Ambasador Janusz Kotański: poeta w Watykanie

Być może kamieniem obrazy dla publicystów okrągłostołowego układu jest brutalność, z jaką Janusz Kotański przedstawiał akty profanacji krzyża przed Pałacem Prezydenckim.

Aktualizacja: 21.07.2016 16:24 Publikacja: 21.07.2016 14:19

„U progów Apostołów”: Ambasador RP składa listy uwierzytelniające

„U progów Apostołów”: Ambasador RP składa listy uwierzytelniające

Foto: Rzeczpospolita

Ta nominacja od razu wzbudziła gniewne reakcje salonów III RP. Stanowiła bowiem dla tych środowisk koronny dowód na to, że partia, która jesienią roku 2015 przejęła władzę nad Wisłą, dąży do tego, czego się one panicznie boją – wymiany elit. Czy jednak w tym przypadku nie mamy do czynienia z grubym uproszczeniem, które w istocie przesłania atuty nowego ambasadora Polski w Watykanie?

„Prawdziwe szczęście jest rzeczą wysiłku, odwagi i pracy" – napisał kiedyś Balzac i zdanie to można z powodzeniem odnieść do ścieżki życiowej Janusza Kotańskiego. Wydawałoby się, że objęcie przez niego urzędu ambasadora przy Stolicy Piotrowej to zupełnie zasłużone zwieńczenie kariery publicznej warszawskiego historyka, poety i publicysty, a – spoglądając na jego drogę zawodową i zaangażowanie społeczne – będzie to dla większości opinii czymś zgoła oczywistym.

Ponieważ jednak ostatnie roszady w polskiej dyplomacji wywołały wściekłość tych wszystkich, którzy uważają, że jakiekolwiek zmiany, zawsze przecież dyktowane względami politycznymi, są niepotrzebne i szkodliwe, na Bogu ducha winnego historyka Kościoła zaczęto wylewać wiadra pomyj. Co ciekawe, publicystom okrągłostołowego układu bardzo trudno było znaleźć jakąś rysę, wstydliwie ukrywany szczegół życiorysu Janusza Kotańskiego, jakieś jego drobne draństwo, które teraz można by wyciągnąć, ukazać jako winę, a osobę przyszłego ambasadora przedstawić jako niegodnego objęcia swego urzędu pisowskiego działacza gorszego sortu, wyciągniętego z kapelusza przez Prezesa.

Dlatego uderzono gdzie indziej. Po pierwsze, wytykając Kotańskiemu brak dyplomatycznego doświadczenia. Pisał Adam Szostkiewicz na swoim blogu w serwisie internetowym „Polityki": „No cóż, jeśli po ambasadorach Suchockiej, Frankiewiczu i Nowina-Konopce ma Polskę w Watykanie reprezentować pan Kotański, to jest to rzeczywiście zmiana jakościowa, pisowska dobra zmiana: nieważne, czy się nadaje, ważne, że »nasz«. Szurnięcie doświadczonym dyplomatą, doskonale znającym nie tylko Watykan, ale i polityczny, a także polski Rzym, oddanym Polsce i Kościołowi, tuż po wizycie pani premier u papieża i niedługo przed wizytą Franciszka w Polsce – jest niegodziwe i absurdalne, bo nowy ambasador nie ma zielonego pojęcia o tym, jak działa Kuria Rzymska".

W tym fragmencie najistotniejsze wcale nie są perfidne insynuacje, że nowy ambasador nie będzie tak „oddany Polsce i Kościołowi" jak Piotr Nowina-Konopka, bo z nich „Polityka" słynie od lat. Nie jest też ważny zarzut, że Kotański „nie ma zielonego pojęcia", jak działa Kuria Rzymska, bo tego Szostkiewicz po prostu nie wie. O wiele istotniejsza jest opozycja „nasz–wasz", która wyraźnie pojawia się w tle.

