Jeśli jest spójna, to...
...nie trafi do terapeuty. Chyba że niespodziewanie pogorszy się np. jej relacja małżeńska, o czym wspomniała pani, mówiąc o poronieniach. Są badania, które mówią, że także znacząca większość związków po aborcji ulega pogorszeniu nawet wtedy, gdy decyzja ta miała służyć poprawie ich jakości. Kobieta napotyka bowiem trudności z utrzymaniem zaufania do ojca dziecka, co może dotyczy jej kolejnych partnerów życiowych. Wtedy zaś traci podwójnie.
Ojciec dziecka wobec aborcji...
...często się wycofuje, może się czuć bezradny, nieprzygotowany. Nie pomaga tym samym w podjęciu decyzji, skazując kobietę na osamotnienie. Żal po stracie może wtedy iść w parze z oskarżaniem partnera, obwinianiem go o to, co się stało.
Jednocześnie czasem ona mówi: „Ty się nie wtrącaj!"
Wtedy mężczyzna może czuć się pominięty, co uderzy w jego poczucie ojcostwa i może poskutkować wycofaniem się. Czasem on chce tego dziecka. Co więcej, w naszej kulturze próbujemy zapewnić sobie byt przed urodzeniem potomstwa i często to partner bierze na siebie taki obowiązek. Wobec aborcji może poczuć, że zawiódł.
Czy waży tu stosunek dalszej rodziny lub status społeczny kobiety?
Pewne badania wskazują, że im gorsze wykształcenie i sytuacja społeczna kobiety, tym częściej podejmuje decyzje o kolejnych aborcjach. Jak mówiłem, istotne są też wcześniejsze doświadczenia kobiety, czyli płynące m.in. z dzieciństwa, szczególnie zaniedbania emocjonalne, bytowe, różne formy przemocy czy porzucenia. Potencjalnie także przeszłość ojca dziecka nie pozostaje bez znaczenia, szczególnie jeśli zawiera doświadczenia zaniedbania lub porzucenia. Nierzadko zdarza się, że kobieta jest zmuszana do aborcji przez otoczenie, zwłaszcza przez ojca dziecka. Wtedy tak naprawdę jest wielokrotnie ofiarą.
Bajka o trudnym dzieciństwie? Mam wrażenie, że to dyżurna puszka Pandory terapeutów...
Jako naukowiec i praktyk obserwuję po prostu szerszy kontekst tego wydarzenia, gdzie przyczyny są złożone i aborcja nie zawsze sprowadza się do decyzji kobiety. Wróćmy jednak do konsekwencji. Doświadczenie aborcji może bowiem wpływać na relację z żyjącymi dziećmi kobiety.
Je też odrzuci?
Nie znam jednej reguły. Poczucie winy może być jednak tak dotkliwe, że matka podejmie działania „z drugiego bieguna". Nie chcąc postrzegać siebie jako tej, która odrzuciła kiedyś dziecko, stanie się nadopiekuńcza. Proszę zwrócić uwagę: gdy kobieta dowiaduje się o ciąży, zalewa ją fala sprzecznych uczuć wywołana m.in. burzą hormonalną...
Pamiętam: to bardzo silne, jednocześnie odczuwane emocje: radość, strach, niedowierzanie, euforia i żal w jednym. Ale dzieje się też coś więcej: od pierwszych dni wiedzy o ciąży nosimy w sobie obraz gotowego dziecka. Podświadomie nadajemy mu imię, określamy wygląd...
To bagaż emocjonalny, który mimo utraty ciąży już nie znika. Może być za to przenoszony na kolejne dziecko, co rodzi nierealistyczne, krzywdzące go oczekiwania, by przeżyło życie niejako za dwoje. Psychologia zakłada przy tym, że pewnych zjawisk doświadczamy świadomie lub nieświadomie. Często bywa też, że dzieci mające wiedzę o tym, że ich rodzice podjęli decyzję o aborcji, izolują się od nich emocjonalnie. Co więcej, rozważanie decyzji o aborcji jest sytuacją stawiania siebie w obliczu „sytuacji bez wyjścia", co może prowadzić do osłabienia mechanizmów kontrolowania agresji...
...czyli kobieta staje się nieprzewidywalnie wybuchowa i trudno z nią wytrzymać, na czym cierpi cała rodzina?
To jeden z przykładów. Ale bywają też bardziej ukryte, wewnętrzne skutki. Kobiety, które poddały się zabiegowi z mieszanymi uczuciami, będąc w konflikcie wewnętrznym, mogą dążyć do ponownego odtwarzania tej tragedii.
Będą się poddawać aborcji wielokrotnie? W jakim celu?
