Autorem wspomnianych książek jest – jak wszyscy wiedzą – francuski pisarz Jules Verne, zwany po polsku Juliuszem, chociaż wszyscy byśmy się wzdrygali, gdyby Francuzi nazywali Słowackiego Julem Słowackim. Wedle Wikipedii Verne jest drugim na świecie najczęściej tłumaczonym autorem: po Agacie Christie, ale przed Szekspirem, zwanym powszechnie Williamem Shakespeare'em. Z nietypową dla siebie pedanterią zauważę również, że 20 tysięcy mil było w oryginale 20 tysiącami lig, czterokilometrowych, stosowanych wówczas we Francji, co równało się 80 tysiącom kilometrów.
Szczegóły są tu o tyle ważne, że kapitan Nemo miał być w oryginale – to znaczy w „Dwudziestu tysiącach mil..." – Polakiem, a dopiero w „Tajemniczej wyspie" okazał się Hindusem. Książki te są na tyle znane, a sprawa na tyle ważna, że powinna się nią zająć Polska Fundacja Narodowa pod egidą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Przypuszczam, że przywrócenie kapitanowi Nemo jego narodowości (i być może nawet obywatelstwa) kosztowałoby mniej niż procent dotychczasowych wydatków PFN, które, jak już o tym pisałam – i nie tylko ja – były rzucaniem (wielkich) pieniędzy na wiatr.
Postać kapitana Nemo powstała w 1869 r., pięć lat po zdławieniu powstania styczniowego, o którym wiedziała cała Europa, a które cieszyło się dużą sympatią we Francji. To w Paryżu republikański polityk i prawnik Charles Floquet rzucił w 1867 r. w kierunku cara Aleksandra II okrzyk „Vive la Pologne, Monsieur", który w różnych kontekstach przetrwał do dziś.
W pierwszej wersji książki kapitanem elektrycznej łodzi podwodnej „Nautilus" miał być powstaniec styczniowy, polski szlachcic, naukowiec, którego całą rodzinę wymordowali Rosjanie (a w jednej z wersji również zgwałcili jego siostrę). Kapitan Nemo mści się na Rosjanach, pływając po morzach i zatapiając ich statki. Niestety, wydawca Verne'a Pierre-Jules Hetzel sprzeciwił się temu w obawie, że obrażone imperium zabroni tłumaczenia tej książki na rosyjski (notabene, żeby nie było nieporozumień, pan Hetzel był z dziada pradziada protestanckim Alzatczykiem). Nacisk Hetzela na Verne'a popsuł mocno ich podobno bardzo serdeczne stosunki, ale Verne ugiął się na tyle, że w „Dwudziestu tysiącach..." pochodzenie kapitana Nemo jest po prostu tajemnicze i niejasne. Dopiero w wydanej kilka lat później „Tajemniczej wyspie" kapitan okazuje się Hindusem, księciem Dakkarem, nienawidzącym imperium brytyjskiego, co jest o tyle oczywiste, że Wielka Brytania była i jest państwem liberalnym, któremu do głowy by nie przyszło oprotestowywać dzieło literackie.
Kapitan Nemo w pełni zasługuje na miejsce w poczcie polskich bohaterów literackich. Nienawidzi ucisku i tyranii, pomaga uciśnionym ludziom, powstańcom walczącym o niepodległość i nawet mniejszym wielorybom atakowanym przez większe. Zatapiając inne statki (w domyśle rosyjskie), walczy o wolność, jest panem mórz i oceanów, bo, jak mówi: „Tylko trzydzieści stóp pod powierzchnią morza jestem niezależny, wolny! Tylko tu nie mam panów". Przeliczenie, że „Dwadzieścia tysięcy mil..." to w rzeczywistości 80 tys. km, jest też o tyle ważne dla naszej dumy narodowej, że jest to sześciokrotność średnicy Ziemi.