Zuzanna Dąbrowska: Prezesowi się bardzo spieszy

Kampania wyborcza to czas sprawdzania motywacji polityków. Lider PiS chce przejść do historii. A polityczny dwór go w tym marzeniu utwierdza.

Publikacja: 16.09.2019 19:03

Zuzanna Dąbrowska: Prezesowi się bardzo spieszy

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Czasem człowiekowi zaczyna się w życiu spieszyć. Ma przekonanie, że czas ucieka mu przez palce, że lista osiągnięć przykrótka, że trzeba samemu zadbać o swoje miejsce w historii – firmy, miasta czy całego kraju. Politykom spieszy się zawsze wyjątkowo.

Zawód polityka obfituje bowiem w ciągłe cezury czasowe: kadencje, wybory – i w każdej chwili można wypaść za burtę. A liderzy mają stres jeszcze większy: to odczuwalny na karku oddech młodszej konkurencji. Dlatego muszą po prostu konkurencję wyciąć. Całą. Tego się jednak demokratycznie zrobić nie da, partie w Polsce mają więc coraz mniej demokratyczne obyczaje, by zapewnić liderom bezpieczeństwo. Jarosław Kaczyński jest praktycznie nieodwoływalny. I nie tylko dlatego, że ma charyzmę, siłę i wielki autorytet w PiS. Przede wszystkim dlatego, że nie ma następcy, bo nikomu w partii nie udało się urosnąć na tyle, by mógł mu zagrozić. Donald Tusk też nie miał następcy, dlatego partię przejął po nim jego największy partyjny wróg, czyli Grzegorz Schetyna. Skutki raczej Tuska nie zachwycają, ale sam przecież starannie pozbył się wcześniej wszystkich innych aspirantów.

Skoro natomiast wszystko wskazuje na to, że po odejściu przywódcy na emeryturę PiS może się rozsypać, to trzeba się spieszyć jeszcze bardziej. Przecież gdyby była to wielka firma, emerytowany prezes mógłby spokojnie zostać doradcą zarządu i wciąż realizować swoje aspiracje i plany. Ale Jarosław Kaczyński dobrze wie, że nie ma możliwości dorabiania na pół etatu w polityce. Będzie prezesem albo nie będzie czynnym politykiem. Dlatego chciałby zbudować wielkie lotnisko albo przekopać Mierzeję. Zbudować coś, co kiedyś będzie można nazwać jego imieniem... Jak słynna gierkówka ze Śląska do Warszawy.

Obecna kampania wyborcza pokazuje jednak, że jak mówią ludowe przysłowia – nadmierny pośpiech szkodzi, przecież co nagle, to po diable, a pośpiech wskazany jest wyłącznie przy łapaniu pcheł. Wskazuje na to program PiS. To dokument w kilku punktach skrojony na utrzymanie władzy za wszelką cenę. Dalszy ciąg rozgrywek w wymiarze sprawiedliwości, wzięcie za twarz dziennikarzy, przyznanie sobie prawa do oceny zachowań mniejszości i wyrokowania o karach za nieposłuszeństwo – wszystko to wynika z szukania drogi na skróty do jak najdłużej sprawowanej władzy.

Jarosław Kaczyński jest największą siłą PiS i jego największą potencjalną słabością. Już teraz jego najbliższe otoczenie boi się miesięcy po wyborach, kiedy ma się odbyć jedna zaległa operacja kolana, a potem następna.

Bo nie ma dobrego czasu na jego nieobecność. Po wyborach prawdopodobnie czeka PiS formowanie rządu. Trudno to sobie wyobrazić bez rozstrzygającej roli prezesa. To dla niego także obciążenie.

Każdy przywódca absolutny powinien pamiętać, że nie zdarza się, by rządzone w sposób absolutny imperia – czy to światowe, czy krajowe, czy partyjne – przetrwały własnych twórców.

Czasem człowiekowi zaczyna się w życiu spieszyć. Ma przekonanie, że czas ucieka mu przez palce, że lista osiągnięć przykrótka, że trzeba samemu zadbać o swoje miejsce w historii – firmy, miasta czy całego kraju. Politykom spieszy się zawsze wyjątkowo.

Zawód polityka obfituje bowiem w ciągłe cezury czasowe: kadencje, wybory – i w każdej chwili można wypaść za burtę. A liderzy mają stres jeszcze większy: to odczuwalny na karku oddech młodszej konkurencji. Dlatego muszą po prostu konkurencję wyciąć. Całą. Tego się jednak demokratycznie zrobić nie da, partie w Polsce mają więc coraz mniej demokratyczne obyczaje, by zapewnić liderom bezpieczeństwo. Jarosław Kaczyński jest praktycznie nieodwoływalny. I nie tylko dlatego, że ma charyzmę, siłę i wielki autorytet w PiS. Przede wszystkim dlatego, że nie ma następcy, bo nikomu w partii nie udało się urosnąć na tyle, by mógł mu zagrozić. Donald Tusk też nie miał następcy, dlatego partię przejął po nim jego największy partyjny wróg, czyli Grzegorz Schetyna. Skutki raczej Tuska nie zachwycają, ale sam przecież starannie pozbył się wcześniej wszystkich innych aspirantów.

Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny