Sukces wyborczy Bezpartyjnych Samorządowców – którzy współrządzą z PiS na Dolnym Śląsku i uzyskali dobre wyniki w woj. lubuskim i zachodniopomorskim – sprawił, że zaczęły padać coraz poważniejsze pytania o polityczną przyszłość ruchu. Bezpartyjni w jesiennych wyborach po raz pierwszy zarejestrowali ogólnopolski komitet oraz listy w ponad 60 na 85 okręgów wyborczych do sejmików.
Ich 15 mandatów i 5,28 proc. ma być zaliczką na przyszłość, na wybory do Sejmu. Bo takie plany są już poważnie rozważane. – W przyszłym tygodniu mamy spotkanie ogólnopolskie. Będziemy decydować o formie pójścia do wyborów parlamentarnych. Rozmawiamy z różnymi środowiskami, w tym środowiskami przedsiębiorców i organizacji pozarządowych – mówi „Rzeczpospolitej" Patryk Hałaczkiewicz, koordynator krajowy Bezpartyjnych.
Biedroń: Będę kandydował i do europarlamentu, i do Sejmu
Już na początku przyszłego roku może odbyć się konwencja Bezpartyjnych. Nie jest wcale wykluczone, że projekt wokół Roberta Raczyńskiego – prezydenta Lubina – może wystartować z nową nazwą do wyborów parlamentarnych lub też w formie koalicji z innymi podmiotami. Wszystkie decyzje mają zapaść w najbliższych tygodniach. Przygotowania obejmują też tworzenie struktur i formuły całego projektu.
Postulaty, z którymi Bezpartyjni mogą iść do Sejmu, to przede wszystkim kwestie ustrojowe. W tym deglomeracja (rozproszenie urzędów poza Warszawę), dalsza reforma samorządowa, wybory bezpośrednie na wszystkich szczeblach. To ma być rdzeń ich wyborczego programu. A jak pokazało kilka ostatnich wyborów do Sejmu, niemal w każdym z nich udało się zdobyć mandaty nowemu ugrupowaniu, które zdobywało je dzięki kilku chwytliwym postulatom. Politolog dr Jarosław Flis nazywa je „tymczasowym ugrupowaniem protestu", w skrócie TUP. – To zupełnie nowi gracze, którzy nie tasują tych samych kart, ale przebijają się z nowymi atutami – tak, jak to wcześniej zrobili Lepper, Palikot czy Kukiz. – tak pisał o formacie TUP w „Rzeczpospolitej" Flis w ubiegłym tygodniu.