Jan Maciejewski: Baśnie tysiąca i jednego przedpołudnia

Kiedy wyruszają na przedpołudniowy spacer, mają w sobie coś z Sindbada opuszczającego rodzinny port. Cokolwiek się stanie, nieważne, na jakie niebezpieczeństwo trafią, wiedzą – tak jak on za którymś razem w końcu zrozumiał – że i tak wrócą do domu.

Publikacja: 05.07.2019 17:00

Jan Maciejewski: Baśnie tysiąca i jednego przedpołudnia

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Opuszczą kotwicę w tym samym miejscu, gdzie teraz ją podnoszą. Światu potrzebni na równi z baśniowym żeglarzem, w ich opowieści też już mało kto wierzy. I tak jak on był każdą z wysp, na które trafił, wszystkimi przygodami, których doświadczył, i potworami, które pokonał, tak oni są miejscami, po których krążą. Nie wyruszał w kolejne podróże dla skarbów czy przygód, ale dlatego, że był Sindbadem, był żeglowaniem po nieznanym. Nie wychodzą codziennie o tej samej porze, kiedy ranek przestaje być rześki, a południe jeszcze nie zapłonęło, bo mają coś do załatwienia czy chcą zabić czas. Wyruszają, bo są emerytami w prowincjonalnym miasteczku. Są żeglowaniem wśród wiecznie tego samego.

Pozostało 80% artykułu

Teraz 4 zł za tydzień dostępu do rp.pl!

Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach subskrypcji rp.pl

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu