Przed spodziewaną jesienną eskalacją napięć politycznych rosną też wewnętrzne napięcia w Platformie. Tłem jest sprawa wywiadu, którego Borys Budka udzielił niemieckiemu „Zeit Online". Wiceprzewodniczący PO mówił kilka dni temu m.in., że Unia Europejska musi postawić Polsce „ultimatum". Do tej pory te słowa były przedmiotem huraganowego ataku przede wszystkim ze strony polityków partii rządzącej czy posłów Kukiz'15. Stały się też tematem w mediach publicznych.

Ale na wywiad w poniedziałek zareagowali także dwaj senatorowie PO ze Śląska. W oświadczeniu Andrzej Misiołek i Leszek Piechota piszą: „Jest rzeczą niedopuszczalną, by Polak, poseł RP, wiceprzewodniczący największej partii opozycyjnej, osoba publiczna, w zagranicznej prasie domagał się od Unii Europejskiej i państw ją tworzących podejmowania działań restrykcyjnych wobec naszej ojczyzny". To pierwszy oficjalny głos w Platformie odcinający się od wypowiedzi Budki, który po wybuchu kontrowersji opublikował m.in. polską wersję wywiadu, którą wysłał do autoryzacji. – Jestem ostatnią osobą, która chciałaby sankcji, ponieważ sankcje dotkną przede wszystkim Polaków – mówi w niej Budka. List jest tym większym zaskoczeniem, że politycy PO, z którymi w ostatnich dniach się kontaktowaliśmy, nawet w nieoficjalnych rozmowach nie wyrażali personalnej krytyki wobec wiceprzewodniczącego, nawet jeśli przyznawali, że wywiad mógł być nieco bardziej ostrożny. Politycy PO zachowywali też spójny przekaz zewnętrzny. Oświadczenie senatorów łączone jest w partii z rosnącą popularnością Budki. Sondaż dla serwisu Oko.press pokazał, że wyborcy PO uznają go za dużo lepszego lidera niż Grzegorz Schetyna. – Być może oświadczenie to próba pogorszenia dobrych relacji między Schetyną a Budką i ich skłócenia – mówi nam osoba znająca sytuację w PO, która dodaje, że w partii są osoby, którym może na kreacji takiego konfliktu zależeć.

Są i inne teorie. – Widocznie senatorowie uznali, że na Śląsku słowa Budki szczególnie źle się kojarzą, i w związku z tym doszli do wniosku, że można jakoś się przebić w sezonie ogórkowym. W ten sposób mogli też chcieć zamanifestować swoją niezależność od oficjalnego przekazu dotyczącego Brukseli – mówi „Rz" jeden z polityków PO. Nasi rozmówcy twierdzą też, że Leszkowi Piechocie grozi wyrzucenie z PO m.in. za absencję w głosowaniach w Senacie nad tzw. ustawami sądowymi. Oświadczenie ma być sposobem na budowanie niezależnej pozycji wobec innych ugrupowań. Jak słyszymy, w Katowicach – gdzie Piechota jest szefem struktur – sytuacja w partii jest bardzo zła, a do Zarządu Platformy trafił nawet wniosek o rozwiązanie tamtejszych struktur.

To nie zmienia jednak faktu, że napięcia w największej partii opozycyjnej są realne. Związane są nie tylko z przywództwem Schetyny, ale przede wszystkim z nadchodzącymi wyborami wewnętrznymi, które zgodnie z informacjami „Rz" mają się odbyć pod koniec roku. Aktualny jest scenariusz, w którym przed wyborami Schetyna zdecyduje się na zmianę statutu i powrót do systemu, w którym liderów regionów wybieraliby delegaci, a nie wszyscy członkowie PO na danym terenie. To z kolei odbierane jest jako sygnał, że Schetyna nie jest pewny, czy wszyscy jego stronnicy ponownie trafią do Zarządu, i chce, aby kontrola nad całym procesem była coraz większa.

W tej chwili pozycja Schetyny jest absolutnie niezagrożona. Pierwszym testem będą przyszłoroczne wybory samorządowe. – Schetyna będzie rozliczany np. z decyzji dotyczących kandydatów w dużych miastach, zwłaszcza w Warszawie, gdyby postawił na Halickiego – mówi nam jeden z polityków PO.