Być może stało się tak dlatego, że PO uznała sprawę za niemożliwą do wygrania. Ofensywa PiS na dobre przykleiła skandale związane ze zwrotem kamienic do stołecznej PO i wszelkie wysiłki propagandowe, by ten trend odwrócić, skazane są na niepowodzenie. Tym bardziej że audyt zupełnie nie wyszedł z braku poważnych firm chętnych do jego przeprowadzenia. A środowisko lokatorskie, podzielone i zbuntowane, nie było w stanie doprowadzić do referendum w sprawie odwołania pani prezydent. Nie powołano także żadnej (zapowiadanej wcześniej) komisji społecznej, która mogłaby ocenić skalę całego procederu.

Teraz wszystkie papiery są już w rękach CBA i prokuratury, które starają się znaleźć cokolwiek, co mogłoby dalej kompromitować władze Warszawy. Dla PiS jest to sprawa o priorytetowym znaczeniu w stolicy. Na razie nie ma bowiem większych szans na to, by kandydat z partii Jarosława Kaczyńskiego został prezydentem miasta. Ale poniedziałkowe zatrzymania także tego nie zagwarantują. Wbrew początkowemu komunikatowi, że zatrzymano „urzędników z warszawskiego ratusza", żadna z osób, przymusowo przewiezionych do wrocławskiej prokuratury nie pracuje już w urzędzie, a Jakub R., najgrubsza ryba w tej sieci, nie pracuje tam od czterech lat. Po co więc – myślą stołeczni urzędnicy – grzebać w sprawie, skoro i tak nie daje to szans na zwycięstwo? Lepiej zająć się „ucieczką do przodu" – komunikacją miejską czy walką ze smogiem.

Milczenie w tej sprawie jednak chyba Platformie nie wystarczy. Im bliżej do wyborów samorządowych, tym bardziej spektakularnych działań organów ścigania można się spodziewać. I żaden kandydat na prezydenta stolicy nie będzie mógł przed tym tematem uciec. Nawet bardzo przystojny.