Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli, był podsłuchiwany przez służby specjalne od 2013 r., co najmniej pół roku – dwukrotnie za zgodą sądu, który uznał, że rozmowy posła PSL Jana Burego z Kwiatkowskim noszą znamiona przestępstwa – nadużycia władzy. Prokuratura Apelacyjna w Katowicach obu chce postawić zarzuty wpływania na przebieg konkursów w centrali i delegaturach NIK – w Rzeszowie (matecznik Burego) i Łodzi (okręg wyborczy Kwiatkowskiego).
Prezes Kwiatkowski w piątek złożył wniosek o zrzeczenie się immunitetu i praktycznie się zawiesił – zastępcom przekazał nadzór nad wszystkimi kontrolami i jednostkami organizacyjnymi, zapowiedział, że nie będzie uczestniczył nawet w posiedzeniach komisji sejmowych.
Poseł Bury w oświadczeniu na stronie napisał tylko, że „ma czyste sumienie", ale nie podjął żadnych innych decyzji, choć władze PSL cisną go, by i on zrzekł się immunitetu.
Personalna wojna
Ani Bury, ani Kwiatkowski nie wiedzą, jakim materiałem dysponuje przeciwko nim prokuratura. – Nie byli w śledztwie przesłuchiwani – przyznaje Leszek Goławski, rzecznik katowickiej prokuratury.
Jeden z zarzutów dotyczy przekazania pytań konkursowych kandydatowi na szefa delegatury w Łodzi, by lepiej się przygotował. Miał je wręczyć osobiście Kwiatkowski. Zdaniem prokuratury instruował go, jak ma się zachować przed komisją, w której zasiadał. Wcześniej Kwiatkowski unieważnił wyniki konkursu na to stanowisko.
„Zadam takie pytanie, że to prawda, kandyduje pan. Każdemu zadam je po kolei, czy ta delegatura, co by pan w niej zmienił, w funkcjonowaniu całego NIK. A masz tam moją prezentację, więc sobie wybierzesz, to będzie dobrze wyglądało" – wynika z podsłuchanej rozmowy prezesa NIK ze „swoim" kandydatem.
Prezentacja Kwiatkowskiego dotycząca jego wizji działania NIK jest publicznie dostępna, była przedstawiana w komisjach sejmowych. Jednak sąd, do którego trafi sprawa, będzie oceniał ją w połączeniu ze słowami, jakie padły w nagranej rozmowie prezesa NIK z jego faworytem.