Joanna Szczepkowska: Nauczyciele nowego pokolenia

Kiedyś zostałam zaproszona do jednej ze szkół na spotkanie. Pogubiłam się w korytarzach, uczniowie weszli do klas i nagle wszystko opustoszało. Po chwili usłyszałam kroki. Kobieta z dziennikiem w ręku nie zobaczyła mnie, szła zamyślona, aż przystanęła przed drzwiami jednej z klas. Stała tak długo, nie mogąc zdecydować się na otwarcie drzwi. Z klasy słychać było śmiechy, tupot, piski. To było naprawdę przejmujące. Nie mogłam się ruszyć z obawy, że przerwę jej tę chwilę oddechu, skupienia, jak przed walką. Zbierała siły. Chciała przedłużyć chwilę samotności. Nałożyć pancerz.

Publikacja: 19.04.2019 17:00

Joanna Szczepkowska: Nauczyciele nowego pokolenia

Foto: Fotorzepa

Ilu nauczycieli przed wejściem do klasy odczuwa lęk? Zaraz staną przed małą armią całkiem nowego pokolenia. Większość z tych, których ciągle nazywa się pokornie uczniami, to osoby niechętnie stąpające po świecie realnym. Ich rodzice przy telefonach i laptopach wciąż trzymają rękę na pulsie swojej pracy. Praca się przecież nie kończy z momentem przyjścia do domu. Niby denerwują się na to, że dzieci ciągle siedzą przed jakimś ekranem, ale tak naprawdę to jedyny sposób, żeby mieć od nich spokój. Nauczyciel ma więc przed sobą całkiem nowych ludzi. Często wyizolowanych, z większą niż kiedykolwiek ilością kłopotów psychicznych. Mają setki znajomych, których nie widzieli nigdy na oczy. Walczą ze średniowiecznymi rycerzami , wchodzą na Himalaje i wygrywają rajdy samochodowe, nie ruszając się z miejsca. Nauczyciel jest często jedyną realną dorosłą istotą, z którą przebywają w ciągu dnia.

Każde pokolenie wydaje się inne, nowe. Ale akurat to jest wyjątkowe – to nie oni się uczą od dorosłych, to starsze pokolenie pyta młodsze, prosi o pomoc, przyznaje się do technicznej niewiedzy. Oni świetnie zdają sobie sprawę, że należą do innej cywilizacji niż ich rodzice. Za każdym razem, kiedy zdarza mi się być na tzw. placu zabaw, obserwuję to samo zjawisko. Rodzice pytają dzieci – czy może już pójdziemy? Gdzie teraz chcesz iść? Potem posłusznie idą w stronę wskazaną przez dziecko. To nie jest jakiś jednostkowy przypadek. To reguła, przynajmniej w dużych miastach. Dzieci zaczęły przejmować kontrolę nad rodzicami.

Nawet jeśli to kwestia tylko jednego, góra dwóch pokoleń, to jaka jest pozycja nauczycieli w tym nowym układzie sil? Jak uzyskać przewagę i należny stopień dominacji? Udawać „równego"? Poznają się na tym. Na wszystkim zresztą się poznają i na ukrywanym lęku też. To jest pokolenie biegłe w psychologii i nazywaniu rzeczy po imieniu.

Dzisiaj problem radzenia sobie z klasą ma zupełnie inną naturę. Większość uczniów to młode istoty uzależnione od wirtualnej rzeczywistości. Starają się przeczekać ten dziwny i niepotrzebny czas przed południem. Mam czasem wrażenie, że do nowego pokolenia inaczej docierają dźwięki, inaczej też pytania. Zderzenie z tym musi być dodatkowym stresem dla tych, którzy podjęli się uczenia. Trzeba nie tylko wiedzy, ale wielkiej dyplomacji i wyczucia.

Często jestem pytana, czy długo dochodzę do siebie po zejściu ze sceny. Czy ktoś pyta o to nauczyciela? Nie mogę słuchać historii o „powołaniu", które miałoby rekompensować nauczycielom nędzne warunki życia. To oznaczałoby, że dziś mogą zająć się młodzieżą tylko osoby skazane na samotność. Mówiąc o pasji, przywołuje się obraz zdziwaczałych odludków, oderwanych od świata. Współczesny nauczyciel nie zdziała nic, jeśli będzie tylko siedział w uczonych księgach. Musi czuć puls czasu, musi się zbliżyć do nowej cywilizacji, znać język tych, których uczy, rozumieć współczesne zjawiska, inaczej na wstępie przegra spór z młodzieżą. Czas potrzebny na otwarcie drzwi do klasy będzie się wydłużał. Jeśli nie podwyższy się standardu życia nauczycieli i nie da się możliwości rozwoju, to ich po prostu zabraknie. Chyba że wprowadzone zostanie przymusowe nauczanie. Inaczej mówiąc, powtórka z historii.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ilu nauczycieli przed wejściem do klasy odczuwa lęk? Zaraz staną przed małą armią całkiem nowego pokolenia. Większość z tych, których ciągle nazywa się pokornie uczniami, to osoby niechętnie stąpające po świecie realnym. Ich rodzice przy telefonach i laptopach wciąż trzymają rękę na pulsie swojej pracy. Praca się przecież nie kończy z momentem przyjścia do domu. Niby denerwują się na to, że dzieci ciągle siedzą przed jakimś ekranem, ale tak naprawdę to jedyny sposób, żeby mieć od nich spokój. Nauczyciel ma więc przed sobą całkiem nowych ludzi. Często wyizolowanych, z większą niż kiedykolwiek ilością kłopotów psychicznych. Mają setki znajomych, których nie widzieli nigdy na oczy. Walczą ze średniowiecznymi rycerzami , wchodzą na Himalaje i wygrywają rajdy samochodowe, nie ruszając się z miejsca. Nauczyciel jest często jedyną realną dorosłą istotą, z którą przebywają w ciągu dnia.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów