W wyborach do europarlamentu w Wielkiej Brytanii zetrą się m.in. zarejestrowana zaledwie tydzień temu przeciwna brexitowi partia Change UK i utworzona w styczniu Brexit Party Nigela Farage'a. Czy ta pierwsza ma szanse w tym starciu?
Change UK, złożona m.in. z byłych deputowanych torysów, Partii Pracy, Zielonych i Partii Liberalnej (start z jej listy ogłosił też we wtorek były polski minister finansów Jan Vincent Rostowski – red.), wychodzi z założenia, że brexit jest najważniejszą rzeczą dla Brytyjczyków. Wydaje mi się, że tak nie jest. Jest on najważniejszy tylko dla elit politycznych o różnych kolorach. Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby ta partia odniosła sukces, chociaż życzę jej dobrze. To byłoby historyczne wydarzenie, bo system partyjny w Wielkiej Brytanii jest dosyć sztywny. Z drugiej strony wybory do Parlamentu Europejskiego często przynoszą niespodzianki. W 2014 roku Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa UKIP niespodziewanie wygrała.
Partia Farage'a, byłego lidera UKIP, powtórzy ten wynik? Na razie jeden z sondaży daje jej prowadzenie.
To nie jest tak, że Farage jest oczywistym zwycięzcą. Nie należy zapominać, że brexitu chciało też wielu wyborców Partii Pracy. Uważam, że to ona wygra wybory do europarlamentu. Natomiast Brexit Party z pewnością odbierze wiele głosów Partii Konserwatywnej. To dlatego torysi zrobią wszystko, żeby wyborów uniknąć (tak stałoby się, gdyby brexit nastąpił przed głosowaniem – red.).
A jak partia antybrexitowa zmieni wewnętrzną scenę polityczną Wielkiej Brytanii?