Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować, ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego – pisali hierarchowie kościelni w ustawach synodu poznańskiej diecezji w XV w. Oblewanie wodą to tradycja ważna, szczególnie dla młodych dziewcząt. Której nie oblano lub nie wychłostano witkami, miała prawo czuć się obrażona i sobie samej zwiastować staropanieństwo, co dawniej jawiło się jako sprawa straszniejsza niż dziś zarzut feminizmu.

Czytaj także: W Wielkanoc co roku akty prawne skłócają społeczeństwo

Oblewanie wodą miało też zapobiegać chorobom i sprzyjać płodności. Obchody śmigusa-dyngusa (początkowo w poniedziałek panowie oblewali panie, we wtorek na odwrót) łączono z celebrowaniem odejścia zimy i początku wiosny. Choć zwyczaj nie przyjął się w miastach (zróżnicowana ludność i straże miejskie), polska tradycja spójnie wskazuje, że tym, co ludzie zwykli sobie serwować w Wielkanoc, była woda, żart i swawola, a nie przemoc. Pod tym względem czasy nam bliższe wydają się bardziej urozmaicone, a sądy nieraz badały, jak Polacy interpretują zwyczaje.

Poznańskie sądy skazały trzech młodych mężczyzn na pozbawienie wolności za to, że w Poniedziałek Wielkanocny dotkliwie pobili przechodniów, którzy stanęli w obronie zaatakowanej wodą dziewczyny. To nie był obrzęd, lecz chuligaństwo, a obrona przed oblewającym nie może być uznana za inicjowanie bójki. Przed Sądem Rejonowym w Dębicy stanął zaś mężczyzna, który wysiadł nagle z auta, by rzucić w kobietę workiem napełnionym wodą, mocząc ją od stóp do głów. Dzień był chłodny. Sprawca odbył pięć dni aresztu. Dla oceny, czy np. wlewanie wody do mieszkań, klatek schodowych, samochodów i środków komunikacji miejskiej albo oblewanie przechodniów w zimny poranek wiadrem lodowatej wody jest uświęcaniem tradycji, starczy odrobina empatii. Okazuje się jednak, że niektórzy cierpią na jej deficyty. To, co może Polaków łączyć, bywa przykrym doświadczeniem dla obu stron, jeśli zważyć możliwą odpowiedzialność wykroczeniową lub karną. Często występujące w święta spory przy rodzinnym stole: o politykę, światopogląd czy nieznośne pytania „kiedy ślub" lub „kiedy dziecko", jawią się jako niegroźna, choć wcale nie nową, świecka tradycja.

Autorka jest adwokatem, redaktorem naczelnym „Pokoju adwokackiego" www.pokojadwokacki.pl