Wyrok sądu w Karlsruhe poważnie szkodzi pewności prawa w UE. Fakt, że sędziowie niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego samodzielnie zdecydowali, jakie są granice kompetencji Trybunału Sprawiedliwości w UE, może być pokusą dla innych sądów krajowych, w tym np. dla polskiego TK. To dlatego Bruksela zareagowała bardzo szybko. Najpierw Věra Jourová, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. praworządności, przypomniała o prymacie prawa UE.
Po kilku dniach analizy wyroku przez służby prawne KE to samo zrobiła jej przewodnicząca Ursula von der Leyen.
– Ostatnie słowo na temat prawa UE zawsze wypowiada się w Luksemburgu. Nigdzie indziej – oświadczyła Niemka. – Obecnie szczegółowo analizujemy orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Przyjrzymy się możliwym kolejnym krokom, które mogą obejmować opcję postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego – powiedziała.
Utarta praktyka
Przypomnijmy, że w swoim wyroku z 5 maja niemiecki sąd konstytucyjny odniósł się do skargi obywatelskiej z 2017 r. na operacje Europejskiego Banku Centralnego polegające na wykupie obligacji państw strefy euro. Najpierw zwrócił się do TSUE z tzw. pytaniem prejudycjalnym, czyli o wykładnię unijnego prawa. W grudniu 2018 r. TSUE odpowiedział, że działania EBC są zgodne z prawem UE.
Sąd w Karlsruhe zignorował jednak ten wyrok i po pierwsze uznał, że EBC łamie unijne prawo; nałożył też na Bundesbank, czyli niemiecki bank centralny, obowiązek zwrócenia się do niemieckich władz z pytaniem o wyjaśnienie natury prawnej zarządzonych przez EBC operacji. W razie gdyby nie spełniały one kryteriów sformułowanych przez sąd w Karlsruhe, Bundesbank byłby zobowiązany do zaprzestania tych operacji w ciągu trzech miesięcy. Po drugie, niemiecki sąd stwierdził, że TSUE w wyroku wstępnym z grudnia 2018 r., czyli w odpowiedzi na pytanie prejudycjalne, wykroczył poza swoje kompetencje.