Oto odchodzi „nasz człowiek", od lat pozostający w kręgu kolejnych politycznych rozdań, przychodzi zaś ktoś nowy, inny. Ten ktoś może być groźny, bo zapewne nie uważa, że taki rząd Tadeusza Mazowieckiego nie popełniał błędów i należy go traktować jak Dziewicę Orleańską naszej najnowszej historii. Pewnie też nie podpisałby się pod stwierdzeniem, że Jaruzelski, chcąc oddać opozycji część władzy w 1989 roku, „zachował się porządnie". Ustępujący ambasador Piotr Nowina-Konopka, działacz „Solidarności", a potem wieloletni poseł Unii Demokratycznej i Unii Wolności, to bez wątpienia postać zasłużona, doskonale znana też na arenie europejskiej polityki. I zdaje sobie sprawę, że w wyniku wolnych wyborów „szurnięcia" w dyplomacji zawsze są nieuniknione. We wszystkich demokratycznych państwach świata.

Komentator Polski posmoleńskiej

Anna Dryjańska w tekście zamieszczonym na portalu naTemat.pl, krotochwilnie zatytułowanym „Polaczek rzuca spermą w krzyż", widzi jeszcze inne zagrożenie ambasadorowania Kotańskiego w Watykanie. Jest nim mianowicie jego poezja, której wydał już kilka zbiorów, bo pisanie zawsze towarzyszyło drodze życiowej i zawodowej urodzonego w 1957 roku warszawskiego historyka.

Debiutował tomikiem „Wiersze" w 1991 roku, potem co jakiś czas wydawał książkę poetycką. Ostatnią są „Głosy" z 2014 roku. Pozostawiając na razie ocenę artystyczną jego dorobku na boku, wypadałoby tylko przyklasnąć – historyk, działacz podziemnej „Solidarności", publicysta i nauczyciel pisze wiersze, a więc pragnie podzielić się z nami ważnymi dlań emocjami, obrazami i przeżyciami. Tym, co dla niego najcenniejsze.

Co z tego, kiedy Dryjańska wie, że to po prostu zła poezja. Powołuje się przy tym na anonimowego „nagradzanego poetę": „Nagradzany poeta odmawia obszernej analizy literackiej twórczości Janusza Kotańskiego. – Litości! To, że ktoś ugotuje wodę na herbatę, nie oznacza, że jest kucharzem – mówi, sugerując, że podobnie jest z poetami. Nie daje się przekonać do zgłębienia twórczości Kotańskiego. – Życie jest zbyt krótkie – podsumowuje poeta". A co tak naprawdę nie spodobało się publicystce i oczywiście internautom, na których niezawodnie można się powołać? Niechęć wzbudził przede wszystkim wiersz „Polaczek 2010", napisany jako reakcja na wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu. Zacytujmy go w całości:

odlewa się

na zdjęcia umarłych

rzuca spermą w krzyż

symuluje kopulację

do wtóru maryjnych pieśni

oblewa wódką kobiety

jego patroni

klepią go za to

upierścienioną dłonią

po wypasionym

czerwonym od śmiechu

pysku

Ciekawe, dlaczego właśnie ten komentarz poetycki do polskiej rzeczywistości A.D. 2010 budzi tak wielką niechęć. Czy to sama tematyka smoleńska, czy może krytyka polskich wad, polskiego zacietrzewienia i kołtuństwa obecna w utworze? Rozumiem, że wedle publicystów naTemat.pl piętnowaniu poddawać można wyłącznie modlących się pod krzyżem ludzi, tak jak zrobiła to choćby Joanna Bator w nagrodzonej Nagrodą Nike książce „Ciemno, prawie noc". Kiedy zaś krytykuje się ich prześladowców – odpowiedzią jest szyderstwo „nagradzanego poety".

