Tomasz Terlikowski: W Irlandii Kościół i obrońcy życia przegrali

Irlandia przegrała swoją walkę o życie. Tak, dokładnie tak uważam. Ale Polska wcale nie musi tak skończyć. Aby tego uniknąć, trzeba jednak wyciągnąć wnioski z tego, co wydarzyło się na Zielonej Wyspie.

Aktualizacja: 02.06.2018 22:45 Publikacja: 01.06.2018 18:00

Tomasz Terlikowski: W Irlandii Kościół i obrońcy życia przegrali

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

A co się wydarzyło? Odpowiedź jest prosta. Obrońcy życia i Kościół (tak, Kościół także, bo to bierność czy wrogość wobec obrony życia części duszpasterzy, przyczyniła się do klęski proliferów) przegrali. A przegrali, bo przespali odpowiedni czas, uznając, że mają świetne prawo (to była do pewnego momentu prawda), partie, które deklarują się (w zasadzie wszystkie) jako konserwatywne i pro-life, a do tego społeczeństwo przychylnie spoglądające na obronę życia. Dawało to wrażenie świętego spokoju, bezpieczeństwa, pozwalało na zaprzestanie działania.

Ale druga strona nie spała. Media zasypywały opinię publiczną rzekomymi winami proliferów, oskarżały irlandzkie prawo o śmierć kobiet (choć była to bzdura z medycznego punktu widzenia) czy wreszcie budowały wrażenie, że w nowoczesnym państwie aborcja musi być legalna. I tak powoli, ale systematycznie przesuwały przekonania opinii publicznej w stronę aborcjonizmu, a także skłaniały polityków do zmiany prawa. Zaczęło się od lekkiego poluzowania zapisów prawnych kilka lat temu, a teraz proces ten dobiegł końca.

W Polsce możemy tego uniknąć, a metoda jest niezwykle prosta. Otóż nie wolno nam się zgodzić na narzucanie nam terminów, stylów debaty i wreszcie jej języka przez środowiska pro-choice. Już samo przyjęcie ich języka oznacza przegraną, bo jeśli rozmawiamy o wolności wyboru, to nikt go nie chce. Identycznie jest z dowodzeniem, że ktoś ma, a ktoś inny nie ma prawa do życia, i przekonywaniem, że niepełnosprawni też są użyteczni. Otóż z punktu widzenia pro-life ich użyteczność bądź nie nie ma najmniejszego znaczenia. Każdy z nas ma prawo do życia, także wówczas, gdy z jakiejś perspektywy jego istnienie byłoby trudne do zniesienia czy zaakceptowania dla innych. Nikt nie musi udowadniać, że ma prawo istnieć, nawet wówczas gdy jest ciężarem.

Ale jeszcze istotniejsze jest uświadomienie sobie, że dobre (w Polsce wcale nie tak dobre, bo dopuszcza aborcję niepełnosprawnych) prawo nie jest nam dane na zawsze. Lewica czy liberałowie (a także ci spośród konserwatystów, którzy odrzucili chrześcijańskie korzenie) zrobią wszystko, by je zmienić. Media, dokładnie tak jak w Irlandii, będą ich w tym dziele wspierać, a zmiana nastawienia opinii publicznej wcale nie jest tak trudna, jak mogłoby się wydawać. Dlatego zamiast czekać, aż swoje projekty zgłoszą zwolennicy aborcji, trzeba nieustannie bombardować polityków naszymi projektami. A do opinii publicznej kierować mocny przekaz pro-life, związany z obroną życia niepełnosprawnych oraz tych, którzy mają nieodpowiednie, bo z przestępstwa, pochodzenie. Odpuszczenie sobie tych tematów wcale nie umacnia tzw. kompromisu, ale przeciwnie – osłabia go. A do tego sprawia, że to tamta strona zawsze jest w ofensywie, a obrońcy życia tylko się bronią.

Na wojnie, a to, co dzieje się w tej sprawie, jest wojną, nie ma odpoczynku. Jeśli nie idziemy do przodu, to się cofamy, a jeśli nie wykorzystujemy czasu zawieszenia broni do umacniania swojej pozycji, to stwarzamy warunki do przyszłej przegranej. Dlatego zamiast szukać powodów, by nie załatwiać tej sprawy, trzeba zacząć naprawdę wymuszać na politykach, liderach opinii jej załatwienie. A wszystko to także dlatego, że jeśli nie zajmiemy się tym my, to niebawem środowiska, które zniszczyły obronę życia w Irlandii, zabiorą się również do Polski. Na ten atak musimy przygotować się już dzisiaj. Jeśli tego nie zrobimy, przegramy tak jak Irlandia.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

A co się wydarzyło? Odpowiedź jest prosta. Obrońcy życia i Kościół (tak, Kościół także, bo to bierność czy wrogość wobec obrony życia części duszpasterzy, przyczyniła się do klęski proliferów) przegrali. A przegrali, bo przespali odpowiedni czas, uznając, że mają świetne prawo (to była do pewnego momentu prawda), partie, które deklarują się (w zasadzie wszystkie) jako konserwatywne i pro-life, a do tego społeczeństwo przychylnie spoglądające na obronę życia. Dawało to wrażenie świętego spokoju, bezpieczeństwa, pozwalało na zaprzestanie działania.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Czarodziej i jego muszkieterowie