Potwierdziły się informacje "Rzeczpospolitej" o starcie minister Anny Zalewskiej i Beaty Kempy, jak i o tym, że na listach nie pojawi się marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Ale i tak zaskoczeń nie zabrakło. PiS po raz kolejny pokazało, że niektóre informacje potrafi utrzymać w tajemnicy przed dziennikarzami. Tak jak start Joachima Brudzińskiego, wpływowego ministra spraw wewnętrznych i jednego z najważniejszych polityków PiS.
Dowiedz się więcej: Kaczyński wyprzedza Koalicję Europejską
- Chcieliśmy dać sygnał, że jesteśmy gotowi do kampanii wyborczej. To są mocne listy - skomentował w Polskim Radiu 24 Karol Karski z PiS. Zaznaczył, że choć na listach jest "kilku ministrów", to "nie odbiega to od standardu". Polityk zauważył, że kiedy "koalicja PO-PSL w roku 2014 wystawiała listy do PE, również znajdowali się tam członkowie rządu".
- Nie jesteśmy przywiązani do stanowisk, obejmujemy je wtedy kiedy nasze kompetencje i przygotowanie merytoryczne są potrzebne w danym miejscu. Zawsze by się chciało, by listy były jak najlepsze, najmocniejsze. I one takie są - dodał.
Pytany o największą niespodziankę na listach - szefa MSW Joachima Brudzińskiego - Karski odparł, że "jest to bardzo dobrze przygotowany kandydat". - Kwestie, którymi się zajmuje są również istotne w pracy w Parlamencie Europejski, na przykład koordynacja bezpieczeństwa na poziomie unijnym - tłumaczył. Poseł PiS zaznaczył, że na listach "może dochodzić do pewnych wzmocnień, pewnych przesunięć".