Wybory do Kortezów: Katalonia podzieliła Hiszpanię

Od śmierci Franco scena polityczna nie była tak rozbita. Rywalizację lewicowej PSOE i prawicowej Partii Ludowej zastapiła walka aż pięciu ugrupowań.

Aktualizacja: 27.04.2019 07:39 Publikacja: 25.04.2019 18:53

Do wtorkowej debaty wyborczej nie został dopuszczony lider Vox Santiago Abascal, bo jego partia nie

Do wtorkowej debaty wyborczej nie został dopuszczony lider Vox Santiago Abascal, bo jego partia nie ma posłów w Kortezach. Od lewej stoją: lider PP Pablo Casado, Podemos Pablo Iglesias, PSOE Pedro Sanchez i Ciudadanos Albert Rivera.

Foto: AFP

Felipe Gonzalez, legendarny socjalistyczny premier z okresu odbudowy hiszpańskiej demokracji, uważa, że niedzielne wybory do Kortezów oznaczają fatalny wybór między rządem „Frankensteina" i „Francosteina". Pierwszy z nich to egzotyczna koalicja malutkich partyjek regionalnych zbudowana wokół socjalistycznej PSOE i radykalnej Podemos. Drugi to alians Partii Ludowej (PP), Ciudadanos i Vox, trzech ugrupowań prawicowych, prześcigających się w lansowaniu konserwatywnej rewolucji, a nawet przywracaniu niektórych zasad z czasów Franco.

Opublikowany na pięć dni przed głosowaniem sondaż wskazuje na bardzo wyrównaną walkę tych dwóch bloków. Z jednej strony PSOE, który z niemal 30 proc. poparcia stałby się największą partią kraju ze 129 mandatami, ale nawet z Podemos (35 mandatów) byłaby daleka od zdobycia 176 większości w 350-osobowym Kortezami i musiałaby posiłkować się poparciem nacjonalistycznych ugrupowań z Katalonii i Kraju Basków. Z drugiej zaś trójczłonowy, prawicowy sojusz, któremu do takiej większości brakowałoby aż 21 deputowanych.

Zaczęło się w Barcelonie

Punktem wyjścia tej politycznej rewolucji jest bunt Katalonii. Układ, w którym jedna z najbogatszych prowincji kraju nie tylko skorzystała z ogromnych praw autonomicznych, jakie dała jej konstytucja z 1978 r., ale też wyrywa coraz więcej kompetencji i chce rozbić królestwo, zaczął niepokoić Hiszpanów. Startując niemal od zera, dawny polityk PP Santiago Abascal zbudował na tej fali ugrupowanie twardej prawicy Vox, które chce w ogóle odebrać prawa autonomiczne 17 prowincjom i wrócić do scentralizowanego państwa istniejącego za Franco.

– PP i Ciudadanos ścigają się z Vox na tym polu. Abascal de facto narzucił pozostałej dwójce swój program. Co prawda Casado (lider PP) i Rivera (przywódca Ciudadanos) nie poszliby tak daleko, aby zlikwidować regiony autonomiczne, ale na podstawie artykułu 155 konstytucji na stałe wprowadziliby bezpośrednie rządy Madrytu w Katalonii. Zapewne zdelegalizowaliby także partie dążące do secesji i media, która ją promują. To są zakazy, które wprowadził Franco – mówi „Rzeczpospolitej" Alberto Madrigal, niezależny madrycki politolog.

Niemal 45 lat od śmierci dyktatora hiszpańska prawica wyzwoliła się jednak z wielu kompleksów związanych z frankizmem. Symbolem tego jest sam los prochów generała. Z powodu procesu, jaki wytoczyła państwu rodzina Francisca Franco, socjalistyczny rząd odchodzącego premiera Pedro Sancheza do tej pory nie zdołał wyprowadzić jego prochów z Valle de los Caidos, bazyliki wykutej niewolniczą pracą republikańskich więźniów w górach Sierra de Guadarrama na północ od Madrytu.

– Ostateczna decyzja zapadnie w czerwcu. Jeśli wybory wygra prawica, prochy Franco zostaną tam, gdzie są – uważa Madrigal.

