Nareszcie buty, które można podzelować – ucieszył się szewc, gdy przyniosłam dziesięcioletnie mokasyny z nadgryzioną zębem czasu podeszwą. – Bo wie pani, teraz już butów, które daje się naprawić, prawie nie ma. Wszystko to jednorazowa plastikowa tandeta.
Skarpetki wyrzucamy, bo zrobiła się mała dziura, a przecież nikt nie umie cerować. Rajstopy to samo. Sweter się zmechacił, kurtka rozdarła na łokciu, gdzie to naprawić? Nie ma jak, więc kończy się na tym, że kupujemy nowe. Tylko małe dzieci czasem noszą coś po rodzeństwie, które z tego wyrosło. Ale poza tym żywot ubrania jest coraz krótszy. W Europie co rok wyrzuca się cztery miliony ton ubrań. W skali światowej oznacza to gigantyczny śmietnik co sekundę. A i tak w szafach mamy sporo rzeczy, których nie nosimy, bo żal wyrzucić.