Dwuprocentowy podatek od wiatraków produkujących prąd to od dawna kość niezgody między właścicielami elektrowni wiatrowych a samorządami, które pobierają ten podatek.
Wiele sporów dotyczy roku 2017, gdy obowiązywały restrykcyjne przepisy, według których podstawą opodatkowania była wartość nie tylko samej budowli (czyli fundamentu i masztu), ale także urządzeń prądotwórczych. Wartość tych ostatnich zwykle wielokrotnie przewyższa wartość budowli, co sprawia, że podatek do zapłaty też był znacznie wyższy.
Tak niekorzystne zasady opodatkowania wynikały z definicji w prawie budowlanym, która obowiązywała od 1 stycznia do 31 grudnia 2017 r. I choć od 2018 r. przywrócono poprzednie zasady (tj. opodatkowanie budowli bez urządzeń technicznych), nie zakończyło to wątpliwości związanych z podatkiem od wiatraków.
Czytaj także: Właściciele wiatraków znów zapłacą podatek od nieruchomości tylko od wartości masztu i fundamentu
Problem jest jednak jeszcze głębszy. Zanim bowiem powstał kłopot z opodatkowaniem wiatraków, właściciele farm wiatrowych nie zawsze wyodrębniali w swojej ewidencji środków trwałych wartość poszczególnych budowli, czy to z urządzeniami technicznymi, czy bez nich. Tymczasem do farmy należy zwykle wiele innych urządzeń, związanych np. z przesyłem wytworzonej energii. Dlatego sądy uznały, że gdy ze względu na usprawiedliwioną niewiedzę podatników co do wyodrębniania środków trwałych nie da się ustalić ich wartości księgowej – trzeba przyjąć wartość rynkową. Zwróciły przy tym uwagę na brzmienie art. 4 ust. 5 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych, według którego podstawą opodatkowania budowli, dla których nie dokonuje się odpisów amortyzacyjnych, jest wartość rynkowa (np. wyrok NSA z 17 września 2019 r., sygn. II FSK 3060/17).