Szczególny rodzaj powagi

Poezja Janusza Kotańskiego jest zawsze zanurzona w osobistym doświadczeniu. To wiersze powstałe z myślenia i odczuwania chwil ważnych: czy to podczas licznych peregrynacji autora po niemal całym świecie, ale także tych wynikłych z dziejącej się polskiej historii. Ona jest tu i teraz, można ją poczuć, prawie jej dotknąć. Tak jak w utworze dedykowanym Zbigniewowi Herbertowi z 2011 roku:

musimy nazwać ich wszystkich

martwych

zdradzonych bohaterów

pokazać twarze

spisać słowa

ostatnie oddechy

wciągnąć do naszych

nienasyconych płuc

postawić krzyże

na zaoranych polach

wykarczować lasy

rosnące na trupach

rozerwać cementowe podłogi

pochować pękające truchła

by nie zatryumfowali

słudzy zła

przez wiek cały tworzący

doskonale podłe

„bezimienne dzieło"

Nie jest to, jak widać, poetyka zaproponowana na początku lat 90. przez Marcina Świetlickiego, mieszcząca się w paradygmacie, który można streścić nawiązującymi do jego wiersza „Dla Jana Polkowskiego" słowami: ważne jest to, że „ząb mnie boli". Nie są to gry słowne, mruganie okiem do czytelnika. Przeciwnie. Krzysztof Kuczkowski, poeta i redaktor naczelny dwumiesięcznika literackiego „Topos", przyznaje: „Wiersze Janusza Kotańskiego mają w sobie szczególny rodzaj powagi, która w czasach programowej niepoważności i intelektualnej nieodpowiedzialności budzi zdumienie i podziw. Zamiast »migotliwości języka« – poszukiwanie sensu tam, gdzie tylko poeci odnaleźć go potrafią. Gdzie? W »nudnej« historii, w tragicznych losach bohaterów (Romuald Traugutt, ks. Jerzy Popiełuszko i in.), w twórczych dylematach artystów. Bohater wiersza o barokowo rozłożystym tytule »Florencja letni poranek 1429 roku Masaccio zastanawia się nad projektem fresku dla Santa Maria Novella«: »od napisu/ pracę z pokorą zaczyna/ byłem czym jesteś/ ty będziesz czym jestem«. Mam wrażenie, że poecie Januszowi Kotańskiemu bliski jest napis, który mistrz włoskiego quattrocenta umieścił na obrazie »Trójca Święta«. Z pokorą przystępuje do pracy, którą tylu przed nim doprowadziło do mistrzostwa po to, żeby inni mogli ją kontynuować i czerpać z niej, z pokorą, bo wprawdzie wszystko co ziemskie przemija, ale poezja ma przedziwną moc, tworzy światy, które tylko dzięki niej możemy poznać".

Niezwykle ważne jest przy tym zanurzenie poezji Kotańskiego w Christianitas. To zarówno świat wielkiej chrześcijańskiej sztuki, którą poeta pasjonuje się od dawien dawna, jak i szczególne napięcie modlitewne obecne w wielu jego utworach. Świadectwo konsekwentnej wiary, tajemnicze przejście od wiersza do modlitwy, od refleksji ku dziękczynieniu, prośbie i uwielbieniu. To jest poezja religijna, katolicka, choć niemająca nic wspólnego z przekonywaniem czy namawianiem do przyjmowania za wszelką cenę postawy konfesyjnej czy skierowana przeciwko komukolwiek.

Wybitny poeta ks. Jan Sochoń twierdzi, że istota wierszy Janusza Kotańskiego zawiera się, na podobieństwo muzyki klubowej, w pięciu setach. Byłyby nimi: realny, doświadczony osobiście kontakt z codzienną rzeczywistością, dalej – kontakt z historią, która stanowi, w ujęciu Kotańskiego, podstawową materię jego twórczych poczynań i odniesień, dalej – pamięcią, czyli narzędziem walki o tożsamość, i wreszcie miłością – wiersze Janusza Kotańskiego są próbą uniwersalizacji najbardziej osobistych przeżyć, uczynienia z intymności znaku międzyludzkiego porozumienia.

I wreszcie, konkluduje ks. Sochoń, set piąty: „Wieńczy on poetycką wizję świata Kotańskiego, przyjmując fenomen wiary i pryncypia katolicyzmu, jako rękojmię życia w prawdzie i uzyskania szczęścia pojętego religijnie. Tutaj jednak Kotański niczego ostatecznie nie przesądza. Podąża za Chrystusem, ale zawsze w pewnym niezdecydowaniu, bo grzech jest zawsze blisko. Nigdy, sugeruje, nie jesteśmy pewni swoich wyborów, czy naprawdę odcinamy tę właściwą gałąź, by dotrzeć do dobra. Stąd tak istotne jest sumienie skryte u Kotańskiego pod metaforą głosu, będącego szeptem Boga, nie zaś ekspresją prywatnej wrażliwości".

Dyzio i zomowiec

A może kamieniem obrazy dla liberalnego świata, owym zasługującym na wyszydzenie czy pogardliwy grymas „obciachem", są raczej historyczne zainteresowania Janusza Kotańskiego, które próbował zaszczepić licealistom, poczynając od ponurych lat 80.? – Pamiętam, jak na początku zajęć z historii miałem przez chwilę na stoliku bibułę, Kotańskiemu nie przeszkadzało, że ją czytamy, byle nie na lekcji. Wystarczyło jedno słowo: „później", żeby przywołać nas do porządku – wspomina jeden z jego uczniów. – W latach 1983–1987 podczas naszej edukacji w liceum historia odbijała się w rzeczywistości – a on potrafił nam to uświadomić. No i przede wszystkim – uczył historii, której nie było wtedy w podręcznikach.

Inny uczeń dodaje: – Zaczął prowadzić zajęcia w naszej czwartej, maturalnej klasie, kiedy niełatwo wyrobić sobie z dnia na dzień autorytet, szczególnie kiedy jest się niższym o pół głowy od wielu z nas, wykarmionych bananami z Polnej, jedynaków.

Mój rozmówca wyznaje, że pod wpływem Kotańskiego wybrał studia historyczne. – Jedna z klasowych ironistek nadała mu przydomek „Dyzio" i śmieszność wydawała się być o włos. Ale potem – w sumie nie wiadomo, co było najpierw: czy przyniesiona przez kogoś ze Starówki, gdzie biegaliśmy na msze i zadymy, opowieść o tym, jak Dyzio jednym ciosem karate sprawił, że zomowiec złożył się na chodniku jak scyzoryk, czy jego zaimprowizowany miniwykład o Auguście II Sasie, prawdziwe crescendo pasji i erudycji, zakończone wyskandowaną niemal frazą: „August? Zapamiętajcie: pijak, parweniusz, gbur i prostak!". W każdym razie wystarczył tydzień, żeby Dyzio w szkole miał mir.

Jeszcze więcej „obciachu"? Jest go naprawdę sporo, można brać garściami. W latach 2010–2015 w Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego Kotański współtworzył scenariusz wystawy głównej oraz wystaw czasowych poświęconych świętemu Janowi Pawłowi II i bł. ks. Jerzemu Popiełuszce. Zaangażowany był również w powstawanie w Górze Kalwarii ekspozycji w Muzeum bł. Stanisława Papczyńskiego, dziś już nowego kanonizowanego przez papieża Franciszka polskiego świętego. W tym kontekście bardzo ważna jest działalność Janusza Kotańskiego jako archiwisty pracującego nad uporządkowaniem spuścizny po Słudze Bożym prymasie Stefanie Wyszyńskim. Proces beatyfikacyjny wciąż się toczy, wysiłek badawczy Kotańskiego na pewno przybliży moment, w którym Kościół w Polsce będzie się cieszył z kolejnego rodaka wyniesionego na ołtarze.

Paweł Milcarek, założyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas", zajmującego się opisywaniem i analizą dziedzictwa Kościoła katolickiego, wspomina Kotańskiego następująco: – Janusz był jednym z pierwszych współpracowników naszego pisma. Lubił przesyłać nam felietony i wiersze, ale obecny był na łamach także ze swoimi pracami historyka. Jest przecież znawcą biografii prymasa Wyszyńskiego i dziejów Kościoła w PRL. To są sprawy, które pasjonują go i angażują osobiście, co zresztą wiązało się z pracą Janusza w IPN na rzecz włączenia tych zagadnień do edukacji szkolnej. Mogę powiedzieć, że to człowiek, który myśli samodzielnie, przeżywa żarliwie.

Jest jeszcze Piotr Łysakowski, historyk specjalizujący się w dziejach relacji polsko-niemieckich i pracownik Instytutu Pamięci Narodowej: – Poznaliśmy się w Biurze Edukacji Publicznej IPN z końcem 2003 roku. Janusz był już tam zatrudniony, a ja przyszedłem właśnie do pracy z zadaniem stworzenia wystawy o zbrodniach Wehrmachtu w Polsce. Nasze zainteresowania historyczne generalnie się nie krzyżowały, co nie uniemożliwia mi ocenienia fachowości i kultury zawodowej Janusza. Ma bardzo dużą wiedzę, erudycję, poza tym operuje piękną polszczyzną. Zwracam na to uwagę, bo dziś to rzadkie, jeśli spojrzymy na świat polityki i konkretnych jej przedstawicieli, niemających na ogół pojęcia, o czym i w jaki sposób mówią. W osobie Janusza znajdziemy pełnowartościowego humanistę, osobę głęboko przywiązaną do wszystkiego, co w naszych dziejach ważne i potrzebne do uczciwego i normalnego życia.

W kręgu księdza Jerzego

Zainteresowania historyczne Janusza Kotańskiego objęły również szczególnie bliską mu postać bł. księdza Jerzego Popiełuszki. Poświęcił mu biografię zatytułowaną „Nagroda dla księdza", w której możemy m.in. przeczytać następującą charakterystykę Błogosławionego z czasów karnawału „Solidarności" i nocy stanu wojennego: „(...) w działaniach księdza coraz wyraźniejsze stawały się te cechy charakteru, które przyciągały do niego ludzi, a więc: bezinteresowność, brak zainteresowania wartościami materialnymi, spokój ducha, umiejętność wyczuwania potrzeb bliźnich i wreszcie (...) odwaga cywilna, chęć dawania świadectwa prawdzie, wierność wartościom najwyższym. Dodać do tego należy wielkie poczucie odpowiedzialności i miłe, spokojne usposobienie. Z pewnością wielu było wówczas księży, którzy w równym stopniu mieli rozwinięte poszczególne przymioty. Byli też lepsi kaznodzieje, kapłani o większej wiedzy i bardziej przenikliwej inteligencji. Ale dopiero wszystkie te zalety występujące razem powodowały, że Popiełuszko stawał się duchownym, do którego z takim zaufaniem i nadzieją lgnęli ludzie".

Nie sposób wymienić wszystkich publikacji i poziomów aktywności historycznej, publicystycznej i edukacyjnej Janusza Kotańskiego dotyczących dziejów Polski i polskiego Kościoła. Zresztą nie ma tu na to miejsca, przecież to nie laurka dla nowego ambasadora. Raczej przyczynek do zrozumienia, ile prawdy znajduje się w następującej charakterystyce, którą niedawno mogliśmy przeczytać w „Newsweeku": „Teraz Waszczykowski już jako minister wysyła do Watykanu Janusza Kotańskiego, o którym wiadomo głównie to, że pisuje do miesięcznika »wSieci Historii«, udziela się na forach kościelnych i pisze wiersze". Naprawdę tylko tyle o nim wiecie?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ta nominacja od razu wzbudziła gniewne reakcje salonów III RP. Stanowiła bowiem dla tych środowisk koronny dowód na to, że partia, która jesienią roku 2015 przejęła władzę nad Wisłą, dąży do tego, czego się one panicznie boją – wymiany elit. Czy jednak w tym przypadku nie mamy do czynienia z grubym uproszczeniem, które w istocie przesłania atuty nowego ambasadora Polski w Watykanie?

„Prawdziwe szczęście jest rzeczą wysiłku, odwagi i pracy" – napisał kiedyś Balzac i zdanie to można z powodzeniem odnieść do ścieżki życiowej Janusza Kotańskiego. Wydawałoby się, że objęcie przez niego urzędu ambasadora przy Stolicy Piotrowej to zupełnie zasłużone zwieńczenie kariery publicznej warszawskiego historyka, poety i publicysty, a – spoglądając na jego drogę zawodową i zaangażowanie społeczne – będzie to dla większości opinii czymś zgoła oczywistym.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej