Ostatnio czterema zdaniami wypowiedzianymi w telewizji Fox postawił na głowie dotychczasową politykę Waszyngtonu w Azji.
– Nie życzę sobie, by Chiny coś mi dyktowały – powiedział tam o krytyce, jaka spotkała go wcześniej. Poszło o telefon z Tajwanu, od pani prezydent Tsai Ing-wen z gratulacjami. Trump odebrał go 2 grudnia i w krótkiej rozmowie tytułował rozmówczynię „prezydentem", co wyprowadziło z równowagi Chiny. – To była bardzo miła rozmowa. Krótka. No i dlaczego jakieś państwo uważa, że może mi mówić, bym nie podnosił słuchawki? Szczerze mówiąc, uważam, że to byłoby bardzo niegrzeczne – dodał.
Ale zgodnie z chińską doktryną wyspa uważana jest za 23 autonomiczną prowincję kraju, a nie za osobne państwo. Wszyscy, którzy nawiązują stosunki dyplomatyczne z Pekinem, zrywają takie z Tajpej.
Większość krajów świata zrobiła to między 1971 a 1979 rokiem – czyli pomiędzy usunięciem Tajwanu z Rady Bezpieczeństwa ONZ (gdzie zajmował miejsce przeznaczone dla Chin), a ustanowieniem stosunków dyplomatycznych Waszyngtonu z Pekinem. Obecnie jedynie 22 państwa (m.in. Paragwaj, Haiti i Watykan) uznają Tajwan, a 173 – Chiny.
USA również wypowiedziały je z Tajpej, choć wyspa pozostaje bliskim amerykańskim sojusznikiem. Jednak Waszyngton zgodził się respektować zasadę jedności Chin. Dlatego też ostatni raz przywódcy obu krajów rozmawiali oficjalnie w 1979 roku. Do czasu telefonicznej rozmowy Trumpa z prezydentem państwa, z którym USA nie utrzymują stosunków dyplomatycznych.