Schetyna w sobotę, po wyjściu z Bazyliki Mariackiej, był pytany przez reportera TVN24 o słowa o. Ludwika Wiśniewskiego, który apelował o skończenie z nienawiścią, nienawistnym językiem, pogardą i bezpodstawnym oskarżaniem. – Szczególnie aktualne w kontekście jego śmierci, tego wszystkiego, co zdarzyło się później. Wyzwania jakie przynosi ta straszna historia. Myślę, że bardzo ważne i powinno zostać między nami. Tak powinno być – mówił przewodniczący PO.
Dowiedz się więcej: Schetyna: Jeszcze będzie normalnie
- Jest pytanie tylko, czy ci, do których jest skierowane, potrafią wysłuchać tego i potrafią to zrozumieć - dodał Schetyna. Dopytywany, czy podpisuje się pod wezwaniem o. Wiśniewskiego, lider PO odpowiedział, że "To nie jest wezwanie". - To wezwanie do tych, którzy spowodowali tę sytuację. Oni powinni to usłyszeć - stwierdził.
- Powiedział to, co czuł w tej chwili, wychodząc z kościoła z pogrzebu swojego przyjaciela, który zginął przez nienawiść. Bo to jest prawda. Nie odkładajmy tego od momentu i od miejsca. Nie mówmy, że to było powiedziane w jakiejś innej przestrzeni. To było powiedziane na pogrzebie Pawła Adamowicza, którego nienawiść zabiła - tłumaczył w poniedziałek w Radiu Zet Sławomir Neumann.
Szef klubu Platformy Obywatelskiej apelował przy tym o "uderzenie się we własne piersi". - Nie uderzajmy się w cudze, na pewno. I o tym pamiętajmy. Jeżeli uda się obniżyć poziom agresji w komentarzach, jeżeli uda się obniżyć poziom tego języka hejtu w mediach społecznościowych, ale przede wszystkim jeśli państwo będzie wreszcie działało w kwestiach dość oczywistych, takich jak wieszanie na szubienicy zdjęć europarlamentarzystów PO, tak jak w przypadku Pawła Adamowicza te aktu zgonu polityczne wystawiane przez Młodzież Wszechpolską, będą traktowane serio, jak to, że ktoś kogoś nie tyle już wyzywa albo odziera z godności, ale grozi śmiercią w internecie – że to będzie serio traktowane. Że ktoś na ulicy kogoś opluje, znieważy czy pobije, będzie naprawdę ścigane przez policję i prokuraturę - mówił polityk PO.