Koalicja Vox, Ciudadanos i PP kilka miesięcy temu zdołała po raz pierwszy od upadku dyktatury odsunąć od władzy socjalistów w Andaluzji, największej prowincji kraju. Powstanie takiej koalicji na poziomie całego kraju nie jest więc wcale teoretycznym założeniem. Tym bardziej że, jak pokazują sondaże, ugrupowanie Abascala może liczyć na przeszło 11 proc. głosów – to bardzo dużo, skoro do tej pory nie miało ani jednego deputowanego w Kortezach.

Junqueras się spóźnił

– To spowodowało rosnący strach wśród części niezdecydowanych wyborców. Tym należy tłumaczyć wzrost w ostatnich tygodniach notowań PSOE. Ale nowi zwolennicy Sancheza to także dawni wyborcy Podemos, którzy boją się, że zmarnują głos, stawiając na małe ugrupowanie. Dotyczy to szczególnie słabo zamieszkanych regionów kraju, gdzie do podziału jest niewiele mandatów. PSOE pożera więc swojego potencjalnego koalicjanta – uważa Madrigal.

Innym źródłem sukcesu PSOE jest rosnąca kampania w mediach społecznościwych na rzecz obrony kobiet przed domową przemocą, w co PSOE angażowała się od dawna.

Czekający wraz z 11 nacjonalistami katalońskimi na wyrok za zdradę stanu były wiceszef rządu regionalnego w Barcelonie i przywódca Esquera Republicana Oriol Junqueras dał do zrozumienia, że jego ugrupowanie mogłoby wesprzeć ewentualną lewicową koalicję, aby powstrzymać przejęcie władzy przez radykalną prawicę. Jednak to jest raczej dla Sancheza niedźwiedzia przysługa, bo lider PSOE i tak jest już oskarżony przez wielu Hiszpanów o „zdradę" i „uzurpację" władzy, którą przejął z poparciem Katalończyków.

Podczas niedawnej wizyty w Warszawie szef hiszpańskiego MSZ Josep Borrell, który mieszka w Barcelonie, tłumaczył, że kryzys kataloński będzie niezwykle trudno rozwiązać, bo doprowadził do głębokiego podziału samego społeczeństwa prowincji. Jego zdaniem organizacja referendum w sprawie niepodległości jest niemożliwa nie tylko dlatego, że wymagałoby ono zgody większości Kortezów, ale też niczego by nie rozwiązało.

– W razie porażki nacjonaliści domagaliby się kolejnego głosowania, aż do skutku – uważa szef hiszpańskiej dyplomacji.

Brak jasnych rozstrzygnięć w sprawie katalońskiej, które nie będą możliwe bez większościowego rządu, może zaostrzyć kryzys. Tym bardziej jeśli hiszpański Sąd Najwyższy wyda surowe wyroki dla działaczy niepodległościowych.

Ale kraj potrzebuje też silnego rządu, aby kontynuować reformy gospodarcze, które zostały zaniechane od czterech lat. Co prawda z 2,2 proc. wzrostu na ten rok Hiszpania może pochwalić się dość dobrą koniunkturą, jednak bezrobocie pozostaje najwyższe w Unii poza Grecją. Bardzo wysoki jest też dług państwa.

Brak stabilnej większości niesie też ryzyko, że tak jak PP i Ciudadanos pozwoliły narzucić sobie agendę przez Podemos, tak PSOE może wprowadzać część programu Podemos. Sanchez już doprowadził do zasadniczej podwyżki minimalnej pensji (do 900 euro miesięcznie). JP Morgan zalecił inwestorom sprzedaż obligacji hiszpańskich w obawie, że będzie rządzić w Madrycie lewicowa koalicja.

Felipe Gonzalez, legendarny socjalistyczny premier z okresu odbudowy hiszpańskiej demokracji, uważa, że niedzielne wybory do Kortezów oznaczają fatalny wybór między rządem „Frankensteina" i „Francosteina". Pierwszy z nich to egzotyczna koalicja malutkich partyjek regionalnych zbudowana wokół socjalistycznej PSOE i radykalnej Podemos. Drugi to alians Partii Ludowej (PP), Ciudadanos i Vox, trzech ugrupowań prawicowych, prześcigających się w lansowaniu konserwatywnej rewolucji, a nawet przywracaniu niektórych zasad z czasów Franco.

Pozostało 92% artykułu
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne