Kongresman Jim Sensenbrenner z Wisconsin zdecydował, że po 21 kadencjach w Waszyngtonie czas na emeryturę. Jego stanowy kolega, kongresman Sean Duffy, stwierdził, że chce spędzić czas ze swoim kolejnym dzieckiem, które ma się niedługo narodzić. Kongresman Bill Flores z Teksasu oznajmił, że planuje wrócić do pracy w sektorze naftowo-gazowym.
To trójka z 15 republikańskich kongresmanów, w tym aż pięciu z Teksasu, którzy oznajmili, że nie będą się ubiegać o kolejną kadencję w Izbie Reprezentantów. Tylko dwóch postanowiło ubiegać się o wyższe stanowiska – gubernatora albo senatora, odpowiednio, Greg Gianforte z Montany i Bradley Byrne z Alabamy.
Dla porównania w Partii Demokratycznej tylko trójka kongresmanów odchodzi na polityczną emeryturę, a jeden Ben Ray Lujan będzie się ubiegał o miejsce w Senacie. W 2017 r. o tej porze na 14 republikańskich kongresmanów zapowiadających, że nie będzie się ubiegać o kolejną kadencję, dziewięcioro startowało w wyborach na inne urzędy. Sceptycy przewidują, że ta fala rezygnacji może przerodzić się w lawinę w tym cyklu wyborczym.
Co ciekawe, większość kongresmanów, którzy ogłosili, że nie będą ponownie startować w wyborach, ma mocno ugruntowaną pozycję w swoich dystryktach i praktycznie wygraną w kieszeni. Tylko kilku, w tym Willa Hurda w Teksasie czekałyby zacięta kampania w prawyborach. Naraził się konserwatywnym wyborcom tym, że stanął po stronie demokratów w głosowaniu za tym, aby potępić wpisy na Twitterze Donalda Trumpa, obrażające liberalne ciemnoskóre kongresmanki.
Dlaczego republikańscy kongresmani rezygnują? „Bycie w mniejszości w Izbie Reprezentantów, podczas gdy w Białym Domu zasiada Donald Trump, nie należy do przyjemności" – tak podsumowują te decyzje liberalni komentatorzy.