Profesor Ryszard Bugaj zrezygnował z członkostwa w Narodowej Radzie Rozwoju (NRR). Profesor zakończył tym samym współpracę z instytucją, do której w 2015 r. powołał go prezydent Andrzej Duda.
W rezygnacji podkreślił, że "należy do tej grupy wyborców, którzy – mimo raczej złych doświadczeń z lat 2005–07 – zdecydowali się udzielić w ostatnich wyborach poparcia PiS-owi oraz Panu jako kandydatowi tej partii w wyborach prezydenckich".
Prof. Bugaj wyjaśnił, że inaczej wyobrażał sobie tę instytucję. - Rada nie zajmowała się społeczno-gospodarczym programem rządu. Rada nie wypełnia roli niezależnego ciała debatującego nad kluczowymi kwestiami polityki państwa, a przez opinię publiczną jest po prostu niezauważana lub postrzegana jako jeden jeszcze składnik rządowego obozu - uważa Bugaj.
- Nie chciałbym być identyfikowany z rządową polityką. Parę decyzji przeprowadzono za zgodą prezydenta - powiedział w TVN24.
Profesor został zapytany, jakie decyzje rządu wpłynęły na jego decyzję. - Zamiast reformy Trybunału Konstytucyjnego jest pomysł na to, by go ubezwłasnowolnić. Na to nie powinno być zgody. Ale także kwestia mediów publicznych, służby cywilnej, prokuratora, służb specjalnych. To jest dużo rzeczy, które każą mi powiedzieć, że do Polski nie zapukała jeszcze dyktatura, ale falandyzacja prawa posunęła się za daleko - wyjaśnił.
Obecny w studiu prof. Tomasz Nałęcz powiedział, że dzisiejsza decyzja Ryszarda Bugaja powinna zostać potraktowana przez prezydenta jako sygnał alarmowy. - Tracę ostatnie resztki nadziei na to, że prezydent będzie wypełniał obowiązki tak, jak tego wymaga konstytucja - mówił Nałęcz.