Zjednoczona Prawica ma około 30 proc. w sondażach, a ruch Szymona Hołowni ostro konkuruje z PO. Lewica ma 10 proc. Konfederacja może być pewna wejścia do Sejmu, PSL obija się o próg wyborczy. Czy to jest to cisza przed burzą?
Mamy obecnie jeden z najstabilniejszych systemów partyjnych. Było to możliwe dzięki ustabilizowaniu się preferencji wyborczych i sympatii deklarowanych przez większość wyborców. Nasz Sejm jest najbardziej reprezentatywny – wszystkie startujące komitety w tej kadencji dostały się do Sejmu. To prawdziwy fenomen, a działo się to przecież przy wysokiej jak na Polskę frekwencji wyborczej. Nie dziwmy się zatem, że w sondażach dzieje się niewiele. Tym, co powoduje zmiany, są „wojny domowe” głównie w obrębie opozycji – szczególnie w obrębie jej liberalnego trzonu. Sukcesy sondażowe Szymona Hołowni w olbrzymim stopniu są sukcesami czynionymi kosztem największej opozycyjnej partii czyli Platformy.
Ale to Zjednoczona Prawica się głośno kłóci.
W obozie rządzącym w ostatnich latach mieliśmy do czynienia tak naprawdę z jedną istotną zmianą – mianowicie z jesiennymi protestami dotyczącymi zaostrzenia przepisów dotyczących prawa do przerywania ciąży. Na to składały się również inne kwestie, jak „piątka dla zwierząt", co spowodowało, że kilka procent elektoratu prawicy zwątpiło i dołączyło najczęściej do osób deklarujących absencję wyborczą. Mniejsi koalicjanci PiS-u nie mają większych szans na polityczną samodzielność. Nawet partia Zbigniewa Ziobry – polityka niewątpliwie popularnego wśród prawicowych wyborców – która próbowała niegdyś samodzielnego startu, nie może liczyć na sukces. Wielkie wstrząsy mogą nas czekać w perspektywie średnioterminowej, gdy pandemia zacznie się uspokajać.
Między Szymonem Hołownią a jego elektoratem pojawiają się rozdźwięki w poglądach np. w kwestii aborcji. Czy będzie on zmuszony zliberalizować poglądy?