„Wartości europejskie, porządek konstytucyjny, sprzeciw wobec zawłaszczania polskiego państwa to trzy obszary łączące członków koalicji". Tak mówił szef Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski, gdy na początku maja ogłaszał powstanie Wolności Równości Demokracji (WRD). W skład tej koalicji weszły KOD, Polskie Stronnictwo Ludowe, Nowoczesna, SLD oraz mniejsze partie i organizacje.
Dziś widać, że to, co miało łączyć, nie okazuje się dostatecznie silnym spoiwem. Koalicja zaczyna się pruć.
– WRD nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się tam tylko Komitet Obrony Demokracji – mówi ostro szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Krytykuje „ewidentny skręt KOD w lewo; głównie światopoglądowy, który jest trudny dla PSL do akceptacji". Sygnałem ostrzegawczym dla ludowców był m.in. marsz 4 czerwca, na którym brylowali działacze lewicy.
Stronnictwo przestało już brać udział w odbywających się co dwa tygodnie spotkaniach, na których członkowie WRD planują wspólne działania i snują polityczne plany. A te są coraz śmielsze. Niektórzy wspominają o wspólnych listach wyborczych.
– Wyobrażam je sobie, jeśli PiS zmieni konstytucję. Zjednoczona opozycja będzie musiała się przeciwstawić Zjednoczonej Prawicy – mówi Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej, która reprezentowała ją na wtorkowym spotkaniu WRD.