Flis: Przyśpieszone wybory to mało realny scenariusz

Sto lat temu ludzie mordowali się na ulicach. Jesteśmy od tego daleko i nie sądzę, byśmy w tę stronę poszli – mówi prof. Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Aktualizacja: 06.11.2020 04:25 Publikacja: 05.11.2020 19:46

Flis: Przyśpieszone wybory to mało realny scenariusz

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Guzik

Wiele społeczeństw pęka na pół, a według komentatorów są to podziały tak głębokie, że nie da się ich załatać.

To efekt przemian, które naruszyły stare wzorce uprawiania polityki. Społeczeństwa bardzo długo odreagowują błędy, problemy z przeszłości. Tych podziałów nikt nie chciał dostrzegać, a tym bardziej czegoś z nimi zrobić i teraz nabrzmiały. Miejmy nadzieję, że społeczeństwa jednak obronią się przed tymi chorobami, bo wychodziły już z cięższych. Sto lat temu ludzie mordowali się na ulicach. Jesteśmy od tego daleko i nie sądzę, byśmy w tę stronę poszli. Może jeszcze znajdziemy wspólny język.

Czytaj także:

Lewica zawiadomi prokuraturę ws. działań Jarosława Kaczyńskiego

W Polsce jeszcze niedawno dwie główne siły prawie tworzyły razem rząd. Do tej pory mówi się, że programowo niewiele się różnią.

Na razie nic nie wskazuje na to, by coś się zmieniło. W marcu mówiono, że nadchodzi koniec „PO-PiS". Minęło parę miesięcy i okazuje się, że podział emocjonuje jak nic innego. Nie było sygnałów, że komuś to nie pasuje. Słabnąca partia rządząca może być zapowiedzą wahadła w drugą stronę. Zobaczymy, kto będzie beneficjentem. Wcześniej to Platforma mówiła, że będzie rządzić wiecznie, Donald Tusk zapewniał, że nie ma z kim przegrać. Czas to zweryfikował. Trochę to zajmie, zanim te zmrożone podziały się roztopią i ułożą na nowo. Mamy dwóch głównych aktorów, kilka ról drugoplanowych.

Polityka toczy się też na ulicy. Protesty kobiet, sprowokowane decyzją o naruszeniu tzw. kompromisu aborcyjnego, to nowa siła, która się upolityczni?

Rząd się wykazał zapałem kontrrewolucyjnym i zniszczył status quo. Teraz ma przeciwko sobie tych, którzy chcą pójść w drugą stronę, i tych, którzy by chcieli, żeby wszystko zostało po staremu. Postulaty Strajku Kobiet są zupełnie nierealistyczne. Mają przeciwko sobie tyle samo osób, co postulaty zgłaszane przez partię rządzącą. Sprzeciw względem rządu łączy jednak milczącą większość i protestująca mniejszość, ale gdyby poważnie potraktować te postulaty, które zgłasza Strajk Kobiet, to można się spodziewać, że większość będzie się przesuwać w drugą stronę.

Żadne rozwiązanie nie leży na stole, a sondaże pokazują, że rośnie liczba wyborców niezdecydowanych.

Zwykle jest tak, że oni się nie „przenoszą" od razu. Jest wstrząs w partii rządzącej, ale PiS już nieraz wychodził z takich problemów. Werdykt Trybunału Konstytucyjnego nie jest jeszcze opublikowany. Jest propozycja PSL-u o przeprowadzeniu referendum po pandemii. Rozumiem, że do tego czasu zawieszamy zmiany i uznajemy, że wyrok czeka na potwierdzenie w referendum. Decyzja Trybunału oznacza, że od ponad 25 lat w Polsce obowiązywało niekonstytucyjne prawo, ale to jest nielogiczne. Nie wiem, czy ktokolwiek propozycję Kosiniaka-Kamysza weźmie pod uwagę. Nie wiadomo, czy którakolwiek ze stron będzie nią zainteresowana, gdy skończy się pandemia, np. za dwa lata. Dziś odwołanie się do ludu jest dobre. Bolesne dla wielu osób, ale chyba najlepsze. Propozycje prezydenta to przesunięcie w stronę, w którą zdecydowana większość nie chce iść – to kompromis dla Jarosława Kaczyńskiego, ale nie dla protestujących czy milczącej większości.

Pogarszające się sondaże cementują władzę?

Z historii znamy przypadki, w których spadające sondaże wywoływały ruchy do zmian, bo to takie brzytwy ratunkowe. Spodziewałbym się, że przy rozpadzie obozu rządzącego, przez trzy lata z własnym prezydentem i różnymi polami manewru, mógłby on sobie wegetować do końca kadencji. Scenariusz przyspieszonych wyborów trudno uznać za realistyczny.

Na podstawie zmiany sondażowej możemy myśleć o tym, co się wydarzy przez trzy lata?

Dotychczasowy system podziału na cztery czy pięć partii całkiem nieźle się wpasowuje w podziały wśród Polaków. Do tej pory z kilku sił politycznych – które postulowały koniec „zabetonowania", zmianę systemu – wszystkie zostały wchłonięte przez te starsze. Jak spojrzymy na partie amerykańskie, to one trwają bardzo długo. Zmieniały się, dostosowywały, ale przetrwały. W Polsce może być podobnie. Te partie zostaną, ale się zmienią. Odnowią treść, znajdą nowych sojuszników.

wsp. Joanna Leśnicka

Wiele społeczeństw pęka na pół, a według komentatorów są to podziały tak głębokie, że nie da się ich załatać.

To efekt przemian, które naruszyły stare wzorce uprawiania polityki. Społeczeństwa bardzo długo odreagowują błędy, problemy z przeszłości. Tych podziałów nikt nie chciał dostrzegać, a tym bardziej czegoś z nimi zrobić i teraz nabrzmiały. Miejmy nadzieję, że społeczeństwa jednak obronią się przed tymi chorobami, bo wychodziły już z cięższych. Sto lat temu ludzie mordowali się na ulicach. Jesteśmy od tego daleko i nie sądzę, byśmy w tę stronę poszli. Może jeszcze znajdziemy wspólny język.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wybory samorządowe 2024: Gdzie odbędzie się II tura? Kraków, Poznań i Wrocław znów będą głosować
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Koniec epoki Leszka Millera. Nie znajdzie się na listach do europarlamentu
Polityka
Polexit. Bryłka: Zagłosowałabym za wyjściem Polski z UE
Polityka
"To nie jest prawda". Bosak odpowiada na zarzut ambasadora Izraela
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Wybory samorządowe 2024. Kto wygra w Krakowie? Nowy sondaż wskazuje na rolę wyborców PiS