na zaoranych polach
wykarczować lasy
rosnące na trupach
rozerwać cementowe podłogi
pochować pękające truchła
by nie zatryumfowali
słudzy zła
przez wiek cały tworzący
doskonale podłe
„bezimienne dzieło"
Nie jest to, jak widać, poetyka zaproponowana na początku lat 90. przez Marcina Świetlickiego, mieszcząca się w paradygmacie, który można streścić nawiązującymi do jego wiersza „Dla Jana Polkowskiego" słowami: ważne jest to, że „ząb mnie boli". Nie są to gry słowne, mruganie okiem do czytelnika. Przeciwnie. Krzysztof Kuczkowski, poeta i redaktor naczelny dwumiesięcznika literackiego „Topos", przyznaje: „Wiersze Janusza Kotańskiego mają w sobie szczególny rodzaj powagi, która w czasach programowej niepoważności i intelektualnej nieodpowiedzialności budzi zdumienie i podziw. Zamiast »migotliwości języka« – poszukiwanie sensu tam, gdzie tylko poeci odnaleźć go potrafią. Gdzie? W »nudnej« historii, w tragicznych losach bohaterów (Romuald Traugutt, ks. Jerzy Popiełuszko i in.), w twórczych dylematach artystów. Bohater wiersza o barokowo rozłożystym tytule »Florencja letni poranek 1429 roku Masaccio zastanawia się nad projektem fresku dla Santa Maria Novella«: »od napisu/ pracę z pokorą zaczyna/ byłem czym jesteś/ ty będziesz czym jestem«. Mam wrażenie, że poecie Januszowi Kotańskiemu bliski jest napis, który mistrz włoskiego quattrocenta umieścił na obrazie »Trójca Święta«. Z pokorą przystępuje do pracy, którą tylu przed nim doprowadziło do mistrzostwa po to, żeby inni mogli ją kontynuować i czerpać z niej, z pokorą, bo wprawdzie wszystko co ziemskie przemija, ale poezja ma przedziwną moc, tworzy światy, które tylko dzięki niej możemy poznać".
Niezwykle ważne jest przy tym zanurzenie poezji Kotańskiego w Christianitas. To zarówno świat wielkiej chrześcijańskiej sztuki, którą poeta pasjonuje się od dawien dawna, jak i szczególne napięcie modlitewne obecne w wielu jego utworach. Świadectwo konsekwentnej wiary, tajemnicze przejście od wiersza do modlitwy, od refleksji ku dziękczynieniu, prośbie i uwielbieniu. To jest poezja religijna, katolicka, choć niemająca nic wspólnego z przekonywaniem czy namawianiem do przyjmowania za wszelką cenę postawy konfesyjnej czy skierowana przeciwko komukolwiek.
Wybitny poeta ks. Jan Sochoń twierdzi, że istota wierszy Janusza Kotańskiego zawiera się, na podobieństwo muzyki klubowej, w pięciu setach. Byłyby nimi: realny, doświadczony osobiście kontakt z codzienną rzeczywistością, dalej – kontakt z historią, która stanowi, w ujęciu Kotańskiego, podstawową materię jego twórczych poczynań i odniesień, dalej – pamięcią, czyli narzędziem walki o tożsamość, i wreszcie miłością – wiersze Janusza Kotańskiego są próbą uniwersalizacji najbardziej osobistych przeżyć, uczynienia z intymności znaku międzyludzkiego porozumienia.
I wreszcie, konkluduje ks. Sochoń, set piąty: „Wieńczy on poetycką wizję świata Kotańskiego, przyjmując fenomen wiary i pryncypia katolicyzmu, jako rękojmię życia w prawdzie i uzyskania szczęścia pojętego religijnie. Tutaj jednak Kotański niczego ostatecznie nie przesądza. Podąża za Chrystusem, ale zawsze w pewnym niezdecydowaniu, bo grzech jest zawsze blisko. Nigdy, sugeruje, nie jesteśmy pewni swoich wyborów, czy naprawdę odcinamy tę właściwą gałąź, by dotrzeć do dobra. Stąd tak istotne jest sumienie skryte u Kotańskiego pod metaforą głosu, będącego szeptem Boga, nie zaś ekspresją prywatnej wrażliwości".
Dyzio i zomowiec
A może kamieniem obrazy dla liberalnego świata, owym zasługującym na wyszydzenie czy pogardliwy grymas „obciachem", są raczej historyczne zainteresowania Janusza Kotańskiego, które próbował zaszczepić licealistom, poczynając od ponurych lat 80.? – Pamiętam, jak na początku zajęć z historii miałem przez chwilę na stoliku bibułę, Kotańskiemu nie przeszkadzało, że ją czytamy, byle nie na lekcji. Wystarczyło jedno słowo: „później", żeby przywołać nas do porządku – wspomina jeden z jego uczniów. – W latach 1983–1987 podczas naszej edukacji w liceum historia odbijała się w rzeczywistości – a on potrafił nam to uświadomić. No i przede wszystkim – uczył historii, której nie było wtedy w podręcznikach.
Inny uczeń dodaje: – Zaczął prowadzić zajęcia w naszej czwartej, maturalnej klasie, kiedy niełatwo wyrobić sobie z dnia na dzień autorytet, szczególnie kiedy jest się niższym o pół głowy od wielu z nas, wykarmionych bananami z Polnej, jedynaków.
