Portal EUobserver opublikował w poniedziałek nagranie rozmowy, z której wynika, że białoruskie KGB jeszcze w 2012 roku zaplanowało morderstwa kilku niewygodnych osób poza granicami Białorusi. Padło tam m.in. nazwisko znanego dziennikarza Pawła Szeremeta, zamordowanego w Kijowie w 2016 roku. Nagranie podchodzi od byłego funkcjonariusza MSW Igora Makara, a ten we wtorek oświadczył, że planowano też zabić pana. Słyszał pan o tym?
Wierzę, że rzeczywiście tak było. Na nagraniu słyszymy, jak omawia się szczegóły morderstwa Szeremeta, i dokładnie to go spotkało. Prawdę muszą ustalić ukraińskie władze. Wiem, jaki poziom inteligencji ma białoruskie kierownictwo, i znam ich tok myślenia. Są tam normalni ludzie, którzy myślą o bezpieczeństwie kraju, a są i tacy, którzy pragną nagród, pieniędzy i mieszkań.
Był pan pierwszym obywatelem Rosji, który po deportacji w 2006 roku stał się persona non grata na Białorusi. Dlaczego rosyjski politolog znalazł się na celowniku reżimu Aleksandra Łukaszenki?
Mam żonę Białorusinkę, moje dzieci tam się urodziły. Mieli mnie dosyć, bo co tydzień pisałem duże artykuły nie po myśli władz. Ja, podobnie jak Paweł Szeremet, byłem wtedy problemem dla Łukaszenki, bo chodziło o jego relacje z Moskwą. On, jak małe dziecko, musi wszystko dostać, ma też duże poczucie bezkarności. Jeszcze w 2005 roku dostawałem pocztą amunicję – to była wyraźna sugestia. Po wyborach prezydenckich 2006 roku zostałem deportowany. W Mińsku uznano, że stanowię zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Białorusi. Głównie chodzi o to, że tworzyłem nie prozachodnią, ale prorosyjską opozycję wobec Łukaszenki. Uważam go za zdrajcę, nie jest sojusznikiem Rosji. Intuicja przez ten cały czas mi podpowiadała, że jest jakieś zagrożenie.
Jeżeli białoruskie służby rzeczywiście planowały pana zabójstwo, to dlaczego im się to nie udało?