być o takim przesłuchaniu zawiadomione - podkreśla. - Bez oskarżyciela i obrońcy natychmiast pojawia się kwestia bezwzględnej nieważności takiej czynności. O warsztacie zawodowym danego sędziego świadczy to skandalicznie, to go dyskwalifikuje - stwierdza były minister sprawiedliwości.
- To pokazuje też zerowy poziom wrażliwości. On powinien wiedzieć, jakie będą tego konsekwencje. Nieprawidłowość przeprowadzenia przez niego czynności przesłuchania skutkować musiała tym, że małoletnią trzeba było ponownie wzywać do sądu i domagać się od niej, by kolejny raz opowiedziała o swojej krzywdzie. A przesłuchanie tak wykorzystanego dziecka jest z zasady czynnością jednorazową, niepowtarzalną - zaznacza prof. Ćwiąkalski.
- Sędzia, prowadząc taką sprawę powinien trzy razy sprawdzić, czy strony zostały prawidłowo zawiadomione o posiedzeniu, a potem dopiero przystępować do przesłuchania małoletniej. Ale ja tu widzę jakiś rodzaj znieczulicy zawodowej. Byle sprawę "odfajkować", mieć z głowy. Tak jakby dla sędziego nieważne było to, czy dana czynność przeprowadzana jest prawidłowo czy nie. Byle się odbyła - kwituje prawnik.
Przełożony Michała Lasoty nie reaguje. Po naszej publikacji do gry wkracza gdański rzecznik dyscypliny
W efekcie tego, że nieletnia dziewczynka odmówiła składania zeznań podczas drugiego przesłuchania, oskarżony odpowiadał nie za gwałt (taka była pierwotna kwalifikacja jego czynu), ale za obcowanie płciowe z małoletnią. Pierwszy czyn w prawie karnym kwalifikowany jest jako zbrodnia i dolna granica kary to co najmniej trzy lata więzienia, zaś górna - 15 lat.
Brat dziewczynki odpowiedział jednak jedynie za występek. Górna granica kary to w takim przypadku 12 lat. Pozornie różnica nie jest wielka, jednak waga moralna czynu jest nieporównywalna. Do tego oskarżeni za gwałt na rodzeństwie powinni trafić do więzienia na co najmniej trzy lata. Nic takiego w tej sprawie nie nastąpiło, ukarano go karą dwóch lat i sześciu miesięcy więzienia.