Rzeczpospolita: W czasach Leo Beenhakkera użył pan stwierdzenia, że kibic reprezentacji to idiota, bo „zawsze wierzy". Dzisiaj kibic już trochę mniej jest idiotą?
Jan Nowicki: Wiele zależy od tego, w jaki sposób mamy mówić o sporcie: czy z punktu widzenia człowieka rozgarniętego, czy raczej kibica? My, kibice, nawet bawimy się tym, jak dalece jesteśmy nieobiektywni. Podam panu przykład. Tadeusz Konwicki ze Stanisławem Dygatem byli kiedyś nieustannie na telefonie. Ja z kolei jestem w stałym kontakcie z byłym piłkarzem m.in. Cracovii i Wisły Ryszardem Sarnatem. Obaj uwielbiamy futbol i obaj nienawidzimy Cristiano Ronaldo. Kiedy czytam o zachwytach nad przewrotką Portugalczyka, to aż mnie skręca, bo uwielbiam Leo Messiego. Kibic zawsze będzie nieobiektywny, a jego miłość nieracjonalna.
Wspomniał pan o Ronaldo i Messim. Gdzie wśród tych gwiazd jest Robert Lewandowski?
W Polsce, kiedy się mówi o piłce, ważnych ludziach albo nie daj Bóg o religii, to trzeba uważać. Jeśli człowiekowi wierzącemu ktoś powie, że jest ateistą, to on gotów rozmówcę zastrzelić, choćby przed nim stał najmądrzejszy ateista świata. Lewandowski ma aktualnie w Polsce status boga albo raczej króla w otoczeniu książąt, baronów i hrabiów. Kiedy patrzę na jego grę, to widzę cudowne strzały głową i niezwykłą siłę fizyczną, ale Lewandowski mnie nie czaruje. Kocham go, bo jestem na niego skazany.
Kiedyś w reprezentacji byli Zbigniew Boniek czy Kazimierz Deyna. Ich łatwiej było kochać?