Kongres partii odbędzie się w Lyonie w sobotę. Ale już wiadomo, kto stanie na jego czele. To Christophe Castaner, były szef kampanii wyborczej Emmanuela Macrona, a potem jego rzecznik. Kontrkandydatów nie przewidziano.
– Wszystkie ważne decyzje w partii są podejmowane przez samego Macrona i kilku jego współpracowników. To biali, dobrze sytuowani i wykształceni mężczyźni. Przedstawiciele i obrońcy establishmentu. Prawie nie ma osób ze środowisk uboższych, kolorowych, kobiet. Tych, którzy do tej pory nie byli reprezentowani. Nadzieje Francuzów na odnowę życia politycznego zostały zawiedzione – mówi „Rz" Thomas Pellerin-Carlin z Instytutu Delorsa.
Po zdobyciu w maju Pałacu Elizejskiego Macron natychmiast rozpisał wybory parlamentarne. Na fali jego zwycięstwa LREM zdobyła samodzielną większość w Zgromadzeniu Narodowym (313 na 577 posłów). Partia Socjalistyczna, skompromitowana pięcioma latami gnuśnych rządów Francois Hollande'a, została zmiażdżona, zachowując jedynie 31 deputowanych. Ale także gaulliści, faworyci wyborów przed pojawieniem się Macrona, zostali zmarginalizowani i musieli się zadowolić ledwie 100 posłami.
Przez kolejne sześć miesięcy Macron tylko umocnił się w pozycji rozgrywającego na francuskiej scenie politycznej. Ostatecznie zniknął podział na prawicę i lewicę, który definiował życie kraju od dziesięcioleci. W ub. tygodniu były premier i lider umiarkowanej frakcji gaullistów Alain Juppe powiedział, że „popiera politykę Macrona" i razem z jego partią wystawi listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. To oznacza, że przyszłość ugrupowania, które nosi nazwę Republikanie, w ogóle staje pod znakiem zapytania.
Ale podobny proces widać i u socjalistów, z których dobra połowa także wspiera Macrona, to jego ruch uważa za uosobienie „prawdziwej nowoczesnej lewicy".