11 lipca 1943 r. oddziały UPA i OUN-B przypuściły szturm na ok. 100 polskich miejscowości. Był to punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, w której zginęło kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Od lat rodziny pomordowanych apelują o ustanowienie w rocznicę krwawej niedzieli Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian.
W 2013 r. nie zgodziła się na to PO, a zbrodni nie nazwała ludobójstwem. Powód? Troska o relacje z Ukrainą. Jeszcze w poniedziałek wydawało się, że w tym tygodniu uchwałę w sprawie rzezi podejmie Sejm zdominowany przez PiS. Jednak nieoczekiwanie zwolnił bieg wydarzeń, które dotąd toczyły się błyskawicznie.
W poniedziałek do Kijowa pojechał Michał Dworczyk, poseł PiS z Polsko-Ukraińskiej Grupy Parlamentarnej. Przedstawił odpowiedź parlamentarzystów PiS na wcześniejszy apel ukraińskich intelektualistów. Ukraińcy prosili, by „nie wykorzystywać wspólnego bólu do politycznych rozrachunków". PiS odpowiedziało, że „problemem jest dzisiejszy ukraiński stosunek do sprawców ludobójstwa".
We wtorek do Sejmu wpłynął projekt uchwały PiS, ustanawiającej 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na mieszkańcach II RP. Wcześniej PiS złożyło już projekt ustawy w tej samej sprawie, jednak nowy dokument jest ostrzejszy. Wcześniejszy mówi o męczeństwie Kresowian dokonanym z rąk ukraińskich, niemieckich i sowieckich. Nowy – tylko ukraińskich.
We wtorek odbyło się pierwsze czytanie nowego projektu oraz dwóch innych autorstwa Kukiz'15 i PSL. Te dwa kluby też chcą nazwania rzezi ludobójstwem. W środę miały się znów spotkać Komisja Łączności z Polakami za Granicą oraz Komisja Kultury. W ostatniej chwili wspólne posiedzenie odwołano.