Rzeczpospolita: Czy przemówienie prezesa PiS w Jachrance było tym, czego Pan się spodziewał?
Krzysztof Łapiński: W zasadzie były dwa przemówienia, jedno transmitowane przez media i drugie za zamkniętymi drzwiami. To pierwsze w moim przekonaniu było skierowane głównie do stałego elektoratu PiS. A w skrócie sprowadzało się do przesłania: nie dajcie sobie wmówić, że nie ma różnic między nami a politykami PO, nie wierzcie, że jesteśmy tacy sami. Nie, my jesteśmy formacją ludzi uczciwych, która zwalcza afery, nawet jeśli zaplącze się w nie ktoś z naszego obozu. Zaś poprzednia władza tolerowała afery, wielu z jej członków było w nie zamieszanych. My jesteśmy uczciwi i prawi, a PO jest naszym przeciwieństwem. To ma przekonać wyborców, że władza PiS nie zepsuła, że PiS nie dotyczy sentencja Lorda Actona, że „każda władza deprawuje". Ciekawsze jest jednak co prezes Jarosław Kaczyński powiedział parlamentarzystom jak nie było kamer, jaki przekaz poszedł do wnętrza partii.
Czy można z tego przemówienia wyciągnąć wniosek PiS jest w defensywie?
Większość ostatnich działań Prawa i Sprawiedliwości jest reaktywnych, są odpowiedzią na różnego rodzaju ataki czy sytuacje kryzysowe. Może poza konwencją na 3-lecie rządu, kiedy premier Morawiecki pokazał, że rząd chce rozmawiać z Polakami i ich słuchać. Ale proaktywnych działań jest niewiele zważywszy na liczne instrumenty jakie ma każda włada żeby takie działania prowadzić.
PiS ma nadal dobre notowania. Jednak nagle pojawia się "syndrom 2007 roku" i przypominanie porażki z 2007. Dlaczego?