Mój rozmówca wyznaje, że pod wpływem Kotańskiego wybrał studia historyczne. – Jedna z klasowych ironistek nadała mu przydomek „Dyzio" i śmieszność wydawała się być o włos. Ale potem – w sumie nie wiadomo, co było najpierw: czy przyniesiona przez kogoś ze Starówki, gdzie biegaliśmy na msze i zadymy, opowieść o tym, jak Dyzio jednym ciosem karate sprawił, że zomowiec złożył się na chodniku jak scyzoryk, czy jego zaimprowizowany miniwykład o Auguście II Sasie, prawdziwe crescendo pasji i erudycji, zakończone wyskandowaną niemal frazą: „August? Zapamiętajcie: pijak, parweniusz, gbur i prostak!". W każdym razie wystarczył tydzień, żeby Dyzio w szkole miał mir.
Jeszcze więcej „obciachu"? Jest go naprawdę sporo, można brać garściami. W latach 2010–2015 w Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego Kotański współtworzył scenariusz wystawy głównej oraz wystaw czasowych poświęconych świętemu Janowi Pawłowi II i bł. ks. Jerzemu Popiełuszce. Zaangażowany był również w powstawanie w Górze Kalwarii ekspozycji w Muzeum bł. Stanisława Papczyńskiego, dziś już nowego kanonizowanego przez papieża Franciszka polskiego świętego. W tym kontekście bardzo ważna jest działalność Janusza Kotańskiego jako archiwisty pracującego nad uporządkowaniem spuścizny po Słudze Bożym prymasie Stefanie Wyszyńskim. Proces beatyfikacyjny wciąż się toczy, wysiłek badawczy Kotańskiego na pewno przybliży moment, w którym Kościół w Polsce będzie się cieszył z kolejnego rodaka wyniesionego na ołtarze.
Paweł Milcarek, założyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas", zajmującego się opisywaniem i analizą dziedzictwa Kościoła katolickiego, wspomina Kotańskiego następująco: – Janusz był jednym z pierwszych współpracowników naszego pisma. Lubił przesyłać nam felietony i wiersze, ale obecny był na łamach także ze swoimi pracami historyka. Jest przecież znawcą biografii prymasa Wyszyńskiego i dziejów Kościoła w PRL. To są sprawy, które pasjonują go i angażują osobiście, co zresztą wiązało się z pracą Janusza w IPN na rzecz włączenia tych zagadnień do edukacji szkolnej. Mogę powiedzieć, że to człowiek, który myśli samodzielnie, przeżywa żarliwie.
Jest jeszcze Piotr Łysakowski, historyk specjalizujący się w dziejach relacji polsko-niemieckich i pracownik Instytutu Pamięci Narodowej: – Poznaliśmy się w Biurze Edukacji Publicznej IPN z końcem 2003 roku. Janusz był już tam zatrudniony, a ja przyszedłem właśnie do pracy z zadaniem stworzenia wystawy o zbrodniach Wehrmachtu w Polsce. Nasze zainteresowania historyczne generalnie się nie krzyżowały, co nie uniemożliwia mi ocenienia fachowości i kultury zawodowej Janusza. Ma bardzo dużą wiedzę, erudycję, poza tym operuje piękną polszczyzną. Zwracam na to uwagę, bo dziś to rzadkie, jeśli spojrzymy na świat polityki i konkretnych jej przedstawicieli, niemających na ogół pojęcia, o czym i w jaki sposób mówią. W osobie Janusza znajdziemy pełnowartościowego humanistę, osobę głęboko przywiązaną do wszystkiego, co w naszych dziejach ważne i potrzebne do uczciwego i normalnego życia.
W kręgu księdza Jerzego
Zainteresowania historyczne Janusza Kotańskiego objęły również szczególnie bliską mu postać bł. księdza Jerzego Popiełuszki. Poświęcił mu biografię zatytułowaną „Nagroda dla księdza", w której możemy m.in. przeczytać następującą charakterystykę Błogosławionego z czasów karnawału „Solidarności" i nocy stanu wojennego: „(...) w działaniach księdza coraz wyraźniejsze stawały się te cechy charakteru, które przyciągały do niego ludzi, a więc: bezinteresowność, brak zainteresowania wartościami materialnymi, spokój ducha, umiejętność wyczuwania potrzeb bliźnich i wreszcie (...) odwaga cywilna, chęć dawania świadectwa prawdzie, wierność wartościom najwyższym. Dodać do tego należy wielkie poczucie odpowiedzialności i miłe, spokojne usposobienie. Z pewnością wielu było wówczas księży, którzy w równym stopniu mieli rozwinięte poszczególne przymioty. Byli też lepsi kaznodzieje, kapłani o większej wiedzy i bardziej przenikliwej inteligencji. Ale dopiero wszystkie te zalety występujące razem powodowały, że Popiełuszko stawał się duchownym, do którego z takim zaufaniem i nadzieją lgnęli ludzie".
Nie sposób wymienić wszystkich publikacji i poziomów aktywności historycznej, publicystycznej i edukacyjnej Janusza Kotańskiego dotyczących dziejów Polski i polskiego Kościoła. Zresztą nie ma tu na to miejsca, przecież to nie laurka dla nowego ambasadora. Raczej przyczynek do zrozumienia, ile prawdy znajduje się w następującej charakterystyce, którą niedawno mogliśmy przeczytać w „Newsweeku": „Teraz Waszczykowski już jako minister wysyła do Watykanu Janusza Kotańskiego, o którym wiadomo głównie to, że pisuje do miesięcznika »wSieci Historii«, udziela się na forach kościelnych i pisze wiersze". Naprawdę tylko tyle o nim wiecie?
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95