Po pierwsze, bo już tego doświadczyły. Po drugie, nie dlatego, że będzie to wyjście z impasu, lecz w nadziei, że tym razem uda się rozwiązać ich konflikt wewnętrzny. Albo też znajdzie się ktoś, kto wskaże im jakieś inne, lepsze wyjście z sytuacji. Przy czym nie jest to wcale specyfika problemu aborcji. Ludzie nękani różnego rodzaju konfliktami wewnętrznymi często nieświadomie dążą do tego, by wciąż je przeżywać, wierząc, że tym razem uda się znaleźć rozwiązanie. W praktyce sprowadza się to do ponownego odtwarzania urazowego zdarzenia. Proszę zauważyć: są sytuacje, gdy kobiety dobrowolnie wiążą się z mężczyznami agresywnymi fizycznie wobec nich. Być może właśnie z uwagi na nierozwiązany konflikt.
Może seryjne powtarzanie aborcji to element syndromu poaborcyjnego? Nie znalazłam takiej jednostki chorobowej w rejestrach medycznych, lecz wciąż nas się tym straszy...
O zespole poaborcyjnym mówi się w kontekście negatywnych skutków przerwania ciąży, doświadczanych zarówno w sferze psychicznej, jak i somatycznej. Są to przykłady trudności z ponownym zajściem w ciążę, powikłania przy kolejnych ciążach itd. Do kwestii ginekologicznych nie będę się jednak odnosił, bo to nie moja dziedzina. Co do sfery psychiki: uważam, że istnieje wystarczająco dużo badań, by stwierdzić, że aborcja nie jest zjawiskiem neutralnym, warto więc poznawać wpływ, jaki wywiera na nas. Co więcej, nawet jeśli nie mamy poczucia, że nosimy w sobie jakiś konflikt wewnętrzny, nie znaczy to, że istotnie go nie ma. Jak wspomniałem, trafiają do mnie osoby, w których życiu coś się zachwiało. Rozważania tego, co się stało, często ujawniają fakt, że zetknęły się w swej historii z aborcją i że miało to dla nich znaczenie.
Jak się ustrzec kolejnych aborcji?
Proponuję psychoterapię. Pomimo że terapeuci także wystawieni są na wszechobecne napięcia z zewnątrz, psychoterapia może wspierać pacjentkę w czasie podejmowania decyzji, rozważając pełen kontekst jej życia, prawdziwe źródła jej decyzji.
Czy także wtedy, gdy nasze wyczekane dziecko okazało się upośledzone lub chore?
Jak najbardziej. Rodzice stają wtedy przed konfliktem emocjonalnym. Z jednej strony pragną dziecka, a z drugiej – mogą przestać go chcieć. Może nawet pojawić się do niego niechęć, złość, bo sprawiło im zawód i problem. Jeśli się już urodziło – trudno, lecz zanim to nastąpi, dowiadują się, że można jeszcze uniknąć problemu, poddając się aborcji. A to stawia ich przed tragicznym, rozdzierającym dylematem, kiedy nie ma, jak się wydaje, dobrych wyborów. Co istotne, społeczne wyobrażenie jest takie, że oto ludzie przeżywają właśnie tragedię swojego życia i muszą wybrać...
Pozbyć się dziecka teraz czy pozwolić mu żyć, dopóki będzie w stanie?
Także czy oddać na straty wiele ze swojego życia czy też dziecko? Problem w tym, że przyszłość ta jest wielką niewiadomą, bo trudno im wyobrazić sobie życie z upośledzonym czy chorym dzieckiem za dekadę lub dwie. Boją się, ile tak naprawdę przyjdzie im poświęcić, a wtedy pojawia się nacisk z zewnątrz: oni sobie z tym nie poradzą..., po co wam taki kłopot itd.
W świecie, gdzie każdy ma być „autorem swojego życia", trudno nie krążyć wtedy myślami wokół aborcji...
Jako psychoterapeuta nie daję rad ani gotowych rozwiązań. Są jednak inne, psychologiczne alternatywy dla stanu, w jakim znajdują się ci rodzice. Bardziej jednak wymagające emocjonalnie. Można zdać się na naturalną kolej rzeczy, by nie brać na siebie takiego dylematu.
Urodzenie chorego dziecka oznacza jednak tylko wielkie, smutne niewiadome. To rozciąganie bolesnej sytuacji na czas nieokreślony...
Owszem. Jednak z drugiej strony to podążanie za naturalnym rytmem przeżyć. Jeśli ktoś się rodzi, choruje i umiera, możemy przeżyć żałobę we wszystkich jej fazach. I przeciwnie: decyzja o poddaniu się aborcji tworzy zupełnie inną konfigurację emocjonalną dla rodziców. To dokładanie żalu powikłanego poczuciem winy do własnej tragedii. Proszę zrozumieć, że z perspektywy przeżyć wewnętrznych człowieka każdy z tych rodziców dokonuje wtedy wyboru egzystencjalnego.
Dr n. med. Marek Gajowy jest psychoterapeutą, pracował w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, badał m.in. straty okołoporodowe, jest autorem prac naukowych na ten temat
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95